Prolog
Kreoras szedł ciemnymi, ponurymi ulicami Khorinis. Zwykle nie wybierał się na nocne przechadzki po dolnym mieście, dzisiejsza noc była jednak szczególna. Poprzedniego dnia młodzieniec osiągnął kolejny szczebel w długiej drabinie kariery - został zaufanym doradcą Lorda Hagena. Sukces ten świętował razem z przyjaciółmi w karczmie Coragona. Wracając do domu chłopak czuł jednak, że wypił za dużo. Szczęśliwym zbiegiem okolicznosci dotarł do bram górnego miasta. Jego dom znajdował się w charakterystycznem miejscu - był to pierwszy dom po lewej stronie, tak więc Kreoras nie miał już tak wielkich kłopotów z wejściem do środka. Nieprzytomnym wzrokiem omiótł pięknie urządzone mieszkanie. Chwytając się szaf, aby nie upaść, doszedł do sypialni i rzucił się na łóżko.
Wczesnym popołudniem obudził go potworny ból głowy. Zsunął się z nakrytego piękną pościelą łoża i pokuśtykał do kuchni. Chwycił butelkę z wodą i wypił łapczywie aż do samego dna. Nie pamiętał, co działo się wczorajszego wieczora, wiedział tylko że idzie z kolegami "oblać" jego zwycięstwo. Nieźle sobie pobalowałeś, powiedział do siebie i wyszedł w kierunku bram górnego miasta. Od portowych biedaków słyszał że karczmarz Kardif tanio sprzedaje "cudowne lekarstwo na kaca". W tych okolicznościach postanowił, że sprawdzi wartość wspaniałego leku. Kreoras wszedł do gospody i bez zbędnych wstępów zwrócił się do Kardifa:
- Słyszałem że masz jakieś dobre lekarstwo na kaca. Kupię od Ciebie cały zapas.
- Masz szczęście, jeśli mogę tak to ująć. Zostały mi tylko 2 butelki. Wyniosą Cię one... 300 sztuk złota.
- Ile ?! Czyś ty zwariował ?!
- Nie będę ukrywał że to dużo, ale postaw sie w mojej sytuacji. Po pierwsze co drugi z tej portowej chołoty nie płaci za to co dostanie. Po drugie mało kto to kupuje, ci wszyscy pijacy mają mocne łby. A ty na niedobór pieniędzy nie cierpisz... Ech, niech stracę, 250.
- Dobra, ratujesz mi życie, masz te 300.
Niosąc 2 niewielkie flakony niczym najświętszy skarb, Kreoras ruszył w kierunku domu. Jakże ogromne było jego zdziwienie, kiedy już z daleka zauważył przed nim niewielki oddział strażników miejskich. Mimo wszystko chłopak ruszył w kierunku mieszkania. Jeden ze strażników, zauważywszy młodego człowieka wszczął alarm. Kreoras nie miał sił ani zamiaru uciekać.Strażnicy otoczyli go ze wszystkich stron. Wystąpił spośród nich wysoki mężczyzna w srebrnej zbroi paladyna.
- Jesteś aresztowany pod zarzutem morderstwa i kradzieży.
Chłopaka zamurowało. Wiedział tylko jedno. Tym ludziom nie wytłumaczę, że jestem niewinny. W akcie rozpaczy Kreoras rzucił się w stroną niewielkiej luki w murze strażników. Ostatnim co poczuł, była ciężka pałka godząca w jego czaszkę...
- Hej ! Obudź się - ktoś szepnął przez kraty.
- Kto tam jest? - Kreoras otworzył oczy. Siedział w obskurnej celi, w koszarach straży miejskiej.
- Nazywam się Diego. Przyszedłem ci pomóc.
- W czym ?
- W ucieczce. Jesteś oskarżony o zabicie swojej dziewczyny i ograbienie jej domu.
- Co?! To nonsens ! Ja nikogo nie zabiłem. A poza tym dlaczego mam ci ufać ? Nie mam pojęcia kim jesteś ?
- Za to ja cię znam i wiem że nie zrobiłeś tego o co cię posądzono. Przed powstaniem bariery byłem w mieście wpływowym człowiekiem. Teraz wróciłem i obserwowałem cię. Padłeś ofiarą spisku. Musisz mi zaufać. Cóż, w najgorszym razie jutro zostaniesz powieszony. Procesu nie będzie, mają przeciw tobie przytłaczające dowody. Musisz uciekać z miasta. Unieszkodliwiłem kłopotliwych strażników. To twoja jedyna szansa.
