A
Anonymous
Guest
jest to opowiadania mojego kumpla, z trudem udało mi się go namówić na umieszczenie tutaj tego opowiadania. To jego pierwszy raz więc nie bądźcie dla niego zbyt ostrzy
...Ciężkozbrojny oddział szedł polną drogą, zmniejszając tym samym swoją odległość do wysokiego lasu. Horyzont poczerwieniał od zachodzącego słońca. Kapłanka Ksieżyca miała złe przeczucie, zwłaszcza że oddział maszerował już kilka dobrych godzin i chodź wszystkie Elfy poruszały się na swoich panterach to jednak nie zwierzęta były najbardziej zmęczone lecz jeźdźcy. Kapłanka po raz pierwszy obawiała się lasu który z każdym krokiem wydawał się jej coraz dziwniejszy. Chodź wytężyła swój Elfi słuch to jednak nie słyszała żadnych ptaków czy innych zwierząt które powinny zamieszkiwać las. Niestety Elfy musiały wkroczyć do lasu aby pozostać niezauważone. Kapłanka która miała na imię Travanna nie raz już słyszała o podstępnych Goblinach i ich sterowcach. Gobliny miały pozostać neutralne wobec wojny pomiędzy Ludźmi, Orkami, Nieumarłymi a Elfami jednak każda trzeźwo myśląca istota wiedziała o tym, że te małe podstępne zielonoskóre stworzenia najchętniej współpracowały z Orkami. Ich sterowce nie zajmowały się tylko zwiadem, oprócz tego potrafiły przenieść niewielki oddział wojskowy czy to żądnych krwi Orków czy też samobójczych goblińskich saperów. Ta potęga nie mogła być zlekceważona przez Elfy.
Oddział Kapłanki był nieduży, a żeby było śmieszniej Elfy zwały go „Waleczną Drużyną Travanny”. Chociaż nie raz nazwa ta wywoływała uśmiech na twarzy niejednego Elfa to jednak każdy z nich wiedział że siła tej „drużyny” jest ogromna. Potężne ostrza Łowczyń potrafiły zciąć nawet trzy głowy na raz a energetyczny łuk Kapłanki trafiał z wielką precyzją. Aczkolwiek dziś, nawet przy spotkaniu z większą grupą Leśnych Trolli jej waleczni żołnierze nie mieliby szans... Travanna rozkazała swojemu oddziałowi Łowczyń przyspieszyć kroku. Zmęczenie nie pozwalało jej się skupić... rozmyślała o odpoczynku na który sobie nareszcie będzie mogła pozwolić. Już planowała w jaki sposób rozmieści w obozie tymczasowe budowle... zaklęcie przyzywania Ogników samo układało się na jej ustach. Nagle otrzeźwiała, chociaż nie wiedziała co wyrwało ją z zamyślenia. „Najwyraźniej słońce już zaszło... albo to las. To las jest tak gęsty że nawet jeden promyk słońca nie może się przedostać przez jego koronę” powiedziała sama do siebie w umyśle. Las od środka już nie wydawał się taki dziwny jak z zewnątrz. Rozglądając się na boki kątem oka spostrzegła ulgę na twarzach jej wojowniczek i wojowników. Las wydawał się spokojny i bezpieczny...
Dotarłszy nad niewielki strumień Kapłanka postanowiła rozbić obóz. Powiedziała z niewielką nutką satysfakcji „Stać. Tu zatrzymamy się na najbliższych parę dni”. Następnie zaczęła wydawać komendy poszczególnym Elfom. Jedni mieli przywołać Ogniki które jak każdy wie były duszami poległych elfickich wojowników. Następni natomiast mieli poszukać jakiś złóż złota które mogłyby się przydać na przyszłość. Inni znowuż dostali rozkaz wyczarowania paru magicznych sów dla zabezpieczenia obozowiska. Travanna nie zajęła się niczym, co bardzo zdziwiło jej wojowników. Gdy tylko pierwsza sowa pofrunęła w niebo jak strzała wystrzelona z łuku, koronę lasu oświetliło jasno zielone światło. Zaraz po tym oddział usłyszał krzyki, łamane gałęzie i coś co przypominało bulgotanie... Nagle kolejna sowa poszybowała a zaraz za nią następne. Dzięki temu Elfy mogły wcześniej spostrzec zbliżających się wrogów i ku ich przerażeniu okazało się, że cały obóz został otoczony przez Orków. Travanna domyśliła się iż te okrutne stwory musiały zauważyć jej oddział już wcześniej ponieważ udało im się bardzo dobrze ukryć a wiedziała że Orkowie nie mają zwyczaju siedzieć cicho. Jak się okazało ci byli bardzo cicho, aż do teraz....
