Oto jedno z moich opowiadań, którymi chciałbym się pochwalić. Jak na mnie jest ono wyjątkowo długie, ale wydaje mi się, że godne uwagi. Zresztą sprawdźcie sami i powiedzcie co o nim myślicie. Tylko proszę nie czepiać się błędów interpunkcyjnych(to moja zmora jest). No to jeszcze raz miłej lektury!
- Bracia i siostry! Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić kolejną rocznicę narodzin Innosa, boga ognia i światła. Zanim rozpoczniemy wieczerzę, podziękujmy mu wszyscy za to, że stworzył cały świat i nas dzieci światłości. Podziękujmy mu również za to, że ochrania nas przed ciemnymi mocami samego Beliara, i że rozpala w każdym z nas ogień, dzięki któremu jesteśmy w stanie głosić naszą wiarę całemu światu pomimo licznych przeszkód. Pomódlmy się także za dusze grzeszników i potępieńców, które zostaną potępione przez samego Innosa, a ból ich będzie wieczny i nieopisany. Niech wieczny Innos da nam siłę, abyśmy mogli za życia ukarać grzeszników i innowierców tak, aby sprowadzić ich ze ścieżki zła i ciemności. Bowiem jedynie ogień, który wypali się w ich sercach i duszach może ich oczyścić, aby mogli stanąć przed obliczem wszechmocnego Innosa na równi z innymi. Wybrańcy Światłości, niech Innos was błogosławi!
Wyrecytował kapłan, ubrany w długie czerwono – pomarańczowe szaty. Jego twarz skryta była za kapturem, który w świetle świec wydawał się płonąc. Jego ręce uniesione ku górze, i rozpostarte niczym skrzydła kruka. Wkrótce tłum zgromadzonych zawtórował modlitwą.
- Dzięki ci Innosie, za ogień, który płonie w naszych sercach, i za to, że każdego dnia okazujesz nam łaskę, pozwalając nam żyć! – dalszą część modlitwy recytował każdy z osobna, jednak wszyscy równo i chóralnie - Twoja światłość oświetla ścieżkę, którą podążam, i dodaje mi sił w głoszeniu twego słowa i w oczyszczaniu dusz głupców, którzy ślepo ci się przeciwstawili. – odpowiedzieli chóralnie zgromadzeni mnisi i nowicjusze. Wszyscy ubrane w pomarańczowo – czerwone szaty, jednak znacznie uboższe niż te kapłana i bez kaptura.
Po skończonej modlitwie wszyscy zgromadzeni, mnisi i nowicjusze ubrani w pomarańczowo – czerwone szaty znacznie uboższe, niż te kapłana, i bez kaptura, zasiedli do posiłku, a kapłan siadł wraz z nimi. Siedzieli przy potężnym, okrągłym dębowym stole, w okrągłej ciemnej sali. Nie było tu okien, ponieważ byli głęboko pod ziemią. Jedynym źródłem światła było tysiące świec, unoszących się ponad nimi, poprzyczepianych do ścian, oraz poustawianych gdzieniegdzie na podłodze. Ściany były ozdobione płaskorzeźbami, które zdawały się tańczyć, wraz z cieniem rzucanym przez jedzących. Jedne przedstawiały Innosa, który strącał samego Beliara do czeluści piekieł, inne Innosa błogosławiącego swoich wyznawców, a jeszcze inne pokazywały, jak wygląda grzesznik przed i po oczyszczeniu ogniem Innosa.
Mimo, że stół był początkowo zastawiony po brzegi, to w przeciągu kilku chwil całe pożywienie powędrowało do żołądków ludzi zgromadzonych przy stole. Wszyscy znacząco się rozluźnili.
- Drodzy bracia i siostry, mam nadzieje, że posiłek podarowany nam przez Innosa, zaspokoił wasz głód. W końcu dziś był ostatni dzień postu. Tutaj chciałem przypomnieć o naszym bracie Pawle, który, nad czym wszyscy ubolewamy, nie wytrzymał próby Innosa, i został przez niego zabrany w ostatni piątek do Królestwa Światłości. Pomódlmy się za jego duszę, aby Innos miał ją w opiece i wybaczył mu jego grzechy.
Szepty modlitw uniosły się ponad siedzących odbijając się echem od ścian.
- Dobrze dosyć tych modłów, nie jesteśmy tu tylko i wyłącznie dla Innosa, ale także dla siebie samych – kapłan zdjął kaptur, i wszystkim ukazała się dobrze znana twarz ich szczerego przyjaciela, mędrca, nauczyciela i proroka – porozmawiajmy sobie – młody chłopak uśmiechnął się szczerze, a w jego zielonych oczach odbił się blask świec. – co słychać Smoku? Czy już pozbierałeś się po tym fatalnym związku z...jak jej tam było?
- W sumie tak, mój błąd, że się z nią zadawałem – odparł chłopak.
- Omotała cię wokół palca, to nie miałeś wiele do gadania – wtrącił jeden z nowicjuszy.
- Wokół najmniejszego, o tego – pokazał na swój palec kolejny rozbawiony chłopak.
- No bardzo śmieszne, normalnie pokładam się, i zieje razem z wami. A tak poważnie to założę się, że zrobilibyście to samo co ja.
- Nie gorączkuj się tak – powiedział uśmiechnięty kapłan – słyszałem, że już kolejna zaczyna cię „o m o t y w a ć” wokół palca, niedługo ci rąk zabraknie.
Zebrani wybuchli śmiechem, a Smok lekko poczerwieniał.
- Dosyć żartów, nasze rozmowy sprowadzają się zawsze do tego samego tematu – powiedział zaczerwieniony chłopak.
Zebrani zatem szybko zmienili temat, i zaczęli rozmawiać, a to o samochodach, a to o filmach, a to o nowych kosmetykach. Jednak po około godzinie rozmów kapłan powstał ze swojego miejsca, i przemówił do zgromadzenia.
- Moi drodzy, ponad nami jest świat, którego jesteśmy częścią pomimo tego, że jest on pełny ślepców i grzeszników, którzy wierzą w zmyślonych bożków, i są zaślepieni przez przyziemne żądze. Jednak wielu z nas za kilka godzin zaczyna pracę, więc proponuje zakończyć nasze spotkanie, bowiem wierzę, że potrzeba wam czasu, aby przygotować się do życia tam na górze. Powodzenia w udawanym życiu i do zobaczenia wieczorem.
