Waaagh !!!
New Member
- Dołączył
- 27.6.2005
- Posty
- 7
(Fragmenty pamiętnika Bravda Osianina - ucznia arcymaga Morgaina z Leathdhiabhal)
ROZDZIAŁ 1
"Góry północy"
`Smocze jajo?!` z początku tylko wpatrywałem się w mistrza magów z niedowierzaniem.
`Mistrzu, wysyłasz mnie w odległe góry, bym odnalazł smocze jajo? Tylko nieliczni odważyli się zbliżyć do smoczego siedliszcza, a ja mam wykraść zeń jajo.`
Jak zwykle jednak mój mistrz, nie miał ochoty na dyskusje i tak oto wkrótce znalazłem się u stóp nieprzyjaznych, skutych lodem górskich stoków, które musiałem przebyć. Oto kolejne nieprzyjemne zadanie dla Bravda, ucznia magów, ale wciąż gnębi mnie pytanie - kiedy mistrz odda mi swój tytuł, w końcu jestem od niego o całe niebiosa potężniejszy.
Przedzierałem się przez pokryte śniegiem zbocza, przeklinając mróz wbijający się w me ciało niczym lodowe ostrza. Wkrótce dotarłem do wąskiej przełęczy spowitej chmurami wzbitego przez wiatr śniegu.
Nagle dobiegły mych uszu z dalszej części ścieżki odgłosy ciężkich, posuwistych kroków.
Wśród zamieci dostrzegłem kroczącą w moim kierunku postać. Bez trudu rozpoznałem potężną, ciemną sylwetkę odznaczającą się na bielutkim, śnieżnym tle. Drogę zastępował mi zwalisty troll.
Palcami odruchowo nakreśliłem magiczne znaki, a powietrze wokół mnie poczęło iskrzyć się energią. Ukradkowe spojrzenie rozwiało wszelkie wątpliwości - nie było innego wyjścia z przełęczy.
ROZDZIAŁ 2
"Trolle"
Ku mojemu zdziwieniu spostrzegłem, iż dzierżący wielką maczugę troll zdawał się mnie nie zauważać.
Cóż miałem począć? Wykorzystać sprzyjające mi szczęście i wziąć przygarbionego osiłka z zaskoczenia, a jeśli w pobliżu czają się jego pobratymcy? Czy nie lepiej spróbować się na języki?
Opuszczając mą kryjówkę, mieszczącą się za ośnieżonym, iglastym drzewem szybkim krokiem zbliżyłem się do szerokich pleców stworzeni, by zadać mu niszczycielski cios. Zawahałem się w ostatnim momencie - zauważyłem, że troll jest poważnie ranny, a ciało pokrywała mu zamarznięta krew spływająca z głębokich cięć, zadanych jakby licznymi, małymi ostrzami...
...Czasami zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, ale mistrz zawsze powtarzał, że muszę pomagać rannym, choćby nie wiem jak był zły. Nie miałem wyjścia. Uleczyłem go.
Gdy troll mnie zauważył, zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Odwrócił się do mnie i głosem głębszym niż grom rozbrzmiewający w górach, poprosił o pomoc w kilku nieskładnych i urywanych zdaniach opowiadając o pobliskiej osadzie.
Jego plemię wzniosło pierwsze chaty przy użyciu prymitywnych narzędzi.
Niedługo potem górskie przełęcze rozbrzmiewały hukiem ich kamiennych maczug. Dopiero teraz rozpoznałem to wioskę. To Auberdinae.
Wkrótce wyruszyli na łowy, gnani niezaspokojonym głodem.
Nic nie mogło mierzyć się z ich pierwotną, prymitywną siłą.
Wojownicy rychło udali się, by rabować tutejsze ziemie. Przemierzali północne góry w poszukiwaniu nowych ofiar, ale z nieznanych mi powodów kazali mi iść ze sobą.
Mijając kilka iglastych drzew, napotkaliśmy istotę, która była wcieleniem lodu o szponach ostrych niczym brzytwy, i wówczas do mnie dotarło. Trolle potrzebują mojej pomocy w pokonaniu tego monstrum, bo nie imała się go ich prymitywna broń, więc potwór ten w mgnieniu oka rozprawił się z wojownikami i niebezpiecznie zbliżył się do wioski.