Kapłanka porwała swój łuk i wystrzeliła pierwszą strzałę jednocześnie krzycząc „Do broni !”.
Jej silny głos przeszył Elfom bębenki jak nigdy dotąd. Strzała z idealną precyzją przeleciała pomiędzy gałązkami drzew i trafiła w Szamana który wyglądał na przywódcę watahy. Wyglądał... Z strzałą w głowie już przestał wyglądać. Jego ciało runęło twardo na ziemie co zauważyły wszystkie Orki które najwyraźniej były ślepo wpatrzone w swego wodza i gotowe oddać nawet za niego życie. Orkowie z wymalowaną wściekłością na twarzy rzucili się do boju, wspomagani przez Trolle i ich oszczepy. Ostrza elfickich Łowców zaczęły zbierać krwawe żniwo i wtem pierwsze głowy Orków padły. Ale nie wszystkie ostrza trafiały do zamierzonego z początku celu, niektóre na przykład po prostu odbiły się rykoszetem od orczych zbroi a następnie trafiały w kolejnego wojownika. Travanna niejednokrotnie widziała jak broń łowców odcinała wrogowi ręce i nogi ale to co teraz zobaczyła naprawdę ścisnęło jej serce. Pewnemu pechowemu Orkowi dwa zbłąkane ostrza odcięły obie ręce a ten nie wiedząc co zrobić biegał w kółko wydzierając się w niebogłosy. Strzała Travanny zakończyła jego cierpienie... Pierwsza fala wroga została bardzo szybko odparta aczkolwiek Trolle robiły swoje. Gdy Łowcy walczyli z pobliskimi Orkami, z bezpiecznej odległości Trolle rzucały swoje zabójcze oszczepy, jedynie Travanna mogła dosięgnąć ich swoimi strzałami. Chociaż Kapłanka nie spudłowała nawet raz, to i tak nie nadążała eliminować przeciwników. Po zabiciu jednego Trolla jego miejsce zajmowały dwa następne...
Gdy pierwsze krzyki wypłynęły z ust zabijanych lub ranionych Elfów ich przywódczyni stanęła w miejscu przerażona. Travanna nie wiedziała co zrobić. Jej wojownicy potrzebowali pomocy a ona nie wiedziała jak im pomóc... Ta chwila nieuwagi wystarczyła Trollom i wtem jeden z ich oszczepów przebił jej ramie. Krzyknęła z tak wielką siłą, że aż wszyscy zwrócili na nią swój wzrok. Travanna straciła już wszelką nadzieje, oczekiwała śmierci. Wtem, liście posypały się na ziemię a następnie ni stąd ni zowąd wielka gałąź spadła na dwóch Orków. Wszyscy zerwali się do dalszej walki jedynie Travanna stała nadal w miejscu. Patrzyła jak pewien Troll zamierza wyrzucić oszczep w jej stronę. Zrezygnowana Elfka zamknęła oczy i przygotowała się na przyjęcie zabójczego ciosu... Ten jednak nie nadszedł, otworzywszy oczy zobaczyła jak Troll zwija się z bólu i z trudem łapie oddech. Rozejrzawszy się po polu bitwy Kapłanka ujrzała Orków którzy walczą z nowym wrogiem. Travanna zaśmiała się w myślach ponieważ wyglądało to tak jakby jej wróg walczył z lasem !? Chwile później Kapłanka uświadomiła sobie że oni rzeczywiście walczą z lasem. Najwyraźniej cierpienie zabijanych Elfów obudziło prastare drzewa. Gdy drzewce pokazały się w pełnej postaci Travanna rozpoznała je: to byli Starożytni Obrońcy - przednia straż drzewców.
Żaden z Orków nie mógł się oprzeć potężnym ciosom Obrońców. Każdy cios Starożytnego Obrońcy trafiał to dwóch to trzech Orków. Oddalone drzewce także starały się pomóc rzucając skałami czy wielkimi grudami ziemi. Zielonoskóre stwory zaczęły szaleńczo walić toporami bez opamiętania w każde drzewo jakie popadnie. Rozzłoszczeni Starożytni Obrońcy zamiast uderzać czy rzucać przeciwnikiem zaczęli go gnieść, dusić a nawet rozrywać na kawałki. Każde źdźbło trawy było zachlapane orczą krwią... Przed każdym drzewcem zbierała się kupka martwych orczych ciał... A Trolle... Trolle pozostawiły swych „sojuszników” uciekając z pola bitwy. Travanna wiedziała, że nie uda im się uciec ponieważ las ciągnął się przez co najmniej pół kilometra. Nie zwracając na to uwagi rozpoczęła pogoń za niedobitkami z myślą w głowie: „Zemsta będzie słodka”...