Wszyscy ludzie siedzący przy stole, odmówili szybko krótką modlitwę na cześć Innosa, a potem wstali, i zaczęli wychodzić jeden po drugim, z okrągłego pomieszczenia, przez niewielkie drewniane drzwi. Jedyną osobą, która została był młody zielonooki kapłan, którego długa grzywka opadała teraz bezwładnie na czoło, zakrywając przy tym część jego lewego oka. Kiedy drewniane drzwi zatrzasnęły się za ostatnim nowicjuszem, kapłan klęknął, i zarzucił na głowę kaptur. Odmówił kolejną modlitwę do Innosa, tym razem za pomyślność rytuału, który miał się dziś odbyć. Kiedy skończył, spojrzał w stronę drzwi i powiedział:
- Witaj Smoku.
Młody blondyn wszedł do okrągłej sali, która tonęła w półmroku.
- Witaj, skąd wiedziałeś że to ja? Czyżby szlachetny Innos pobłogosławił cię darem widzenia przez drzwi?
- Ech, czasem nie wiem, kiedy sobie żartujesz, a kiedy mówisz poważnie. Dzisiaj jest ten dzień, wiedziałem, że nie zapomnisz i przyjdziesz punktualnie, jak zwykle.
- Ale niby skąd zawsze wiesz, która jest godzina, przecież tu nie ma żadnych zegarków?
- Spędziłem wiele godzin na kontemplacjach i modlitwach do Innosa, dzięki temu poznałem, i zrozumiałem wiele spraw, które dla innych będą tajemnicą na wieki. Zesłał on na mnie promień światłości, który oświecił mnie, i pokazał tajemnicę czasu. Teraz potrafię go wyczuwać.
- Co?! Przecież to niemożliwe...chyba...jaka to tajemnica?
- Odkryta tajemnica przestaje nią być, nieprawdaż?
- Każda rozmowa z tobą wzbogaca mnie o stokroć, i upewnia mnie w przekonaniu, że jesteś wybrańcem Innosa, któremu dane jest być naszym mistrzem i opiekunem – Smok ukłonił się lekko w stronę bezimiennego kapłana.
- Każda rozmowa z tobą wzbogaca mnie o stokroć, i upewnia mnie w przekonaniu, że jest jeszcze nadzieja dla ludzkości, ponieważ nie brakuje ludzi godnych dzierżenia pochodni Innosa, i głoszenia jego słowa – kapłan także się ukłonił.
Obaj spokojnym krokiem poszli w kierunku drewnianych drzwi, jednak ich celem nie było wydostanie się na powierzchnie, a zejście jeszcze niżej, w głąb podziemnych sal i korytarzy. Tunele, przez które szli, oświetlone były różnego rodzaju lampami. Szli w ciszy, wolnym i równym krokiem, obok siebie, niedoścignieni przez własne cienie. Po niedługim spacerze dotarli na miejsce. Tylko drzwi z metalową zasuwką dzieliły ich od komnaty, do której zmierzali.
- Kto to jest?
- Kobieta.
- Co zrobiła?
- Jest prostytutką, i zabiła własne dziecko.
- Aborcja?
- Tak. Oprócz tego skrzywdziła cię.
- Słucham?
- Spójrz przez judasza.
Smok spojrzał, a jego oczom ukazał się oślepiająco jasny pokój, którego podłoga oraz sufit świeciły jaskrawym blaskiem, a ściany były szczelnie pokryte setkami luster różnych rozmiarów. Na środku pokoju stało średniowieczne koło tortur, do którego była przywiązana za nogi i ręce młoda kobieta z czarnymi długimi włosami, które opadały na jej twarz, ramiona i piersi. Jej spocone ciało odbijało blask rozchodzący się po całym pokoju, dzięki czemu jej sylwetka wyglądała niczym usidlony, upadły anioł. Dziewczyna słysząc szelest dobiegający zza drzwi, podniosła głowę i na chwilę Smok był w stanie zobaczyć jej twarz.
- Nie!
- Uspokój się, ona jest winna i dobrze o tym wiesz.
- Ale, ja ją kocham.
Bezimienny kapłan spojrzał na niego ostro, swoimi wielkimi zielonymi oczami, spod kaptura.
- No dobrze, kochałem, ale one mnie też.
- Ona cię wykorzystała tylko po to, żebyś zdradził jej sekret całego naszego zakonu. Lepiej się ciesz, że to nie ciebie wskazała wizja. Całe szczęście litościwy Innos dał ci jeszcze jedną szansę.
- Ale...czy jesteś pewny, że wizja mówiła o niej, przecież ona nie jest prostytutką, ani tym bardziej nie miała nigdy dzieci.
- Czy myślisz, że by ci o tym powiedziała? Myślisz, że zawsze mówiła ci prawdę tak jak ty jej?
- Myślałem tak...kiedyś.
- Mówiłem ci wiele razy, że świat tam ponad nami jest udawany, ale niestety my też jesteśmy częścią niego i też, czasem, musimy udawać, i kłamać.
- Mistrzu, nie wiem, czy będę w stanie...
- Innos dał ci szansę na odkupienie swojej zdrady. Wykorzystaj ją, nie wystawiaj cierpliwości naszego pana na próbę.
- Dobrze mistrzu, zrobię jak każesz.
Odchylili zasuwkę, i weszli do pokoju. W pierwszej sekundzie jaskrawe światło oślepiło ich, jednak po kilku chwilach ich oczy przystosowały się do nowych warunków. Kobieta widząc dwie zbliżające się postacie, zaczęła krzyczeć i kląć, jednak nikomu z jej świata nie było dane tego słyszeć.
Po kilku chwilach obaj stali przy stoliku, stojącym obok związanej grzesznicy. Smok stał za plecami bezimiennego, tak żeby kobieta nie mogła ujrzeć jego twarzy. Kapłan stojący przed nim zdjął kaptur, wziął kilka mikstur, stojących na stoliku, i zaczął polewać nimi uwiązaną kobietę. Na koniec rytuału dotknął jej czoła, i powiedział, starając się przekrzyczeć jej wrzaski:
- Moje dziecko, twoje życie jest okryte mrokiem tak ciemnym, że nic tu na ziemi nie jest w stanie go rozświetlić. Jedynie zbawcza moc Innosa jest w stanie to uczynić, dlatego zostaniesz poddana oczyszczeniu. Niech święty ogień zapłonie w twym sercu, i wypali się w twoich żyłach, niech przegoni cały mrok i zło w tobie nagromadzone. Moje dziecko, niech Innos ma cię w swojej opiece, niech ci przebaczy twoje grzechy.
