3. Wizyta u maga.
Ricko zręcznie ubrał swój ciemno-zielony płaszcz. Ludzie nie lubili zbytnio mrocznych elfów z wiadomych powodów- były złe. Gdy ktoś wszedł im w drogę mógł lepiej od razu sam się powiesić. Te stworzenia nikomu jeszcze nie odpuściły. Jeżeli ten ktoś miał rodzinę to miał pecha, ponieważ to ona była pierwszym celem. Matka, ojciec, syn, córka, żona to było obojętne. Ważne żeby elfi wróg poczuł wściekłość, chęć zemsty. Następnie go oczywiście zabijali.
Kreeg czuł małą niechęć do Rick’a. Był strasznie małomówny i tajemniczy.
- Masz konia?- zapytał Rick’o.
- Po pierwsze nie mam kasy na konia. Po drugie nie lubię koni. Po trzecie po co mi koń?- zapytał wkurzony Kreeg.
- A szybko chodzisz?
- No zwyczajnie.
- Aha, czyli ukradniemy ci konia.
- Po co?
Kreeg nie wiedział, że mroczne elfy mogą biec i biec długie trasy i w ogóle się nie zmęczyć.
- Bez konia nie ma co ruszać. Zanim ty wyjdziesz ja będę w ¼ drogi!
- Jasna cholera!!! Dobra „pożyczymy” sobie konika.- oznajmił Kreeg.
Zeszli schodami do karczmy. Ricko kupił chleb, masło i ser.
- Ej, drogi kolego!- zawołał Kreeg- Zapomniałeś o piwie!
- To nie piknik.
- I co z tego. Humorek na drogę jeszcze nikomu nie zaszkodził.- stwierdził błagającym głosem Kreeg- Proszę...
- Dobra, ale tylko...
- Wystarczą trzy beczułki...
Rick’o pokiwał głową.
- Dobra, dobra.
Kreeg bardzo się ucieszył. Kochał wszystko co miało „procenty”. Nie wiem czy był alkoholikiem. Chyba nie. Poczciwe krasnoludy mówiły zawsze, że alkoholik to osoba, która twierdzi, że w każdym momencie może przestać pić. Z Kreeg’ iem było troszeczkę inaczej. Mówił zawsze otwarcie, że nie potrafi nad sobą panować. „Jak już pije to porządnie” – było to jego motto życiowe. I chyba przez to nie ma dzieci, żony. Ale do tego wrócę później...
Ricko uprzedzał Kreeg’a, że droga będzie długa, ale nigdy by nie przypuszczał, że aż tak. Kreeg’ owi wydawało się, że zakręty wiją się w nieskończoność, a kamienna dróżka nigdy się nie skończy. Był potwornie zmęczony.
- Spokojnie, jeszcze tylko trochę.- pocieszył go Ricko.
Zeszli w góry. Było strasznie zimno. Ricko rozpalił ognisko i zaczął przyrządzać sobie posiłek. W tym czasie Kreeg zdążył już zacząć wypijać piwo.
Nadszedł wreszcie dzień polowania na maga. Ricko ostrożnie obudził Kreeg’a, ten zaś miał kaca jak nigdy. Wypił wszystkie beczułki piwa!
- Czego!- ryknął Kreeg.
- Idziemy rozprawić się z magiem.
- Już, już...
Kreeg wstał powoli z ogromnym bólem głowy. Strasznie go suszyło. Ricko podał mu wodę. Następnie obydwaj założyli zbroje. Kreeg schował swój miecz do pochwy, Ricko zaś założył łuk na plecy i wyruszyli w drogę.
Plan był prosty: Kreeg idzie do maga, przedstawia się strażą i wchodzi do środka. W tym czasie Ricko ustawia się za skałą i go osłania w nagłym przypadku.
I tak też zrobili. Kreeg szedł przed siebie lekko utykając i trzymając się za rękę by dać do zrozumienia wartownikom pilnującym wieży, że jest ranny.