...Ciężkozbrojny oddział szedł polną drogą, zmniejszając tym samym swoją odległość do wysokiego lasu. Horyzont poczerwieniał od zachodzącego słońca. Kapłanka Ksieżyca miała złe przeczucie, zwłaszcza że oddział maszerował już kilka dobrych godzin i chodź wszystkie Elfy poruszały się na swoich panterach to jednak nie zwierzęta były najbardziej zmęczone lecz jeźdźcy. Kapłanka po raz pierwszy obawiała się lasu który z każdym krokiem wydawał się jej coraz dziwniejszy. Chodź wytężyła swój Elfi słuch to jednak nie słyszała żadnych ptaków czy innych zwierząt które powinny zamieszkiwać las. Niestety Elfy musiały wkroczyć do lasu aby pozostać niezauważone. Kapłanka która miała na imię Travanna nie raz już słyszała o podstępnych Goblinach i ich sterowcach. Gobliny miały pozostać neutralne wobec wojny pomiędzy Ludźmi, Orkami, Nieumarłymi a Elfami jednak każda trzeźwo myśląca istota wiedziała o tym, że te małe podstępne zielonoskóre stworzenia najchętniej współpracowały z Orkami. Ich sterowce nie zajmowały się tylko zwiadem, oprócz tego potrafiły przenieść niewielki oddział wojskowy czy to żądnych krwi Orków czy też samobójczych goblińskich saperów. Ta potęga nie mogła być zlekceważona przez Elfy.
Oddział Kapłanki był nieduży, a żeby było śmieszniej Elfy zwały go „Waleczną Drużyną Travanny”. Chociaż nie raz nazwa ta wywoływała uśmiech na twarzy niejednego Elfa to jednak każdy z nich wiedział że siła tej „drużyny” jest ogromna. Potężne ostrza Łowczyń potrafiły zciąć nawet trzy głowy na raz a energetyczny łuk Kapłanki trafiał z wielką precyzją. Aczkolwiek dziś, nawet przy spotkaniu z większą grupą Leśnych Trolli jej waleczni żołnierze nie mieliby szans... Travanna rozkazała swojemu oddziałowi Łowczyń przyspieszyć kroku. Zmęczenie nie pozwalało jej się skupić... rozmyślała o odpoczynku na który sobie nareszcie będzie mogła pozwolić. Już planowała w jaki sposób rozmieści w obozie tymczasowe budowle... zaklęcie przyzywania Ogników samo układało się na jej ustach. Nagle otrzeźwiała, chociaż nie wiedziała co wyrwało ją z zamyślenia. „Najwyraźniej słońce już zaszło... albo to las. To las jest tak gęsty że nawet jeden promyk słońca nie może się przedostać przez jego koronę” powiedziała sama do siebie w umyśle. Las od środka już nie wydawał się taki dziwny jak z zewnątrz. Rozglądając się na boki kątem oka spostrzegła ulgę na twarzach jej wojowniczek i wojowników. Las wydawał się spokojny i bezpieczny...
Dotarłszy nad niewielki strumień Kapłanka postanowiła rozbić obóz. Powiedziała z niewielką nutką satysfakcji „Stać. Tu zatrzymamy się na najbliższych parę dni”. Następnie zaczęła wydawać komendy poszczególnym Elfom. Jedni mieli przywołać Ogniki które jak każdy wie były duszami poległych elfickich wojowników. Następni natomiast mieli poszukać jakiś złóż złota które mogłyby się przydać na przyszłość. Inni znowuż dostali rozkaz wyczarowania paru magicznych sów dla zabezpieczenia obozowiska. Travanna nie zajęła się niczym, co bardzo zdziwiło jej wojowników. Gdy tylko pierwsza sowa pofrunęła w niebo jak strzała wystrzelona z łuku, koronę lasu oświetliło jasno zielone światło. Zaraz po tym oddział usłyszał krzyki, łamane gałęzie i coś co przypominało bulgotanie... Nagle kolejna sowa poszybowała a zaraz za nią następne. Dzięki temu Elfy mogły wcześniej spostrzec zbliżających się wrogów i ku ich przerażeniu okazało się, że cały obóz został otoczony przez Orków. Travanna domyśliła się iż te okrutne stwory musiały zauważyć jej oddział już wcześniej ponieważ udało im się bardzo dobrze ukryć a wiedziała że Orkowie nie mają zwyczaju siedzieć cicho. Jak się okazało ci byli bardzo cicho, aż do teraz....