Kapłan skinął głową na stojącego za nim. Ten wyszedł powoli zza swojego mistrza, trzymając w dłoni czerwony flakonik. Kiedy zbliżył się z nim do nagiej kobiety, uniósł głowę, a ich spojrzenia spotkały się. Na krótką chwilę krzyk kobiety umilkł, na bardzo krótką chwilę.
- Ty, ty bydlaku! Nie możesz się pogodzić z myślą że cię rzuciłam! Wiesz kim ty jesteś, ja ci powiem kim, zwykłą szmatą i zboczeńcem! Jeszcze kolegę złamasie przyprowadziłeś, bo sam to się bałbyś tak zabawiać!
- Proszę wypij to.
- Nie będę nic od ciebie piła ty śmieciu! Co to jakiś narkotyk?! Jeżeli jesteś taki odważny, to spróbuj mnie zgwałcić, kiedy jestem przytomna i bez pomocy kolegi!
- Proszę wypij to. Dzięki temu szybciej przejdziesz do Królestwa Innosa, a i ból będzie mniejszy.
- Słucham? – głos kobiety załamał się.
- Musisz zostać oczyszczona ze swoich grzechów, którymi są prostytucja, morderstwo własnego dziecka oraz zmuszenie Smoka do zdradzenia tajemnicy zakonu. – wtrącił kapłan
- Kochanie, nie słuchaj tego świra. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała. – dziewczyna już nie krzyczała, jedynie szeptała, a jej łzy spływały po policzkach, i skapywały na oświetloną podłogę, niczym spadające gwiazdy. - przypomnij sobie co nas łączyło, nie pozwól na to, nie wiem w co się wpakowałeś, ale razem możemy cię z tego wyciągnąć, tylko nie pozwól mu na to, opanuj się, przypomnij sobie to co do mnie czułeś, kocham cię, pocałuj mnie.
- Proszę wypij to, nie chcę żebyś cierpiała, to dla twojego dobra. – powiedział szorstkim głosem Smok.
Zapłakana dziewczyna rozchyliła lekko usta, a Smok, przytrzymując jej głowę, przelał zawartość flakonika do jej ust. Spojrzała się na niego po raz ostatni, zapłakanymi oczami, i połknęła tajemniczą substancję. Obaj bracia zakonni odsunęli się od niej o krok, i wspólnie zaczęli recytować inkantacje rytuału oczyszczenia.
Łzy skapujące z jej podbródka zaczęły iskrzyć, a całą jej postać ogarnął blask, który odbijał się od setek luster. Odbicia ukazywały anioła, który płakał, a jego łzy przemieniały się leniwie w płomienie, które trawiły powoli, milczącego anioła ze spuszczoną głową i długimi czarnymi włosami, opadającymi lekko na płonące ramiona i piersi. Cały pokój tańczył w blaskach odcieni czerwieni i białości.
Dwóch zakonników wyszło z pokoju, a za nimi, dusza kobiety oddzieliła się od ciała, i wleciała do jednego z luster, aby dostać się do Królestwa Innosa, ale tego nie było dane im zobaczyć. Zaryglowali z powrotem drzwi, i ruszyli przed siebie.
- Jestem z ciebie dumny. – powiedział zielonooki kapłan, kiedy rozstawał się ze swoim uczniem i przyjacielem, przy schodach prowadzących na powierzchnie.
Dzień ten był wyjątkowo pracowity dla kapłana, ponieważ czekało go jeszcze objawienie kolejnego grzesznika oraz wieczorna msza. Całe szczęście nie było jeszcze południa, więc miał dużo czasu dla siebie. Szybko pobiegł do swojej celi, i przebrał się w ubrania akceptowane w świecie na zewnątrz. Wyszedł na powierzchnię, korzystając z tajnego przejścia w bibliotece, która należała do bractwa. Kiedy wyszedł z biblioteki, ujrzał słońce, którego nie widział od kilku tygodni. Ucieszył go ten widok tak bardzo, że aż sam się do siebie uśmiechnął, i pomyślał: „Innosie patrzysz na nas z góry jak na mrówki, ale skoro dałeś nam życie i taki piękny świat dookoła, to musi być dla nas jakaś nadzieja”.
Poszedł do parku pokarmić gołębie i poobserwować ludzi. Tam zobaczył zakochaną parę, która obściskiwała się na ławce. Po raz kolejny uśmiechnął się do siebie, i pomyślał: „Innosie nauczyłeś nas kochać bliźniego, więc musi być dla nas jakaś nadzieja”. Jednak zaraz potem spochmurniał, ponieważ siedząc samotnie na ławce i karmiąc gołębie, zrozumiał że jest tu obcy, niepotrzebny i jako jedyny, nie ma nikogo na tym świecie, i dla nikogo w tym udawanym świecie nie istnieje. Był sam, był nikim, był sierotą, którego rodzice zginęli w pożarze domu, który sam wzniecił. „Czas wracać” – pomyślał – „do domu”. Wstał i ruszył w stronę biblioteki, a promienie słońca rozświetlały mu twarz, i odbijały się we łzach, które spływały z jego policzków.
W południe klęczał już w swojej ciemnej celi, rozświetlanej jedynie przez kilka świec, ułożonych w krąg, wewnątrz którego się znajdował. Medytował, i czekał, aż Innos objawi mu twarz i imię kolejnego grzesznika. Nie modlił się na głos, tylko w myślach. Może nie chciał zostać usłyszany, a może po prostu uważał to za niepotrzebne. Po kilku godzinach gorliwych i nieustannych modłów, wizja dokonała się, a wiedza spłynęła na najwyższego kapłana, wybrańca Innosa, natychmiastowo i gwałtownie. Kiedy ujrzał twarz grzesznika, zamarł, kiedy ujrzał jego imię, zemdlał.
