Wędrówka

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Wskazówka monotonnie sunęła po tarczy zegara odmierzając czas. Odległe błyski zachodzącego światła kreśliły na budynkach mgliste pejzaże, które zdawały się zupełnie nie pasować do obrazu miasta. Wszystko monotonnie wybijało swój rytm życia. Ulice pełne ruchu, domy pełne skrytego lęku. Każda chwila podobna była do poprzedniej, ale już trochę jakby inna. Następny krok posuwał dalej na przód ogromną machinę życia, która nie przejmowała się niczym, jak tylko pozornym „postępem”. Zataczając świetliste kręgi swymi krótkimi rękoma, dążyła nie wiadomo gdzie. Możliwe, że celem tej podróży była zagłada. Wędrówka zawsze ma jakiś wyznaczony kres. Szybki bieg, pełen nadziei prowadzi do zamkniętego końca, gdzie pozostaje tylko ból.

Cienie igrały po ulicach, ścigając się jak małe dzieci. Chowały się też przed złotą plamą, która codziennie przemierzała bezkresne pustkowie nieba. I tak od wieków, niezależnie czy padał deszcz, czy wiały zachodnie wiatry, gdzieś zawsze zbierał się mrok. Był tym dobrym towarzyszem, który nigdy nie odstępował na krok, prowadził gdzie chciał i zawsze wiedział odrobinę więcej. Za każdym razem nieprzenikniony, tajemniczy, pełen pytań. Nigdy nie odpowiadał. Przyciągał. Drażnił nienawiść, wzbudzał smutek, odganiał dobre myśli. Pochłaniał do reszty całą duszę, nie zostawiając nic w zamian.

Każdy upadek w tym beznadziejnym dążeniu ku światłu był okrutny. Jak każdy dzień, gdy bliski końcu, okrywał ciemnością. Utracona nadzieja, jak nieuchwytne ptaki, ulatywała w nieznanym kierunku, pozostawiając tylko pustkę. Każda wizja blakła, myśli plątały się i ginęły w odmętach rozpaczy. Z każdą łzą wypływał świat, którego pragnienie prowadziło do śmierci.

Nieuniknione...

Barwna poświata pędziła za rozdygotaną latarką. Dziwne, że nikt jej nie wyłączył. Spadała spokojnie w dół, podrygując w smagających ją podmuchach. Samotna, opuszczona przez wszystkich. Migoczące w mroku światło zdawało się wołać przyjaciół o pomoc. Bezgłośny protest, który jednak nie znajdował odbiorcy. Nie było istoty, która zatroszczyłaby się o jej los. Wytyczona już dawno ścieżka kończyła się ciemnością. Jak zawsze.

Kres?...

Dochodziła dwunasta. Pierwsze krople zaczęły zwilżać pełną rozpaczy, spękaną ziemię. Księżyc spoglądał swym ponurym okiem na opustoszałe miasta. Zastanawiał się, po co ci wszyscy głupcy tak pędzą. Po co tak przejmują się swym życiem. Jest ich tak wielu i każdy umrze. Pozostanie po nich pustynia pełna niewidzialnych łez. Czy to wszystko miało jakąś wyższą wartość? On wiedział, że nie.
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Intrygujące, zmusza ludzi do myślenia, więc wielkiej popularności nie zbije. Szkoda że krótkie, jakbyś wziął się za jakieś większe dzieło, na pewno by miało więcej fanów.pokazuje, jak małą wartość ma życie jednostki w wielkim świecie ;p
 
Do góry Bottom