- Dołączył
- 30.7.2005
- Posty
- 1062
Od razu mówię że kolejne części mogą pojawić się po długim czasie, a i to nie jest pewne, bo ostanio brak mi weny twórczej, spowodowany przez sprawy prywatne.
Pamiętnik Gangstera na podstawie filmu i książki „Ojciec Chrzestny” napisanej przez Mario Puzo.
2 lipca roku pańskiego 1901
Nazywam się Vito Andolini, mieszkam w mieście Corleone, na Sycylii, moim ojcem Był Antonio Andolini, jeden z potężniejszych mieszkańców naszego miasteczka. Dwa miesiące temu Don Chichio, któremu naraził się mój ojciec wysłał do naszego domu swoich żołnierzy, którzy wykonali na ojcu krwawy wyrok. Mój brat Paolo poprzysiągł Vendettę i uciekł w góry by i jego nie zabili. Dorwali go trzy dni temu i zabili, kiedy przyglądał się pogrzebowi ojca ze skarpy pobliskiej góry. Kiedy do niego dobiegliśmy z matką on już leżał bez ruchu na lewym boku, a z ust kapała mu krew, najstarszy z Rodu Andolini został zabity. Moja matka Maria Andolini z domu Renco, postanowiła ubłagać Don Chichio, aby ten oszczędził, chociaż mnie, nie była jednak tak głupia żeby iść do niego nieuzbrojona, wzięła ze sobą mnie jako dowód, że jestem bezsilnym, przygłupim dzieckiem, ale wzięła też nóż, bardzo ostry nóż, który jeśli jej delegacja by się nie powiodła, unieszkodliwiłby Don Chichia za nią.
Kiedy dotarliśmy do bram jego domu matka położyła mi rękę na ramieniu i powiedziała: -Vito nie bój się, tobie nic nie grozi.
-Ale ja się nie boję mamo- odpowiedziałem (a były to pierwsze słowa, które wypowiedziałem po śmierci ojca)- Powiedz mi tylko, po co tu przyszliśmy.
-Żeby zapewnić ci życie, którego zabrakło twojemu ojcu i bratu, pamiętaj nie odzywaj się, nie obrazisz się nam nie jak powiem kilka niemiłych rzeczy o tobie panu, z którym będziemy rozmawiać prawda?
-Nie mamo, obiecuje.
Weszliśmy przez furtkę, a za nią czekał na nas ochroniarz z naładowaną bronią wycelowaną w moją matkę.
-Czego tu?- warknął w stronę mojej matki
-Przyszłam zobaczyć się z Donem, nazywam się Maria Andolini i wiem, że mnie oczekuje.
-Za mną.
Poprowadził nas po kamiennej ścieżce aż pod sam dom. Było tu mnóstwo uzbrojonych ludzi, i tylko jedna osoba wyglądająca na bardzo bezbronną mogła się czuć między nimi bezpiecznie, i była ona tu, siedziała na bujanym fotelu, przyglądając się to mojej matce to mnie, nie wyglądała groźnie, raczej jak miły starszy pan, który ma zamiar złajać, ale nie za mocno, dziecko, które ukradło mu cukierka ze straganu. Matka podeszła do niego, ujęła jego dłoń w swoją, pochyliła głowę i pocałowała wierzch jego szorstkiej owłosionej dłoni.
Chichio jakby rozbawiło jej zachowanie, bo nagle się uśmiechnął i chyba nawet coś chrapnął pod nosem, a jego brzuch zafalował jakby się śmiał z tej biednej pogrążonej w żałobie kobiety, która właśnie przed nim stała.
-Co cię do mnie sprowadza Mario?- powiedział podnosząc się trochę na swoim fotelu
-Jestem tu po to by chronić syna, i Pan dobrze wie, przed czym- Don Chichio w jednym momencie pozbył się swojego sztucznego uśmiechu i patrząc na mnie syknął:
-Nie uchronisz go przed nieuniknionym głupia kobieto.
-Ale przecież on nic nie zrobił, nie jest panu nic winien.
-Ale ja mu jestem, i wiem, że gdy dorośnie zapragnie zemsty jak jego durny brat.
-Ale przecież to tylko dziecko, jest słaby i przygłupi, nawet muchy by nie skrzywdził.