Kapłanka porwała swój łuk i wystrzeliła pierwszą strzałę jednocześnie krzycząc „Do broni !”.
Jej silny głos przeszył Elfom bębenki jak nigdy dotąd. Strzała z idealną precyzją przeleciała pomiędzy gałązkami drzew i trafiła w Szamana który wyglądał na przywódcę watahy. Wyglądał... Z strzałą w głowie już przestał wyglądać. Jego ciało runęło twardo na ziemie co zauważyły wszystkie Orki które najwyraźniej były ślepo wpatrzone w swego wodza i gotowe oddać nawet za niego życie. Orkowie z wymalowaną wściekłością na twarzy rzucili się do boju, wspomagani przez Trolle i ich oszczepy. Ostrza elfickich Łowców zaczęły zbierać krwawe żniwo i wtem pierwsze głowy Orków padły. Ale nie wszystkie ostrza trafiały do zamierzonego z początku celu, niektóre na przykład po prostu odbiły się rykoszetem od orczych zbroi a następnie trafiały w kolejnego wojownika. Travanna niejednokrotnie widziała jak broń łowców odcinała wrogowi ręce i nogi ale to co teraz zobaczyła naprawdę ścisnęło jej serce. Pewnemu pechowemu Orkowi dwa zbłąkane ostrza odcięły obie ręce a ten nie wiedząc co zrobić biegał w kółko wydzierając się w niebogłosy. Strzała Travanny zakończyła jego cierpienie... Pierwsza fala wroga została bardzo szybko odparta aczkolwiek Trolle robiły swoje. Gdy Łowcy walczyli z pobliskimi Orkami, z bezpiecznej odległości Trolle rzucały swoje zabójcze oszczepy, jedynie Travanna mogła dosięgnąć ich swoimi strzałami. Chociaż Kapłanka nie spudłowała nawet raz, to i tak nie nadążała eliminować przeciwników. Po zabiciu jednego Trolla jego miejsce zajmowały dwa następne...
Gdy pierwsze krzyki wypłynęły z ust zabijanych lub ranionych Elfów ich przywódczyni stanęła w miejscu przerażona. Travanna nie wiedziała co zrobić. Jej wojownicy potrzebowali pomocy a ona nie wiedziała jak im pomóc... Ta chwila nieuwagi wystarczyła Trollom i wtem jeden z ich oszczepów przebił jej ramie. Krzyknęła z tak wielką siłą, że aż wszyscy zwrócili na nią swój wzrok. Travanna straciła już wszelką nadzieje, oczekiwała śmierci. Wtem, liście posypały się na ziemię a następnie ni stąd ni zowąd wielka gałąź spadła na dwóch Orków. Wszyscy zerwali się do dalszej walki jedynie Travanna stała nadal w miejscu. Patrzyła jak pewien Troll zamierza wyrzucić oszczep w jej stronę. Zrezygnowana Elfka zamknęła oczy i przygotowała się na przyjęcie zabójczego ciosu... Ten jednak nie nadszedł, otworzywszy oczy zobaczyła jak Troll zwija się z bólu i z trudem łapie oddech. Rozejrzawszy się po polu bitwy Kapłanka ujrzała Orków którzy walczą z nowym wrogiem. Travanna zaśmiała się w myślach ponieważ wyglądało to tak jakby jej wróg walczył z lasem !? Chwile później Kapłanka uświadomiła sobie że oni rzeczywiście walczą z lasem. Najwyraźniej cierpienie zabijanych Elfów obudziło prastare drzewa. Gdy drzewce pokazały się w pełnej postaci Travanna rozpoznała je: to byli Starożytni Obrońcy - przednia straż drzewców.
Żaden z Orków nie mógł się oprzeć potężnym ciosom Obrońców. Każdy cios Starożytnego Obrońcy trafiał to dwóch to trzech Orków. Oddalone drzewce także starały się pomóc rzucając skałami czy wielkimi grudami ziemi. Zielonoskóre stwory zaczęły szaleńczo walić toporami bez opamiętania w każde drzewo jakie popadnie. Rozzłoszczeni Starożytni Obrońcy zamiast uderzać czy rzucać przeciwnikiem zaczęli go gnieść, dusić a nawet rozrywać na kawałki. Każde źdźbło trawy było zachlapane orczą krwią... Przed każdym drzewcem zbierała się kupka martwych orczych ciał... A Trolle... Trolle pozostawiły swych „sojuszników” uciekając z pola bitwy. Travanna wiedziała, że nie uda im się uciec ponieważ las ciągnął się przez co najmniej pół kilometra. Nie zwracając na to uwagi rozpoczęła pogoń za niedobitkami z myślą w głowie: „Zemsta będzie słodka”...