- Kim jesteś? – zapytał jeden ze strażników.
- Nazywam się Kreeg i mam ważną sprawę do Torbus’ a.
Strażnik posłał jednego ze swoich ludzi do maga aby spytał się czy zna Kreeg’a . Ten zaś patrzył na wieżę. Była ogromna, w kształcie walca zakończona spiczastym stożkiem. Unosiła się nad nią mała czarna chmurka. „Tak właśnie na dworze pana opisywali tą budowlę” – pomyślał Kreeg.
Wreszcie zjawił się posłaniec. Powiedział coś strażnikowi.
- Możesz wejść.- rzekł wartownik.
- Dziękuje
Schody do wieży były długie i kręte. Nawet tak silnego wojownika jakim był Kreeg dopadło zmęczenie.
„Wreszcie koniec” powiedział sobie w myślach. Drzwi do komnaty maga były olbrzymie. Wyrzeźbione na nich rzeźby wskazywały na orientacje magiczne Torubus’a. Przeróżne demony i potwory to tylko niektóre mroczne stworzenia wyrzeźbione na drzwiach.
Nagle drzwi się otworzyły i odezwał się głos:
- A więc przeżyłeś.- rzekł mag.
- Jak widać tak. – powiedział lekko zdezorientowany Kreeg.
- Czy zabiłeś smoka?
- Tak.
- A znasz miejsce pobytu bestii?
- Tak.
Zapadła cisza. Kreeg nie miał pojęcia co może teraz nastąpić. Plan polegał na tym, że Torbus pójdzie za Kreeg’ iem na magiczną polanę i tam plemię mrocznych elfów zabije maga.
- Zaprowadź mnie do legowiska smoka!- krzykną Torbus
- Jasne.
Mag zabrał dziesięciu strażników i konia. Ricko czekał na posterunku, ale kiedy zauważył Torbus’ a , który opuszcza swoją wieżę szybko się spakował i pobiegł daleko przed siebie.
Ricko zręcznie ubrał swój ciemno-zielony płaszcz. Ludzie nie lubili zbytnio mrocznych elfów z wiadomych powodów- były złe. Gdy ktoś wszedł im w drogę mógł lepiej od razu sam się powiesić. Te stworzenia nikomu jeszcze nie odpuściły. Jeżeli ten ktoś miał rodzinę to miał pecha, ponieważ to ona była pierwszym celem. Matka, ojciec, syn, córka, żona to było obojętne. Ważne żeby elfi wróg poczuł wściekłość, chęć zemsty. Następnie go oczywiście zabijali.
Kreeg czuł małą niechęć do Rick’a. Był strasznie małomówny i tajemniczy.
- Masz konia?- zapytał Rick’o.
- Po pierwsze nie mam kasy na konia. Po drugie nie lubię koni. Po trzecie po co mi koń?- zapytał wkurzony Kreeg.
- A szybko chodzisz?
- No zwyczajnie.
- Aha, czyli ukradniemy ci konia.
- Po co?
Kreeg nie wiedział, że mroczne elfy mogą biec i biec długie trasy i w ogóle się nie zmęczyć.
- Bez konia nie ma co ruszać. Zanim ty wyjdziesz ja będę w ¼ drogi!
- Jasna cholera!!! Dobra „pożyczymy” sobie konika.- oznajmił Kreeg.
Zeszli schodami do karczmy. Ricko kupił chleb, masło i ser.
- Ej, drogi kolego!- zawołał Kreeg- Zapomniałeś o piwie!
- To nie piknik.
- I co z tego. Humorek na drogę jeszcze nikomu nie zaszkodził.- stwierdził błagającym głosem Kreeg- Proszę...
- Dobra, ale tylko...
- Wystarczą trzy beczułki...
Rick’o pokiwał głową.
- Dobra, dobra.