-Dorośnie, nabierze sił i rozumu, a wtedy to ja będę miał nowy problem- po tych słowach wstał i przyjrzał mi się dokładnie.
-Skończyłem z tobą rozmowę, mój człowiek odprowadzi cię do domu, pożegnaj się z synem...- nie dokończył, ponieważ matka z wrzaskiem wyrażającym straszny ból rzuciła mu się z nożem do szyi.
-Vito uciekaj, uciekaj i się ukryj.
Posłuchałem jej, odwróciłem się tylko jeszcze na chwilę, i widziałem jak Chichio odpycha moją matkę na bok, a jeden z strażników strzela jej w pierś, przerażony skoczyłem z podwyższenia, na którym stała dom i podjazd, a później przeskoczyłem przez płot. Wiedziałem, że muszę się ukryć, ale wiedziałem też, że nie mogę tego zrobić u nikogo z mojej rodziny, bo tam zaczną szukać. Wracając przez sady do miasta natknąłem się, na Pepe Derone, mojego kolegę ze szkoły, opowiedziałem mu, co się stało a on zaproponował, że przechowa mnie jego rodzina, zgodziłem się, choć niechętnie, bo wiedziałem, że jak mnie znajdą to zabiją i jego rodzinę. Matka Pepe przyjęła mnie z otwartymi ramionami, a ojciec najwidoczniej nie miał nic do gadania, bo kiedy przywitał się ze mną, siadł z powrotem na krześle przed kominkiem. Opowiedziałem wszystko pani Derone, a ona powiedziała żebym poszedł spać, bo jutro czeka nas ciężki dzień, a potem zaprowadziła mnie do pokoju, poczekała aż się położę, zgasiła latarenkę i wyszła. Prawie nie spałem tej nocy, słyszałem nawoływania ludzi Chichia za oknem:
-Ten, kto ukrywa młodego Vita Andolini, niech go nam wyda, zasłuży sobie tym na wielką wdzięczność Don Chichia- i tak, co chwila z coraz większej odległości. Nasłuchiwałem tak do świtu a kiedy słońce oświetlało mój pokój, ja w końcu usnąłem dziecięcym niewinnym snem, nie wiedziałem jeszcze, że ten dzień zaważy tak bardzo na losach mojego życia.
Pamiętnik Gangstera na podstawie filmu i książki „Ojciec Chrzestny” napisanej przez Mario Puzo.
2 lipca roku pańskiego 1901
Nazywam się Vito Andolini, mieszkam w mieście Corleone, na Sycylii, moim ojcem Był Antonio Andolini, jeden z potężniejszych mieszkańców naszego miasteczka. Dwa miesiące temu Don Chichio, któremu naraził się mój ojciec wysłał do naszego domu swoich żołnierzy, którzy wykonali na ojcu krwawy wyrok. Mój brat Paolo poprzysiągł Vendettę i uciekł w góry by i jego nie zabili. Dorwali go trzy dni temu i zabili, kiedy przyglądał się pogrzebowi ojca ze skarpy pobliskiej góry. Kiedy do niego dobiegliśmy z matką on już leżał bez ruchu na lewym boku, a z ust kapała mu krew, najstarszy z Rodu Andolini został zabity. Moja matka Maria Andolini z domu Renco, postanowiła ubłagać Don Chichio, aby ten oszczędził, chociaż mnie, nie była jednak tak głupia żeby iść do niego nieuzbrojona, wzięła ze sobą mnie jako dowód, że jestem bezsilnym, przygłupim dzieckiem, ale wzięła też nóż, bardzo ostry nóż, który jeśli jej delegacja by się nie powiodła, unieszkodliwiłby Don Chichia za nią.
Kiedy dotarliśmy do bram jego domu matka położyła mi rękę na ramieniu i powiedziała: -Vito nie bój się, tobie nic nie grozi.
-Ale ja się nie boję mamo- odpowiedziałem (a były to pierwsze słowa, które wypowiedziałem po śmierci ojca)- Powiedz mi tylko, po co tu przyszliśmy.
-Żeby zapewnić ci życie, którego zabrakło twojemu ojcu i bratu, pamiętaj nie odzywaj się, nie obrazisz się nam nie jak powiem kilka niemiłych rzeczy o tobie panu, z którym będziemy rozmawiać prawda?