Chociaż Kreoras miał opory przed ucieczką z budynku pełnego strażników, wiedział że więcej takiej mozliwości nie będzie. Pokonując drogę z koszar do bramy Diego pokrótce wyjaśnił mu kto i dlaczego wrobił go w morderstwo. Przy bramie wręczył mu małą torbę ze złotem
- Żegnaj Kreorasie, liczę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Przy odrobinie szczęścia możesz dołączyć do jakiejś zbójeckiej bandy. Wystrzegaj się większych farm. Gubernator na pewno obieca za twoją głowę górę złota.
- Żegnaj Diego.. Dziękuję i ... Do zobaczenia
To rzekłszy chłopak ruszył ścieżką i po chwili zniknął w ciemnościach.
I początek właściwej akcji. Nie będę tego dzilił na rozdziały bo za krótkie
Wstawał świt. Kreoras siedział przed grotą. Nie wiedział gdzie jest. Nie wiedział ile czasu minęło odkąd uciekł. Zbawienną ciszę przerywał co chwilę świergot ptaków. Pierwsze promienie wschodzącego słońca padły na jego twarz. Chłopak szlochał. W sercach ludzi nie było już miejsca dla przystojnego, zdolnego, ambitnego młodzieńca, który jeszcze tydzień, może miesiąc temu zajmował ważne stanowisko, miał piękną dziewczynę, był powszechnie lubiany. Przeklinał w duchu chciwość człowieka, przez którego musiał teraz wieść żywot wygnańca. Od osoby która go uwolniła, dowiedział się, dlaczego wtrącono go do więzienia. Teraz wszystko wydawało się takie oczywiste... Człowiek taki jak on stanowił zagrożenie dla ludzi żadnych władzy... Ci niestety zareagowali szybko i skutecznie. Od teraz był nikim.
Wyrwawszy się z zadumy, Kreoras spojrzał na bandytów wewnątrz groty. Chłopak z początku czuł do nich wstręt, niemniej byli to jedyni ludzie do jakich mógł się zwrócić. Mężczyźni spali spokojnie o czym świadczyły ich błogie miny. Niedługo bedę wyglądał jak oni, pomyślał z goryczą Kreoras. To była ostatnia myśl jaka nawiedziła jego umysł tego ranka. Chłopak oparł się o głaz i zamknął oczy. Zasnął.
Na razie The End
Jeśli doczytałaś/doczytałeś do tego momentu to znaczy ze nie jest źle. Z nadzieją czekam na KAŻDY komentarz i KAŻDĄ uwagę .
Lol dodałem to jako odpowiedź a pisze że w temacie nadal postów 0
Kreoras szedł ciemnymi, ponurymi ulicami Khorinis. Zwykle nie wybierał się na nocne przechadzki po dolnym mieście, dzisiejsza noc była jednak szczególna. Poprzedniego dnia młodzieniec osiągnął kolejny szczebel w długiej drabinie kariery - został zaufanym doradcą Lorda Hagena. Sukces ten świętował razem z przyjaciółmi w karczmie Coragona. Wracając do domu chłopak czuł jednak, że wypił za dużo. Szczęśliwym zbiegiem okolicznosci dotarł do bram górnego miasta. Jego dom znajdował się w charakterystycznem miejscu - był to pierwszy dom po lewej stronie, tak więc Kreoras nie miał już tak wielkich kłopotów z wejściem do środka. Nieprzytomnym wzrokiem omiótł pięknie urządzone mieszkanie. Chwytając się szaf, aby nie upaść, doszedł do sypialni i rzucił się na łóżko.
Wczesnym popołudniem obudził go potworny ból głowy. Zsunął się z nakrytego piękną pościelą łoża i pokuśtykał do kuchni. Chwycił butelkę z wodą i wypił łapczywie aż do samego dna. Nie pamiętał, co działo się wczorajszego wieczora, wiedział tylko że idzie z kolegami "oblać" jego zwycięstwo. Nieźle sobie pobalowałeś, powiedział do siebie i wyszedł w kierunku bram górnego miasta. Od portowych biedaków słyszał że karczmarz Kardif tanio sprzedaje "cudowne lekarstwo na kaca". W tych okolicznościach postanowił, że sprawdzi wartość wspaniałego leku. Kreoras wszedł do gospody i bez zbędnych wstępów zwrócił się do Kardifa:
- Słyszałem że masz jakieś dobre lekarstwo na kaca. Kupię od Ciebie cały zapas.
- Masz szczęście, jeśli mogę tak to ująć. Zostały mi tylko 2 butelki. Wyniosą Cię one... 300 sztuk złota.
- Ile ?! Czyś ty zwariował ?!
- Nie będę ukrywał że to dużo, ale postaw sie w mojej sytuacji. Po pierwsze co drugi z tej portowej chołoty nie płaci za to co dostanie. Po drugie mało kto to kupuje, ci wszyscy pijacy mają mocne łby. A ty na niedobór pieniędzy nie cierpisz... Ech, niech stracę, 250.
