Spotkania Aniołów

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Yhm... zacząłem pisać pół roku temu, a dziś dokończyłem. Niesforna bestia... Mimo wszystko, smacznego...

Spotkania aniołów


Już nawet nie pamiętał, kiedy Bóg stworzył tą skałę. Na pewno była stara, ale nie miał pewności, ile milionów lat tkwiła w otaczającej ją bezkresnej pustce. Od czasu do czasu przylatywał tu, aby pomyśleć, odnaleźć odrobinę swobody po dniach spędzonych tam, na dole. Zresztą chyba tylko to mu pozostało. Choć starał się odnaleźć jakieś ślady przeszłości, tak tylko tu spotykał dawne myśli, uczucia... wszystko co niegdyś minęło.
Była jeszcze ona. Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiała się tu żeby mu towarzyszyć. Wciąż go intrygowała. Czemu się z nim zadaje? Z drugiej strony zaś stawiał sobie pytanie, jak znalazła tą starą skałę? Dawniej, gdy jeszcze było „inaczej”, kiedy widział światłość, często szukał samotni, aby móc przemyśleć wszystko, co go spotykało. I jakimś cudem trafił tu. Od tego czasu minęło już sporo, zmieniło się wiele, lecz nadal czuł w sercu to samo drżenie, gdy w półmroku przysiadywał na nierównej powierzchni i spoglądał w dal, obserwując słońce.

Kiedy był młody, wiele razy zdarzało mu się błądzić w korytarzach nieskończoności, ot tak, dla zabawy. Chciał się zgubić, zniknąć na chwilę. Pragnął pozostać sam, niezauważony, aby do woli bawić się refleksami światła, jakie spadały z bezkresnej dali. Marzył, aby móc samemu je kierować, odbijać, zmieniać. Nigdy mu się to nie udawało, a im bardziej próbował, tym większą odczuwał rozpacz z powodu porażki. Tak też spotkał Jego. Siedział pogrążony w swych szalonych myślach, a On, odziany w jasną szatę, przyglądał się czemuś na białej ścianie.
- Kim jesteś?
Długa broda zakołysała się lekko.
- Nie poznajesz mnie?
Jego spojrzenie było łagodne.
- Ojcze, czy to Ty?
Starzec uśmiechnął się i zniknął.

Potem znowu szukał. Czas, choć podobno jeszcze nie istniał, zdawał się rodzić w jego duszy niepokój. Czyżby oślepł? Nie, z całą pewnością to nie było możliwe. Przecież czuł to, co wszyscy, wymawiał te same słowa, pragnął tego co oni. Jednak w jego sercu obudził się lęk. Wtedy odnalazł swoją pustelnię.

Jaskrawy promień nieprzerwanie padał na jego znużoną twarz. Podziwiał świetliste arcydzieło, choć nie odczuwał z jego obecności jakiś wzniosłych uczuć. Ot – było. Czuł jakiś okropny ciężar w sercu. Starał się odgadnąć jego imię, lecz im bardziej usiłował dobrnąć do sedna problemu, tym bardziej gubił się w sobie. Powiał wiatr. Był ciepły, niósł ze sobą woń kwiatów, których tu nie było. Długie siwe włosy zafalowały. Przeczesał je odruchowo dłonią, dziwiąc się tym jednocześnie. Nagle dobiegł go szum skrzydeł. Nie odwrócił się. Wiedział, że to ona. Zresztą, kto by się tu zapuszczał...
- Witaj... – szepnęła
Nie odpowiedział. Zresztą zawsze mało się odzywał. Nie pojmował tego, ale w jakiś sposób powstała między nimi dziwna więź. Wystarczyło, że byli przy sobie i już opanowywał ich spokój... przynajmniej jego. Miał przemożone wrażenie, że gdyby nie widziała światłości, to by tak nie było.
Usiadła obok niego i skierowała swe błękitne oczy w kierunku słońca. On zaś znowu pogrążył się w swych poszukiwaniach. Miał wrażenie, że w jej obecności szło mu jakoś łatwiej. Podciągnął kolana pod brodę. Znowu zaczął brnąć w odwieczne pytania, które po części doprowadziły go do obecnego stanu. Wciąż się zastanawiał, a im dłużej trwały jego duchowe męki, tym gorzej z nim było.
- I zapanowała światłość... – powiedziała nagle
Standardowo – nic na to nie odparł. Czuł, że siedzi w swojej pustelni, jednak miał wrażenie jakby był gdzieś indziej. Jej słowa zdały się jakby nowym prądem, który skierował go w innym kierunku. Znowu był na trawie, pełnej życia. Niebieskie kwiaty tworzyły liczne kałuże, do których co chwila przybywały małe owady. Inne zaś swoje kolorowe kielichy zdawały się otwierać właśnie dla niego, aby skosztował ich nektaru. Tak było. Kiedyś.