-Nie mamo, obiecuje.
Weszliśmy przez furtkę, a za nią czekał na nas ochroniarz z naładowaną bronią wycelowaną w moją matkę.
-Czego tu?- warknął w stronę mojej matki
-Przyszłam zobaczyć się z Donem, nazywam się Maria Andolini i wiem, że mnie oczekuje.
-Za mną.
Poprowadził nas po kamiennej ścieżce aż pod sam dom. Było tu mnóstwo uzbrojonych ludzi, i tylko jedna osoba wyglądająca na bardzo bezbronną mogła się czuć między nimi bezpiecznie, i była ona tu, siedziała na bujanym fotelu, przyglądając się to mojej matce to mnie, nie wyglądała groźnie, raczej jak miły starszy pan, który ma zamiar złajać, ale nie za mocno, dziecko, które ukradło mu cukierka ze straganu. Matka podeszła do niego, ujęła jego dłoń w swoją, pochyliła głowę i pocałowała wierzch jego szorstkiej owłosionej dłoni.
Chichio jakby rozbawiło jej zachowanie, bo nagle się uśmiechnął i chyba nawet coś chrapnął pod nosem, a jego brzuch zafalował jakby się śmiał z tej biednej pogrążonej w żałobie kobiety, która właśnie przed nim stała.
-Co cię do mnie sprowadza Mario?- powiedział podnosząc się trochę na swoim fotelu
-Jestem tu po to by chronić syna, i Pan dobrze wie, przed czym- Don Chichio w jednym momencie pozbył się swojego sztucznego uśmiechu i patrząc na mnie syknął:
-Nie uchronisz go przed nieuniknionym głupia kobieto.
-Ale przecież on nic nie zrobił, nie jest panu nic winien.
-Ale ja mu jestem, i wiem, że gdy dorośnie zapragnie zemsty jak jego durny brat.
-Ale przecież to tylko dziecko, jest słaby i przygłupi, nawet muchy by nie skrzywdził.
-Dorośnie, nabierze sił i rozumu, a wtedy to ja będę miał nowy problem- po tych słowach wstał i przyjrzał mi się dokładnie.
-Skończyłem z tobą rozmowę, mój człowiek odprowadzi cię do domu, pożegnaj się z synem...- nie dokończył, ponieważ matka z wrzaskiem wyrażającym straszny ból rzuciła mu się z nożem do szyi.
-Vito uciekaj, uciekaj i się ukryj.
Posłuchałem jej, odwróciłem się tylko jeszcze na chwilę, i widziałem jak Chichio odpycha moją matkę na bok, a jeden z strażników strzela jej w pierś, przerażony skoczyłem z podwyższenia, na którym stała dom i podjazd, a później przeskoczyłem przez płot. Wiedziałem, że muszę się ukryć, ale wiedziałem też, że nie mogę tego zrobić u nikogo z mojej rodziny, bo tam zaczną szukać. Wracając przez sady do miasta natknąłem się, na Pepe Derone, mojego kolegę ze szkoły, opowiedziałem mu, co się stało a on zaproponował, że przechowa mnie jego rodzina, zgodziłem się, choć niechętnie, bo wiedziałem, że jak mnie znajdą to zabiją i jego rodzinę. Matka Pepe przyjęła mnie z otwartymi ramionami, a ojciec najwidoczniej nie miał nic do gadania, bo kiedy przywitał się ze mną, siadł z powrotem na krześle przed kominkiem. Opowiedziałem wszystko pani Derone, a ona powiedziała żebym poszedł spać, bo jutro czeka nas ciężki dzień, a potem zaprowadziła mnie do pokoju, poczekała aż się położę, zgasiła latarenkę i wyszła. Prawie nie spałem tej nocy, słyszałem nawoływania ludzi Chichia za oknem:
-Ten, kto ukrywa młodego Vita Andolini, niech go nam wyda, zasłuży sobie tym na wielką wdzięczność Don Chichia- i tak, co chwila z coraz większej odległości. Nasłuchiwałem tak do świtu a kiedy słońce oświetlało mój pokój, ja w końcu usnąłem dziecięcym niewinnym snem, nie wiedziałem jeszcze, że ten dzień zaważy tak bardzo na losach mojego życia.