- Dobra, ratujesz mi życie, masz te 300.
Niosąc 2 niewielkie flakony niczym najświętszy skarb, Kreoras ruszył w kierunku domu. Jakże ogromne było jego zdziwienie, kiedy już z daleka zauważył przed nim niewielki oddział strażników miejskich. Mimo wszystko chłopak ruszył w kierunku mieszkania. Jeden ze strażników, zauważywszy młodego człowieka wszczął alarm. Kreoras nie miał sił ani zamiaru uciekać.Strażnicy otoczyli go ze wszystkich stron. Wystąpił spośród nich wysoki mężczyzna w srebrnej zbroi paladyna.
- Jesteś aresztowany pod zarzutem morderstwa i kradzieży.
Chłopaka zamurowało. Wiedział tylko jedno. Tym ludziom nie wytłumaczę, że jestem niewinny. W akcie rozpaczy Kreoras rzucił się w stroną niewielkiej luki w murze strażników. Ostatnim co poczuł, była ciężka pałka godząca w jego czaszkę...
- Hej ! Obudź się - ktoś szepnął przez kraty.
- Kto tam jest? - Kreoras otworzył oczy. Siedział w obskurnej celi, w koszarach straży miejskiej.
- Nazywam się Diego. Przyszedłem ci pomóc.
- W czym ?
- W ucieczce. Jesteś oskarżony o zabicie swojej dziewczyny i ograbienie jej domu.
- Co?! To nonsens ! Ja nikogo nie zabiłem. A poza tym dlaczego mam ci ufać ? Nie mam pojęcia kim jesteś ?
- Za to ja cię znam i wiem że nie zrobiłeś tego o co cię posądzono. Przed powstaniem bariery byłem w mieście wpływowym człowiekiem. Teraz wróciłem i obserwowałem cię. Padłeś ofiarą spisku. Musisz mi zaufać. Cóż, w najgorszym razie jutro zostaniesz powieszony. Procesu nie będzie, mają przeciw tobie przytłaczające dowody. Musisz uciekać z miasta. Unieszkodliwiłem kłopotliwych strażników. To twoja jedyna szansa.
Chociaż Kreoras miał opory przed ucieczką z budynku pełnego strażników, wiedział że więcej takiej mozliwości nie będzie. Pokonując drogę z koszar do bramy Diego pokrótce wyjaśnił mu kto i dlaczego wrobił go w morderstwo. Przy bramie wręczył mu małą torbę ze złotem
- Żegnaj Kreorasie, liczę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Przy odrobinie szczęścia możesz dołączyć do jakiejś zbójeckiej bandy. Wystrzegaj się większych farm. Gubernator na pewno obieca za twoją głowę górę złota.
- Żegnaj Diego.. Dziękuję i ... Do zobaczenia
To rzekłszy chłopak ruszył ścieżką i po chwili zniknął w ciemnościach.
I początek właściwej akcji. Nie będę tego dzilił na rozdziały bo za krótkie
Wstawał świt. Kreoras siedział przed grotą. Nie wiedział gdzie jest. Nie wiedział ile czasu minęło odkąd uciekł. Zbawienną ciszę przerywał co chwilę świergot ptaków. Pierwsze promienie wschodzącego słońca padły na jego twarz. Chłopak szlochał. W sercach ludzi nie było już miejsca dla przystojnego, zdolnego, ambitnego młodzieńca, który jeszcze tydzień, może miesiąc temu zajmował ważne stanowisko, miał piękną dziewczynę, był powszechnie lubiany. Przeklinał w duchu chciwość człowieka, przez którego musiał teraz wieść żywot wygnańca. Od osoby która go uwolniła, dowiedział się, dlaczego wtrącono go do więzienia. Teraz wszystko wydawało się takie oczywiste... Człowiek taki jak on stanowił zagrożenie dla ludzi żadnych władzy... Ci niestety zareagowali szybko i skutecznie. Od teraz był nikim.
Wyrwawszy się z zadumy, Kreoras spojrzał na bandytów wewnątrz groty. Chłopak z początku czuł do nich wstręt, niemniej byli to jedyni ludzie do jakich mógł się zwrócić. Mężczyźni spali spokojnie o czym świadczyły ich błogie miny. Niedługo bedę wyglądał jak oni, pomyślał z goryczą Kreoras. To była ostatnia myśl jaka nawiedziła jego umysł tego ranka. Chłopak oparł się o głaz i zamknął oczy. Zasnął.
Na razie The End
Jeśli doczytałaś/doczytałeś do tego momentu to znaczy ze nie jest źle. Z nadzieją czekam na KAŻDY komentarz i KAŻDĄ uwagę .
Lol dodałem to jako odpowiedź a pisze że w temacie nadal postów 0