„Innosie czemu! Cóż mam zrobić, ja wybraniec twój! Czego wystawiasz mnie na tak ciężką próbę!” – wykrzykiwał bezimienny, który wpadł w szał. Biegał nerwowo po okrągłej sali, a jego cień migotał w świetle dogasających świec, które już dawno powinien wymienić na nowe – „To jeszcze nie czas dla mnie, nie pora! Czym zawiniłem! Boję się śmierci! Dlaczego ja!”
Nieszczęsny lament został przerwany przez Smoka, który wbiegł szybko do sali i rzucił się w kierunku swojego mistrza, potykając się przy okazji o kilka krzeseł.
- Mistrzu mój i przyjacielu, już na schodach słyszałem, co wykrzykiwałeś. Niech Innos doda ci sił w godzinie próby, ale wiedz że jakiegokolwiek grzechu byś nie popełnił, to ja nie chcę twojej śmierci, nawet gdyby miałoby to być sprzeczne z wolą Innosa.
W tym momencie zielonooki kapłan przystanął zasapany i zmęczony, próbował złapać oddech. Smok przez moment zobaczył w prawym oku swojego przyjaciela ogień. Może to był znak zesłany przez samego Innosa, a może tylko odbicie płomienia świecy.
- To ja jestem Wybrańcem Światłości i Głosem Innosa, i znam z was wszystkich go najlepiej, ponieważ właśnie mi przekazuje swoją wolę. Właśnie dlatego mój przyjacielu sądzę, że wszechmocny Innos mógł popełnić błąd, przecież on nie jest istotą nieomylną. Stworzył on przecież słońce i planetę Ziemię, na której żyjemy, jednak i słońce, i Ziemia są przyczyną wielu nieszczęść, które nas dotykają. Stworzył on miłość, dzięki której powstaje życie, jednak zazdrosny kochanek potrafi te życie odebrać. Może chodziło mu o kogoś innego.
- Mistrzu mądre są twoje słowa, i wierzę im w pełni, ale jak wytłumaczyć innym, że przeciwstawiasz się woli Innosa.
- Ktoś kiedyś powiedział, że milczenie jest złotem. Mój bracie, raz zawiodłeś i nie dochowałeś tajemnicy, jednak Innos dał ci drugą szansę, a ja teraz wystawiam cię na próbę. Choćby miał nastąpić koniec świata, to nie waż się mówić nikomu o tym, co słyszałeś. Przysięgnij na miłość do mnie.
- Przysięgam.
- A teraz niech twoje serce napełni się spokojem, a twój język zasupła. Idź, przygotować się do wieczornej mszy.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Smok zaczął iść do drzwi jednak w progu zatrzymał się i odwrócił.
- Mistrzu.
- Tak?
- Dlaczego nie wiedziałeś, że idę po schodach? Czy Innos odebrał ci moc odczuwania czasu?
- Ech...twoje pytania są czasem naprawdę trudne, ale cenię je sobie. Widzisz te świeczki naokoło? Każda z nich pali się jakiś czas. To ja je zapalam, więc wiem ile czasu się palą i od kiedy, dzięki temu nie tracę rachuby czasu tutaj pod ziemią.
Smok wyszedł w milczeniu z pokoju, a kiedy zamknął za sobą drzwi, jego twarz posmutniała. W tym czasie zielonooki, najwyższy kapłan założył kaptur, i zaczął zmieniać świeczki na nowe. Jedna myśl chodziła mu po głowie: „Czy jest jeszcze dla mnie nadzieja?”.
Wieczorne spotkanie zaczęło się dosyć szybko. Zadowoleni nowicjusze i mnisi usiedli wspólnie przy potężnym drewnianym stole, w okrągłej sali rozświetlanej jedynie migotliwym blaskiem świec. Tylko Smok nie podzielał radości reszty zgromadzenia, a zielonooki kapłan, którego przeszłości nikt z nich nie znał, skrywał swą napiętą twarz pod kapturem. Czuł bicie swojego serca. Bał się. Po pierwszych modlitwach nadszedł czas na ogłoszenie, kto jest następnym grzesznikiem i jak zgrzeszył. Kapłan w czerwonych płomiennych szatach wyszedł naprzeciw siedzących, i zdjął kaptur. W jego oczach płonął ogień setek świec, a jego cień na ścianie za nim przybrał postać kruka, gdy wzniósł ręce ku niebu. Zebrani czekali na oznajmienie, kogo przedstawiała wizja, a kapłan nie miał zamiaru nadwyrężać ich cierpliwości.
- Wczoraj, szlachetny Innos objawił mi, kto jest grzeszny, ale ma szansę na zbawienie poprzez oczyszczenie. Jest nim siedzący z nami przy jednym stole, nasz brat, Smok, który zdradził nasz zakon, poprzez wyjawienie naszych tajemnic kobiecie, która była narzędziem samego Beliara. – wszyscy wstrzymali oddechy i czekali na dalszy rozwój wypadków.
- Ty kłamco! Oszuście! To jego wskazał Innos, jednak on jest zbyt tchórzliwy, żeby ponieść konsekwencje własnych czynów! Woli od nich uciekać i kryć się głęboko pod ziemią! – Smok był cały czerwony na twarzy i dyszał ze złości – to ty jesteś zdrajcą! To ty mnie zdradziłeś!
- To ja jestem wybrańcem Innosa, i ja jestem jego wolą! – zaryczał nieludzko kapłan – poza tym niby, za co miałby mnie Innos karać? No słucham, powiedz się nam wszystkim?
- No...nie wiem. Nikt z nas nie zna twojej mrocznej przeszłości, ale powiadam wam, nie dajcie się dłużej manipulować przez tego, którego Innos wskazał na grzesznika – powiedział załamanym głosem Smok.
- Dość tych bluźnierstw! Zabierzcie go do komnaty oczyszczeń, ale traktujcie go z należytym szacunkiem, ponieważ ciągle jest jednym z nas, a Innos dał mu szansę na oczyszczenie z grzechu zdrady.
- Zaufałem ci! Kochałem! A wszystko, co robiłeś było kłamstwem, jak w świecie którego się wyrzekłeś! – krzyczał Smok kiedy był wyprowadzany z sali.
Od tamtej pory najwyższy kapłan Innosa był coraz częściej nawiedzany przez wizje, które wskazywały go, jako grzesznika. Zielonooki przestał pojawiać się na mszach i spotkaniach. Zamknął się w swojej celi, do której dostarczano mu tylko jedzenie, aż pewnego dnia jeden wścibski nowicjusz zajrzał do wnętrza pokoju kapłana, i ujrzał, leżącą na środku podłogi, garstkę popiołu.
