Co jakiś czas mam po prostu potrzebę coś napisać. I piszę. Samoczynnie. W poprzednim tygodniu miałem takie dwa dni. I pisałem w szkole. Uporządkowałem to sztucznie, ale chciałem uchwycić rzecz nieuchwycalną - kolejność. Oto co napisałem:
***
Płacz i płacz
w deszczu chwilę gub
płać i płać
w morzu wartości top
Krzycz i krzycz
niech usłyszą twój jęk
rycz i rycz
niech poczują smak tych męk
i cisza
i cisza
i światło
i mrok
zapadła wieczysta noc
***
Człowiek miarą wszechrzeczy
leżących na chodniku śmieci
łkających kalek nad psami
i psów nad ich ranami
Boga życia codziennego
i mnicha wyklętego
za dawne grzechy
zamknij oczy, otwórz dłoń
i ich bogom oddaj pokłoń
Człowiek miarą wszechrzeczy
pływa wśród morza śmieci
i łka i jęczy
bo już nikt za niego nie poręczy
Smutek na trzy
Żałosnym jest klnięcie na głupotę
Własną
Obruszanie się pechowym wywrotem
Gaszą
Światła latarenek szczęścia
Płomyka
Duma z swojego męstwa
Znika
i raz
i dwa
i trzy
płaczmy
Bluźnierstwo
I nekromanta złożył dłonie na ołtarzu
wznosząc pieśni chwalące jego cześć
zanurzył palce w krwistym kałamarzu
odwracając tę duszy część
i spaczono całe narody
i wszyscy głos podnosząc – postradali
i nie było pogody
i się ze zwyczajów wyłamali
i klęli
i kłamali
i widzieli
a wszystko prze jeden palec
...i krew.
Piąty jeździec
Osiodłałem konia, piękny był to koń
I chwyciłem miecz, w swoją starą dłoń
Lecz go wyrzuciłem, patrząc na sąsiada
Kosa też zajęta, oj wyboru biada...
Wziąłem kij, prosto wystrugany
I nabiłem ziemniaka, świeżo był zebrany
I wybił on zęby, wszystkim sprawiedliwym
I dał powód śmiechu, wszystkim złośliwym
Mój koń zapłakał, nad moją głową
I umarł dość szybko – śmiercią głosową
A ja pożarłem duszą pogodową
Ciało zostawiłem, miałem wszak zadanie
I choć wiedziałem, że zdechł, wciąż kłamie
Ruszyłem na grzbiecie cywilizacji
I dogoniłem ich już do kolacji
Czterech spojrzało na mnie, bo byłem piąty
A piątego nie miało być, deptałem im pięty
Opluli mnie i zabrali kijek strugany
I ziemniakiem zęby wybili, los mój wybrany
Bo księgi mają to do siebie
Że nie pojawi się zmiana
Nie mordując jeźdźca
KTH,KTW,KTS
Skłońże głowę do cięcia
Włosy osłabić mogą cios
Poproś kostuchę do życia wzięcia
Nie wódź losu za nos
Nie pochwalaj kłamstwa
Chyba, że swojego
W obronie duszy obżarstwa
Molestując kłamliwe ego
Przedziały
Spodziewałem się podwójnego
Na miejsce dotarł pojedynczy
Wszedłem na koniec
Ty byłaś na drugim
Było mniej miejsca
Lecz byliśmy dalej
I ludzie wsiadali
I wychodzili
My trwaliśmy
Obdarzaliśmy się wzrokiem
I myślą
Że jak dotrzemy do końca
Razem wysiądziemy
...
I oczywiście się myliliśmy
***
mrugnęła do mnie kościstą powieką
i naga z kości wypięła pierś
objęła mnie swoją opieką
ciepło moje zamykając gdzieś
objęła mnie skostniałymi ramionami
kośćcem ud otuliła silnie
modliła się nad moimi znamionami
łasząc się do sumienia przymilnie
odtrącony w jej objęciach zimnych
suche łzy ronię krwiste
chodź wiem, że nie ma innych winnych
wspominam czasy tak mgliste
bo wśród nich byłem sam
aż sam! a teraz ona przy mnie – śmieć
wiem że łajdak, wiem żem cham
lecz ona każdego pragnie mieć
śmierć
Jeśli to przeczytaliście choć zostawcie znak. Byłbym dźwięczny.