C.D.N. got4ce@wp.pl
ROZDZIAŁ 1
"Góry północy"
`Smocze jajo?!` z początku tylko wpatrywałem się w mistrza magów z niedowierzaniem.
`Mistrzu, wysyłasz mnie w odległe góry, bym odnalazł smocze jajo? Tylko nieliczni odważyli się zbliżyć do smoczego siedliszcza, a ja mam wykraść zeń jajo.`
Jak zwykle jednak mój mistrz, nie miał ochoty na dyskusje i tak oto wkrótce znalazłem się u stóp nieprzyjaznych, skutych lodem górskich stoków, które musiałem przebyć. Oto kolejne nieprzyjemne zadanie dla Bravda, ucznia magów, ale wciąż gnębi mnie pytanie - kiedy mistrz odda mi swój tytuł, w końcu jestem od niego o całe niebiosa potężniejszy.
Przedzierałem się przez pokryte śniegiem zbocza, przeklinając mróz wbijający się w me ciało niczym lodowe ostrza. Wkrótce dotarłem do wąskiej przełęczy spowitej chmurami wzbitego przez wiatr śniegu.
Nagle dobiegły mych uszu z dalszej części ścieżki odgłosy ciężkich, posuwistych kroków.
Wśród zamieci dostrzegłem kroczącą w moim kierunku postać. Bez trudu rozpoznałem potężną, ciemną sylwetkę odznaczającą się na bielutkim, śnieżnym tle. Drogę zastępował mi zwalisty troll.
Palcami odruchowo nakreśliłem magiczne znaki, a powietrze wokół mnie poczęło iskrzyć się energią. Ukradkowe spojrzenie rozwiało wszelkie wątpliwości - nie było innego wyjścia z przełęczy.
ROZDZIAŁ 2
"Trolle"
Ku mojemu zdziwieniu spostrzegłem, iż dzierżący wielką maczugę troll zdawał się mnie nie zauważać.
Cóż miałem począć? Wykorzystać sprzyjające mi szczęście i wziąć przygarbionego osiłka z zaskoczenia, a jeśli w pobliżu czają się jego pobratymcy? Czy nie lepiej spróbować się na języki?
Opuszczając mą kryjówkę, mieszczącą się za ośnieżonym, iglastym drzewem szybkim krokiem zbliżyłem się do szerokich pleców stworzeni, by zadać mu niszczycielski cios. Zawahałem się w ostatnim momencie - zauważyłem, że troll jest poważnie ranny, a ciało pokrywała mu zamarznięta krew spływająca z głębokich cięć, zadanych jakby licznymi, małymi ostrzami...
...Czasami zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, ale mistrz zawsze powtarzał, że muszę pomagać rannym, choćby nie wiem jak był zły. Nie miałem wyjścia. Uleczyłem go.
Gdy troll mnie zauważył, zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Odwrócił się do mnie i głosem głębszym niż grom rozbrzmiewający w górach, poprosił o pomoc w kilku nieskładnych i urywanych zdaniach opowiadając o pobliskiej osadzie.
Jego plemię wzniosło pierwsze chaty przy użyciu prymitywnych narzędzi.
Niedługo potem górskie przełęcze rozbrzmiewały hukiem ich kamiennych maczug. Dopiero teraz rozpoznałem to wioskę. To Auberdinae.
Wkrótce wyruszyli na łowy, gnani niezaspokojonym głodem.
Nic nie mogło mierzyć się z ich pierwotną, prymitywną siłą.
Wojownicy rychło udali się, by rabować tutejsze ziemie. Przemierzali północne góry w poszukiwaniu nowych ofiar, ale z nieznanych mi powodów kazali mi iść ze sobą.
Mijając kilka iglastych drzew, napotkaliśmy istotę, która była wcieleniem lodu o szponach ostrych niczym brzytwy, i wówczas do mnie dotarło. Trolle potrzebują mojej pomocy w pokonaniu tego monstrum, bo nie imała się go ich prymitywna broń, więc potwór ten w mgnieniu oka rozprawił się z wojownikami i niebezpiecznie zbliżył się do wioski.
C.D.N. got4ce@wp.pl