Jedynemu prawdziwemu przyjacielowi...
- Bracia i siostry! Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić kolejną rocznicę narodzin Innosa, boga ognia i światła. Zanim rozpoczniemy wieczerzę, podziękujmy mu wszyscy za to, że stworzył cały świat i nas dzieci światłości. Podziękujmy mu również za to, że ochrania nas przed ciemnymi mocami samego Beliara, i że rozpala w każdym z nas ogień, dzięki któremu jesteśmy w stanie głosić naszą wiarę całemu światu pomimo licznych przeszkód. Pomódlmy się także za dusze grzeszników i potępieńców, które zostaną potępione przez samego Innosa, a ból ich będzie wieczny i nieopisany. Niech wieczny Innos da nam siłę, abyśmy mogli za życia ukarać grzeszników i innowierców tak, aby sprowadzić ich ze ścieżki zła i ciemności. Bowiem jedynie ogień, który wypali się w ich sercach i duszach może ich oczyścić, aby mogli stanąć przed obliczem wszechmocnego Innosa na równi z innymi. Wybrańcy Światłości, niech Innos was błogosławi!
Wyrecytował kapłan, ubrany w długie czerwono – pomarańczowe szaty. Jego twarz skryta była za kapturem, który w świetle świec wydawał się płonąc. Jego ręce uniesione ku górze, i rozpostarte niczym skrzydła kruka. Wkrótce tłum zgromadzonych zawtórował modlitwą.
- Dzięki ci Innosie, za ogień, który płonie w naszych sercach, i za to, że każdego dnia okazujesz nam łaskę, pozwalając nam żyć! – dalszą część modlitwy recytował każdy z osobna, jednak wszyscy równo i chóralnie - Twoja światłość oświetla ścieżkę, którą podążam, i dodaje mi sił w głoszeniu twego słowa i w oczyszczaniu dusz głupców, którzy ślepo ci się przeciwstawili. – odpowiedzieli chóralnie zgromadzeni mnisi i nowicjusze. Wszyscy ubrane w pomarańczowo – czerwone szaty, jednak znacznie uboższe niż te kapłana i bez kaptura.
Po skończonej modlitwie wszyscy zgromadzeni, mnisi i nowicjusze ubrani w pomarańczowo – czerwone szaty znacznie uboższe, niż te kapłana, i bez kaptura, zasiedli do posiłku, a kapłan siadł wraz z nimi. Siedzieli przy potężnym, okrągłym dębowym stole, w okrągłej ciemnej sali. Nie było tu okien, ponieważ byli głęboko pod ziemią. Jedynym źródłem światła było tysiące świec, unoszących się ponad nimi, poprzyczepianych do ścian, oraz poustawianych gdzieniegdzie na podłodze. Ściany były ozdobione płaskorzeźbami, które zdawały się tańczyć, wraz z cieniem rzucanym przez jedzących. Jedne przedstawiały Innosa, który strącał samego Beliara do czeluści piekieł, inne Innosa błogosławiącego swoich wyznawców, a jeszcze inne pokazywały, jak wygląda grzesznik przed i po oczyszczeniu ogniem Innosa.
Mimo, że stół był początkowo zastawiony po brzegi, to w przeciągu kilku chwil całe pożywienie powędrowało do żołądków ludzi zgromadzonych przy stole. Wszyscy znacząco się rozluźnili.
- Drodzy bracia i siostry, mam nadzieje, że posiłek podarowany nam przez Innosa, zaspokoił wasz głód. W końcu dziś był ostatni dzień postu. Tutaj chciałem przypomnieć o naszym bracie Pawle, który, nad czym wszyscy ubolewamy, nie wytrzymał próby Innosa, i został przez niego zabrany w ostatni piątek do Królestwa Światłości. Pomódlmy się za jego duszę, aby Innos miał ją w opiece i wybaczył mu jego grzechy.
Szepty modlitw uniosły się ponad siedzących odbijając się echem od ścian.
- Dobrze dosyć tych modłów, nie jesteśmy tu tylko i wyłącznie dla Innosa, ale także dla siebie samych – kapłan zdjął kaptur, i wszystkim ukazała się dobrze znana twarz ich szczerego przyjaciela, mędrca, nauczyciela i proroka – porozmawiajmy sobie – młody chłopak uśmiechnął się szczerze, a w jego zielonych oczach odbił się blask świec. – co słychać Smoku? Czy już pozbierałeś się po tym fatalnym związku z...jak jej tam było?
- W sumie tak, mój błąd, że się z nią zadawałem – odparł chłopak.
- Omotała cię wokół palca, to nie miałeś wiele do gadania – wtrącił jeden z nowicjuszy.
- Wokół najmniejszego, o tego – pokazał na swój palec kolejny rozbawiony chłopak.
- No bardzo śmieszne, normalnie pokładam się, i zieje razem z wami. A tak poważnie to założę się, że zrobilibyście to samo co ja.
- Nie gorączkuj się tak – powiedział uśmiechnięty kapłan – słyszałem, że już kolejna zaczyna cię „o m o t y w a ć” wokół palca, niedługo ci rąk zabraknie.
Zebrani wybuchli śmiechem, a Smok lekko poczerwieniał.
- Dosyć żartów, nasze rozmowy sprowadzają się zawsze do tego samego tematu – powiedział zaczerwieniony chłopak.
Zebrani zatem szybko zmienili temat, i zaczęli rozmawiać, a to o samochodach, a to o filmach, a to o nowych kosmetykach. Jednak po około godzinie rozmów kapłan powstał ze swojego miejsca, i przemówił do zgromadzenia.
- Moi drodzy, ponad nami jest świat, którego jesteśmy częścią pomimo tego, że jest on pełny ślepców i grzeszników, którzy wierzą w zmyślonych bożków, i są zaślepieni przez przyziemne żądze. Jednak wielu z nas za kilka godzin zaczyna pracę, więc proponuje zakończyć nasze spotkanie, bowiem wierzę, że potrzeba wam czasu, aby przygotować się do życia tam na górze. Powodzenia w udawanym życiu i do zobaczenia wieczorem.