Kreeg bardzo się ucieszył. Kochał wszystko co miało „procenty”. Nie wiem czy był alkoholikiem. Chyba nie. Poczciwe krasnoludy mówiły zawsze, że alkoholik to osoba, która twierdzi, że w każdym momencie może przestać pić. Z Kreeg’ iem było troszeczkę inaczej. Mówił zawsze otwarcie, że nie potrafi nad sobą panować. „Jak już pije to porządnie” – było to jego motto życiowe. I chyba przez to nie ma dzieci, żony. Ale do tego wrócę później...
Ricko uprzedzał Kreeg’a, że droga będzie długa, ale nigdy by nie przypuszczał, że aż tak. Kreeg’ owi wydawało się, że zakręty wiją się w nieskończoność, a kamienna dróżka nigdy się nie skończy. Był potwornie zmęczony.
- Spokojnie, jeszcze tylko trochę.- pocieszył go Ricko.
Zeszli w góry. Było strasznie zimno. Ricko rozpalił ognisko i zaczął przyrządzać sobie posiłek. W tym czasie Kreeg zdążył już zacząć wypijać piwo.
Nadszedł wreszcie dzień polowania na maga. Ricko ostrożnie obudził Kreeg’a, ten zaś miał kaca jak nigdy. Wypił wszystkie beczułki piwa!
- Czego!- ryknął Kreeg.
- Idziemy rozprawić się z magiem.
- Już, już...
Kreeg wstał powoli z ogromnym bólem głowy. Strasznie go suszyło. Ricko podał mu wodę. Następnie obydwaj założyli zbroje. Kreeg schował swój miecz do pochwy, Ricko zaś założył łuk na plecy i wyruszyli w drogę.
Plan był prosty: Kreeg idzie do maga, przedstawia się strażą i wchodzi do środka. W tym czasie Ricko ustawia się za skałą i go osłania w nagłym przypadku.
I tak też zrobili. Kreeg szedł przed siebie lekko utykając i trzymając się za rękę by dać do zrozumienia wartownikom pilnującym wieży, że jest ranny.
- Kim jesteś? – zapytał jeden ze strażników.
- Nazywam się Kreeg i mam ważną sprawę do Torbus’ a.
Strażnik posłał jednego ze swoich ludzi do maga aby spytał się czy zna Kreeg’a . Ten zaś patrzył na wieżę. Była ogromna, w kształcie walca zakończona spiczastym stożkiem. Unosiła się nad nią mała czarna chmurka. „Tak właśnie na dworze pana opisywali tą budowlę” – pomyślał Kreeg.
Wreszcie zjawił się posłaniec. Powiedział coś strażnikowi.
- Możesz wejść.- rzekł wartownik.
- Dziękuje
Schody do wieży były długie i kręte. Nawet tak silnego wojownika jakim był Kreeg dopadło zmęczenie.
„Wreszcie koniec” powiedział sobie w myślach. Drzwi do komnaty maga były olbrzymie. Wyrzeźbione na nich rzeźby wskazywały na orientacje magiczne Torubus’a. Przeróżne demony i potwory to tylko niektóre mroczne stworzenia wyrzeźbione na drzwiach.
Nagle drzwi się otworzyły i odezwał się głos:
- A więc przeżyłeś.- rzekł mag.
- Jak widać tak. – powiedział lekko zdezorientowany Kreeg.
- Czy zabiłeś smoka?
- Tak.
- A znasz miejsce pobytu bestii?
- Tak.
Zapadła cisza. Kreeg nie miał pojęcia co może teraz nastąpić. Plan polegał na tym, że Torbus pójdzie za Kreeg’ iem na magiczną polanę i tam plemię mrocznych elfów zabije maga.
- Zaprowadź mnie do legowiska smoka!- krzykną Torbus
- Jasne.
Mag zabrał dziesięciu strażników i konia. Ricko czekał na posterunku, ale kiedy zauważył Torbus’ a , który opuszcza swoją wieżę szybko się spakował i pobiegł daleko przed siebie.