Biegł korytarzem mijając szare ściany. Chłód... potwornie zimno. Czuł, jak dreszcze ogarniają jego ciało, ale pomimo to nie zwalniał.
- Dlaczego ty wciąż to robisz? – posłyszał, lecz nikogo tu nie było.
Oglądnął się za siebie, ale nic nie dostrzegł.
- Nie, z całą pewnością źle się stało, że tam był – jakiś inny głos zaczął odbijać się echem.
- Przecież nie jest zły, za co mają...
Wrzasnął z bólu. Coś tkwiło w jego głowie, choć nie było niczym materialnym. Potknął się i upadł. Starał się chwycić czegoś, badając rękoma powierzchnię. Wreszcie podźwignął się na kolana i oparł o ścianę. Nagle dostrzegł na niej coś dziwnego. Przybliżał się do niej coraz bardziej, dysząc ciężko. Powietrze było coraz zimniejsze. Wreszcie to zobaczył. Szarość okazała się być ogromem liter, a w zasadzie tekstem, którego jednak nie mógł zrozumieć. Słowa układały się w mętlik, który powoli zaczął wypełniać jego duszę. Zaczął krzyczeć z przerażenia, ale ściana zdawała się go pochłaniać. Wtem podparcie jakby rozpłynęło się i zaczął spadać głową w dół.

- A słowo ciałem się stało...
- Proszę pana, czy dobrze się pan czuje? – ktoś spytał z lękiem
- Tak... – odparł ciężko, po czym wzdrygnął się.
To nie był jego głos. Rozejrzał się i dostrzegł małego, czarnoskórego chłopca. Był brudny. Miał na sobie jakąś starą szmatę, na której wyblakły napis krzyczał „Fuck The System”.
- Skąd się tu wziąłeś?
Malec podrapał się po nosie i znowu spojrzał mu w oczy.
- Przecież to kościół... – stwierdził z lekkim zdziwieniem, jakby chciał dać do zrozumienia swojemu starszemu o wiele lat rozmówcy, że zna się na rzeczy.

Obrazy dotarły wreszcie tam, gdzie miały się zaleźć. Lecz to już było coś innego. Gdyby teraz spotkał Boga, powiedziałby mu, że żałuje. Choć nigdy nie uważał, że postąpił źle. Jedynie wspomnienia, które codziennie rozdzierały jego serce i ona, sprowadzały do zmęczonej duszy te durne myśli.
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Heh, w tle mi leciała Apocalyptica - "Path" i się skomponowało bardzo gracko...

Ja się bawiłem kombinowanie z aniołami już jakiś czas temu, ale zaskakujące jest ile można z nimi zrobić i jak długo to ciągnąć [choć wolę demony ;p].
Tekst czyta się przyjemnie... Tylko jedno "standardowo" mnie lekko skrzywiło... Nie pasowal wyraz zupełnie.
Poprawność? Słuszna.
Treść? Zwyczajnie dobra =) Tekst jest przyjemny, zmotany z deczka, ale jest IMO gdzieś w środku stawki, wśród Twoich tekstów.
No ale i tak piszesz zajebiście ;p Tylko rzadko.
 
Do góry Bottom