Wszyscy ludzie siedzący przy stole, odmówili szybko krótką modlitwę na cześć Innosa, a potem wstali, i zaczęli wychodzić jeden po drugim, z okrągłego pomieszczenia, przez niewielkie drewniane drzwi. Jedyną osobą, która została był młody zielonooki kapłan, którego długa grzywka opadała teraz bezwładnie na czoło, zakrywając przy tym część jego lewego oka. Kiedy drewniane drzwi zatrzasnęły się za ostatnim nowicjuszem, kapłan klęknął, i zarzucił na głowę kaptur. Odmówił kolejną modlitwę do Innosa, tym razem za pomyślność rytuału, który miał się dziś odbyć. Kiedy skończył, spojrzał w stronę drzwi i powiedział:
- Witaj Smoku.
Młody blondyn wszedł do okrągłej sali, która tonęła w półmroku.
- Witaj, skąd wiedziałeś że to ja? Czyżby szlachetny Innos pobłogosławił cię darem widzenia przez drzwi?
- Ech, czasem nie wiem, kiedy sobie żartujesz, a kiedy mówisz poważnie. Dzisiaj jest ten dzień, wiedziałem, że nie zapomnisz i przyjdziesz punktualnie, jak zwykle.
- Ale niby skąd zawsze wiesz, która jest godzina, przecież tu nie ma żadnych zegarków?
- Spędziłem wiele godzin na kontemplacjach i modlitwach do Innosa, dzięki temu poznałem, i zrozumiałem wiele spraw, które dla innych będą tajemnicą na wieki. Zesłał on na mnie promień światłości, który oświecił mnie, i pokazał tajemnicę czasu. Teraz potrafię go wyczuwać.
- Co?! Przecież to niemożliwe...chyba...jaka to tajemnica?
- Odkryta tajemnica przestaje nią być, nieprawdaż?
- Każda rozmowa z tobą wzbogaca mnie o stokroć, i upewnia mnie w przekonaniu, że jesteś wybrańcem Innosa, któremu dane jest być naszym mistrzem i opiekunem – Smok ukłonił się lekko w stronę bezimiennego kapłana.
- Każda rozmowa z tobą wzbogaca mnie o stokroć, i upewnia mnie w przekonaniu, że jest jeszcze nadzieja dla ludzkości, ponieważ nie brakuje ludzi godnych dzierżenia pochodni Innosa, i głoszenia jego słowa – kapłan także się ukłonił.
Obaj spokojnym krokiem poszli w kierunku drewnianych drzwi, jednak ich celem nie było wydostanie się na powierzchnie, a zejście jeszcze niżej, w głąb podziemnych sal i korytarzy. Tunele, przez które szli, oświetlone były różnego rodzaju lampami. Szli w ciszy, wolnym i równym krokiem, obok siebie, niedoścignieni przez własne cienie. Po niedługim spacerze dotarli na miejsce. Tylko drzwi z metalową zasuwką dzieliły ich od komnaty, do której zmierzali.
- Kto to jest?
- Kobieta.
- Co zrobiła?
- Jest prostytutką, i zabiła własne dziecko.
- Aborcja?
- Tak. Oprócz tego skrzywdziła cię.
- Słucham?
- Spójrz przez judasza.
Smok spojrzał, a jego oczom ukazał się oślepiająco jasny pokój, którego podłoga oraz sufit świeciły jaskrawym blaskiem, a ściany były szczelnie pokryte setkami luster różnych rozmiarów. Na środku pokoju stało średniowieczne koło tortur, do którego była przywiązana za nogi i ręce młoda kobieta z czarnymi długimi włosami, które opadały na jej twarz, ramiona i piersi. Jej spocone ciało odbijało blask rozchodzący się po całym pokoju, dzięki czemu jej sylwetka wyglądała niczym usidlony, upadły anioł. Dziewczyna słysząc szelest dobiegający zza drzwi, podniosła głowę i na chwilę Smok był w stanie zobaczyć jej twarz.
- Nie!
- Uspokój się, ona jest winna i dobrze o tym wiesz.
- Ale, ja ją kocham.
Bezimienny kapłan spojrzał na niego ostro, swoimi wielkimi zielonymi oczami, spod kaptura.
- No dobrze, kochałem, ale one mnie też.
- Ona cię wykorzystała tylko po to, żebyś zdradził jej sekret całego naszego zakonu. Lepiej się ciesz, że to nie ciebie wskazała wizja. Całe szczęście litościwy Innos dał ci jeszcze jedną szansę.
- Ale...czy jesteś pewny, że wizja mówiła o niej, przecież ona nie jest prostytutką, ani tym bardziej nie miała nigdy dzieci.
- Czy myślisz, że by ci o tym powiedziała? Myślisz, że zawsze mówiła ci prawdę tak jak ty jej?
- Myślałem tak...kiedyś.
- Mówiłem ci wiele razy, że świat tam ponad nami jest udawany, ale niestety my też jesteśmy częścią niego i też, czasem, musimy udawać, i kłamać.
- Mistrzu, nie wiem, czy będę w stanie...
- Innos dał ci szansę na odkupienie swojej zdrady. Wykorzystaj ją, nie wystawiaj cierpliwości naszego pana na próbę.
- Dobrze mistrzu, zrobię jak każesz.
Odchylili zasuwkę, i weszli do pokoju. W pierwszej sekundzie jaskrawe światło oślepiło ich, jednak po kilku chwilach ich oczy przystosowały się do nowych warunków. Kobieta widząc dwie zbliżające się postacie, zaczęła krzyczeć i kląć, jednak nikomu z jej świata nie było dane tego słyszeć.
Po kilku chwilach obaj stali przy stoliku, stojącym obok związanej grzesznicy. Smok stał za plecami bezimiennego, tak żeby kobieta nie mogła ujrzeć jego twarzy. Kapłan stojący przed nim zdjął kaptur, wziął kilka mikstur, stojących na stoliku, i zaczął polewać nimi uwiązaną kobietę. Na koniec rytuału dotknął jej czoła, i powiedział, starając się przekrzyczeć jej wrzaski:
- Moje dziecko, twoje życie jest okryte mrokiem tak ciemnym, że nic tu na ziemi nie jest w stanie go rozświetlić. Jedynie zbawcza moc Innosa jest w stanie to uczynić, dlatego zostaniesz poddana oczyszczeniu. Niech święty ogień zapłonie w twym sercu, i wypali się w twoich żyłach, niech przegoni cały mrok i zło w tobie nagromadzone. Moje dziecko, niech Innos ma cię w swojej opiece, niech ci przebaczy twoje grzechy.