***
Płacz i płacz
w deszczu chwilę gub
płać i płać
w morzu wartości top
Krzycz i krzycz
niech usłyszą twój jęk
rycz i rycz
niech poczują smak tych męk
i cisza
i cisza
i światło
i mrok
zapadła wieczysta noc
***
Człowiek miarą wszechrzeczy
leżących na chodniku śmieci
łkających kalek nad psami
i psów nad ich ranami
Boga życia codziennego
i mnicha wyklętego
za dawne grzechy
zamknij oczy, otwórz dłoń
i ich bogom oddaj pokłoń
Człowiek miarą wszechrzeczy
pływa wśród morza śmieci
i łka i jęczy
bo już nikt za niego nie poręczy
Smutek na trzy
Żałosnym jest klnięcie na głupotę
Własną
Obruszanie się pechowym wywrotem
Gaszą
Światła latarenek szczęścia
Płomyka
Duma z swojego męstwa
Znika
i raz
i dwa
i trzy
płaczmy
Bluźnierstwo
I nekromanta złożył dłonie na ołtarzu
wznosząc pieśni chwalące jego cześć
zanurzył palce w krwistym kałamarzu
odwracając tę duszy część
i spaczono całe narody
i wszyscy głos podnosząc – postradali
i nie było pogody
i się ze zwyczajów wyłamali
i klęli
i kłamali
i widzieli
a wszystko prze jeden palec
...i krew.
Piąty jeździec
Osiodłałem konia, piękny był to koń
I chwyciłem miecz, w swoją starą dłoń
Lecz go wyrzuciłem, patrząc na sąsiada
Kosa też zajęta, oj wyboru biada...
Wziąłem kij, prosto wystrugany
I nabiłem ziemniaka, świeżo był zebrany
I wybił on zęby, wszystkim sprawiedliwym
I dał powód śmiechu, wszystkim złośliwym
Mój koń zapłakał, nad moją głową
I umarł dość szybko – śmiercią głosową
A ja pożarłem duszą pogodową
Ciało zostawiłem, miałem wszak zadanie
I choć wiedziałem, że zdechł, wciąż kłamie
Ruszyłem na grzbiecie cywilizacji
I dogoniłem ich już do kolacji
Czterech spojrzało na mnie, bo byłem piąty
A piątego nie miało być, deptałem im pięty
Opluli mnie i zabrali kijek strugany
I ziemniakiem zęby wybili, los mój wybrany
Bo księgi mają to do siebie
Że nie pojawi się zmiana
Nie mordując jeźdźca
KTH,KTW,KTS
Skłońże głowę do cięcia
Włosy osłabić mogą cios
Poproś kostuchę do życia wzięcia
Nie wódź losu za nos
Nie pochwalaj kłamstwa
Chyba, że swojego
W obronie duszy obżarstwa
Molestując kłamliwe ego
Przedziały
Spodziewałem się podwójnego
Na miejsce dotarł pojedynczy
Wszedłem na koniec
Ty byłaś na drugim
Było mniej miejsca
Lecz byliśmy dalej
I ludzie wsiadali
I wychodzili
My trwaliśmy
Obdarzaliśmy się wzrokiem
I myślą
Że jak dotrzemy do końca
Razem wysiądziemy
...
I oczywiście się myliliśmy
***
mrugnęła do mnie kościstą powieką
i naga z kości wypięła pierś
objęła mnie swoją opieką
ciepło moje zamykając gdzieś
objęła mnie skostniałymi ramionami
kośćcem ud otuliła silnie
modliła się nad moimi znamionami
łasząc się do sumienia przymilnie
odtrącony w jej objęciach zimnych
suche łzy ronię krwiste
chodź wiem, że nie ma innych winnych
wspominam czasy tak mgliste
bo wśród nich byłem sam
aż sam! a teraz ona przy mnie – śmieć
wiem że łajdak, wiem żem cham
lecz ona każdego pragnie mieć
śmierć
Jeśli to przeczytaliście choć zostawcie znak. Byłbym dźwięczny.