Kapłan skinął głową na stojącego za nim. Ten wyszedł powoli zza swojego mistrza, trzymając w dłoni czerwony flakonik. Kiedy zbliżył się z nim do nagiej kobiety, uniósł głowę, a ich spojrzenia spotkały się. Na krótką chwilę krzyk kobiety umilkł, na bardzo krótką chwilę.
- Ty, ty bydlaku! Nie możesz się pogodzić z myślą że cię rzuciłam! Wiesz kim ty jesteś, ja ci powiem kim, zwykłą szmatą i zboczeńcem! Jeszcze kolegę złamasie przyprowadziłeś, bo sam to się bałbyś tak zabawiać!
- Proszę wypij to.
- Nie będę nic od ciebie piła ty śmieciu! Co to jakiś narkotyk?! Jeżeli jesteś taki odważny, to spróbuj mnie zgwałcić, kiedy jestem przytomna i bez pomocy kolegi!
- Proszę wypij to. Dzięki temu szybciej przejdziesz do Królestwa Innosa, a i ból będzie mniejszy.
- Słucham? – głos kobiety załamał się.
- Musisz zostać oczyszczona ze swoich grzechów, którymi są prostytucja, morderstwo własnego dziecka oraz zmuszenie Smoka do zdradzenia tajemnicy zakonu. – wtrącił kapłan
- Kochanie, nie słuchaj tego świra. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała. – dziewczyna już nie krzyczała, jedynie szeptała, a jej łzy spływały po policzkach, i skapywały na oświetloną podłogę, niczym spadające gwiazdy. - przypomnij sobie co nas łączyło, nie pozwól na to, nie wiem w co się wpakowałeś, ale razem możemy cię z tego wyciągnąć, tylko nie pozwól mu na to, opanuj się, przypomnij sobie to co do mnie czułeś, kocham cię, pocałuj mnie.
- Proszę wypij to, nie chcę żebyś cierpiała, to dla twojego dobra. – powiedział szorstkim głosem Smok.
Zapłakana dziewczyna rozchyliła lekko usta, a Smok, przytrzymując jej głowę, przelał zawartość flakonika do jej ust. Spojrzała się na niego po raz ostatni, zapłakanymi oczami, i połknęła tajemniczą substancję. Obaj bracia zakonni odsunęli się od niej o krok, i wspólnie zaczęli recytować inkantacje rytuału oczyszczenia.
Łzy skapujące z jej podbródka zaczęły iskrzyć, a całą jej postać ogarnął blask, który odbijał się od setek luster. Odbicia ukazywały anioła, który płakał, a jego łzy przemieniały się leniwie w płomienie, które trawiły powoli, milczącego anioła ze spuszczoną głową i długimi czarnymi włosami, opadającymi lekko na płonące ramiona i piersi. Cały pokój tańczył w blaskach odcieni czerwieni i białości.
Dwóch zakonników wyszło z pokoju, a za nimi, dusza kobiety oddzieliła się od ciała, i wleciała do jednego z luster, aby dostać się do Królestwa Innosa, ale tego nie było dane im zobaczyć. Zaryglowali z powrotem drzwi, i ruszyli przed siebie.
- Jestem z ciebie dumny. – powiedział zielonooki kapłan, kiedy rozstawał się ze swoim uczniem i przyjacielem, przy schodach prowadzących na powierzchnie.
Dzień ten był wyjątkowo pracowity dla kapłana, ponieważ czekało go jeszcze objawienie kolejnego grzesznika oraz wieczorna msza. Całe szczęście nie było jeszcze południa, więc miał dużo czasu dla siebie. Szybko pobiegł do swojej celi, i przebrał się w ubrania akceptowane w świecie na zewnątrz. Wyszedł na powierzchnię, korzystając z tajnego przejścia w bibliotece, która należała do bractwa. Kiedy wyszedł z biblioteki, ujrzał słońce, którego nie widział od kilku tygodni. Ucieszył go ten widok tak bardzo, że aż sam się do siebie uśmiechnął, i pomyślał: „Innosie patrzysz na nas z góry jak na mrówki, ale skoro dałeś nam życie i taki piękny świat dookoła, to musi być dla nas jakaś nadzieja”.
Poszedł do parku pokarmić gołębie i poobserwować ludzi. Tam zobaczył zakochaną parę, która obściskiwała się na ławce. Po raz kolejny uśmiechnął się do siebie, i pomyślał: „Innosie nauczyłeś nas kochać bliźniego, więc musi być dla nas jakaś nadzieja”. Jednak zaraz potem spochmurniał, ponieważ siedząc samotnie na ławce i karmiąc gołębie, zrozumiał że jest tu obcy, niepotrzebny i jako jedyny, nie ma nikogo na tym świecie, i dla nikogo w tym udawanym świecie nie istnieje. Był sam, był nikim, był sierotą, którego rodzice zginęli w pożarze domu, który sam wzniecił. „Czas wracać” – pomyślał – „do domu”. Wstał i ruszył w stronę biblioteki, a promienie słońca rozświetlały mu twarz, i odbijały się we łzach, które spływały z jego policzków.
W południe klęczał już w swojej ciemnej celi, rozświetlanej jedynie przez kilka świec, ułożonych w krąg, wewnątrz którego się znajdował. Medytował, i czekał, aż Innos objawi mu twarz i imię kolejnego grzesznika. Nie modlił się na głos, tylko w myślach. Może nie chciał zostać usłyszany, a może po prostu uważał to za niepotrzebne. Po kilku godzinach gorliwych i nieustannych modłów, wizja dokonała się, a wiedza spłynęła na najwyższego kapłana, wybrańca Innosa, natychmiastowo i gwałtownie. Kiedy ujrzał twarz grzesznika, zamarł, kiedy ujrzał jego imię, zemdlał.
„Innosie czemu! Cóż mam zrobić, ja wybraniec twój! Czego wystawiasz mnie na tak ciężką próbę!” – wykrzykiwał bezimienny, który wpadł w szał. Biegał nerwowo po okrągłej sali, a jego cień migotał w świetle dogasających świec, które już dawno powinien wymienić na nowe – „To jeszcze nie czas dla mnie, nie pora! Czym zawiniłem! Boję się śmierci! Dlaczego ja!”
Nieszczęsny lament został przerwany przez Smoka, który wbiegł szybko do sali i rzucił się w kierunku swojego mistrza, potykając się przy okazji o kilka krzeseł.
- Mistrzu mój i przyjacielu, już na schodach słyszałem, co wykrzykiwałeś. Niech Innos doda ci sił w godzinie próby, ale wiedz że jakiegokolwiek grzechu byś nie popełnił, to ja nie chcę twojej śmierci, nawet gdyby miałoby to być sprzeczne z wolą Innosa.
W tym momencie zielonooki kapłan przystanął zasapany i zmęczony, próbował złapać oddech. Smok przez moment zobaczył w prawym oku swojego przyjaciela ogień. Może to był znak zesłany przez samego Innosa, a może tylko odbicie płomienia świecy.
- To ja jestem Wybrańcem Światłości i Głosem Innosa, i znam z was wszystkich go najlepiej, ponieważ właśnie mi przekazuje swoją wolę. Właśnie dlatego mój przyjacielu sądzę, że wszechmocny Innos mógł popełnić błąd, przecież on nie jest istotą nieomylną. Stworzył on przecież słońce i planetę Ziemię, na której żyjemy, jednak i słońce, i Ziemia są przyczyną wielu nieszczęść, które nas dotykają. Stworzył on miłość, dzięki której powstaje życie, jednak zazdrosny kochanek potrafi te życie odebrać. Może chodziło mu o kogoś innego.
- Mistrzu mądre są twoje słowa, i wierzę im w pełni, ale jak wytłumaczyć innym, że przeciwstawiasz się woli Innosa.
- Ktoś kiedyś powiedział, że milczenie jest złotem. Mój bracie, raz zawiodłeś i nie dochowałeś tajemnicy, jednak Innos dał ci drugą szansę, a ja teraz wystawiam cię na próbę. Choćby miał nastąpić koniec świata, to nie waż się mówić nikomu o tym, co słyszałeś. Przysięgnij na miłość do mnie.
- Przysięgam.
- A teraz niech twoje serce napełni się spokojem, a twój język zasupła. Idź, przygotować się do wieczornej mszy.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Smok zaczął iść do drzwi jednak w progu zatrzymał się i odwrócił.
- Mistrzu.
- Tak?
- Dlaczego nie wiedziałeś, że idę po schodach? Czy Innos odebrał ci moc odczuwania czasu?
- Ech...twoje pytania są czasem naprawdę trudne, ale cenię je sobie. Widzisz te świeczki naokoło? Każda z nich pali się jakiś czas. To ja je zapalam, więc wiem ile czasu się palą i od kiedy, dzięki temu nie tracę rachuby czasu tutaj pod ziemią.
Smok wyszedł w milczeniu z pokoju, a kiedy zamknął za sobą drzwi, jego twarz posmutniała. W tym czasie zielonooki, najwyższy kapłan założył kaptur, i zaczął zmieniać świeczki na nowe. Jedna myśl chodziła mu po głowie: „Czy jest jeszcze dla mnie nadzieja?”.
Wieczorne spotkanie zaczęło się dosyć szybko. Zadowoleni nowicjusze i mnisi usiedli wspólnie przy potężnym drewnianym stole, w okrągłej sali rozświetlanej jedynie migotliwym blaskiem świec. Tylko Smok nie podzielał radości reszty zgromadzenia, a zielonooki kapłan, którego przeszłości nikt z nich nie znał, skrywał swą napiętą twarz pod kapturem. Czuł bicie swojego serca. Bał się. Po pierwszych modlitwach nadszedł czas na ogłoszenie, kto jest następnym grzesznikiem i jak zgrzeszył. Kapłan w czerwonych płomiennych szatach wyszedł naprzeciw siedzących, i zdjął kaptur. W jego oczach płonął ogień setek świec, a jego cień na ścianie za nim przybrał postać kruka, gdy wzniósł ręce ku niebu. Zebrani czekali na oznajmienie, kogo przedstawiała wizja, a kapłan nie miał zamiaru nadwyrężać ich cierpliwości.
- Wczoraj, szlachetny Innos objawił mi, kto jest grzeszny, ale ma szansę na zbawienie poprzez oczyszczenie. Jest nim siedzący z nami przy jednym stole, nasz brat, Smok, który zdradził nasz zakon, poprzez wyjawienie naszych tajemnic kobiecie, która była narzędziem samego Beliara. – wszyscy wstrzymali oddechy i czekali na dalszy rozwój wypadków.
- Ty kłamco! Oszuście! To jego wskazał Innos, jednak on jest zbyt tchórzliwy, żeby ponieść konsekwencje własnych czynów! Woli od nich uciekać i kryć się głęboko pod ziemią! – Smok był cały czerwony na twarzy i dyszał ze złości – to ty jesteś zdrajcą! To ty mnie zdradziłeś!
- To ja jestem wybrańcem Innosa, i ja jestem jego wolą! – zaryczał nieludzko kapłan – poza tym niby, za co miałby mnie Innos karać? No słucham, powiedz się nam wszystkim?
- No...nie wiem. Nikt z nas nie zna twojej mrocznej przeszłości, ale powiadam wam, nie dajcie się dłużej manipulować przez tego, którego Innos wskazał na grzesznika – powiedział załamanym głosem Smok.
- Dość tych bluźnierstw! Zabierzcie go do komnaty oczyszczeń, ale traktujcie go z należytym szacunkiem, ponieważ ciągle jest jednym z nas, a Innos dał mu szansę na oczyszczenie z grzechu zdrady.
- Zaufałem ci! Kochałem! A wszystko, co robiłeś było kłamstwem, jak w świecie którego się wyrzekłeś! – krzyczał Smok kiedy był wyprowadzany z sali.
Od tamtej pory najwyższy kapłan Innosa był coraz częściej nawiedzany przez wizje, które wskazywały go, jako grzesznika. Zielonooki przestał pojawiać się na mszach i spotkaniach. Zamknął się w swojej celi, do której dostarczano mu tylko jedzenie, aż pewnego dnia jeden wścibski nowicjusz zajrzał do wnętrza pokoju kapłana, i ujrzał, leżącą na środku podłogi, garstkę popiołu.
Jedynemu prawdziwemu przyjacielowi...