Orkowa przypowieść...
Nastał poranek w górniczej dolinie. Słońce świeciło złocistymi promieniami, ptaki słodko śpiewały, a wilki i ścierwojady chodziły spokojnie po lesie...Lecz parę kilometrów dalej było już zupełnie inaczej. Blade, słoneczne promienie okrywały całą orkową dolinę, a także miasto orków.
Korshak zbudził się i jak zwykle się nie myjąc ubrał swoją ciężką zbroję. Dziś następuje mainowanie go elitą...jest to jedna z najwyższych rang w orkowym świecie.
Nagle do jego pokoju wszedł starszy i niski ork. Usiadł na łóżku i rzekł:
- Za niedługo zostaniesz wodzem...Takim jak ja kiedyś byłem ,to naprawdę wielka nagroda wiele na nią pracowałeś, ale...
- ...Tak wiem ojcze...musze być surowy i konkretny...
- No prawie dobrze – uśmiechną się stary ork – ale jest jeszcze coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Tak!? – zapytał z ironią Korshak.
- Doceniaj ludzi.
- Co!? Mam się bać tych małych ścierw!? Nigdy....
- ...Nie masz się ich bać ,tylko doceniać. Wielu ludzi także zostaje świetnymi wojownikami...tak jak tajemniczy Bezimienny...
Dzień był szary i zapowiadało się na deszcz. Wiał mocny, zimny wiatr, który targał drzewami. Siedziałem
wtedy przy ognisku rozmawiając z grupą moich towarzyszy broni, naprawdę mężnymi orkami, gdy nagle do naszego miasta zawitał nie spodziewany gość. Nie był to ork, ani zagubione zwierzę, był to...człowiek. Na plecach miał założoną piękną i legendarną broń: ULU-MULU.
Nie wiadomo skąd widział o tej szlachetnej broni, ale mówi się, że zrobił mu go pewien ork uwięziony w kopalni za jakieś lekarstwo.
Zastanawiasz się pewnie dlaczego żaden ork się do niego nie dorwał, hmmm? Legenda głosi, że żaden ork nie może zaatakować istotę, która ma przy sobie ULU-MULU.
Tak więc ten dumny i mężny wojownik szedł sobie koło naszych nosów, a my nic nie mogliśmy począć. Niektórzy z nasz braci wrzeszczeli i walili bronią o skały, ziemie, w co się natrafiło...tak byli rozwścieczeni.
Rycerz kierował się w kierunku wielkiego posągu, gdzie nasi kapłani odprawiali modły. Spojrzał w lewom, spojrzał w prawo i do tyłu. Uśmiechną się pogardliwie i szybko wyciągnął z kieszeni czar...czar telekinezy. Użył go bardzo sprytnie przyciągając do siebie niebieską figurkę, która znajdowała się na samym szczycie posągu. Ten ruch okazał się pretekstem do ataku. Każdy ork- wojownik chwycił za broń, a kapłani już w swych łapach mieli fire-ball’e gotowe do ataku. „TERAZ” rozległ się głośny krzyk i wszyscy zaczęli atakować tego „człowieka-samobójcę”. Jak się później okazało „samobójca” to nie było trafne określenie. Rycerz wywijał mieczem na wszystkie strony zabijając orka po orku. Pokonał wielu świetnych wojowników, nawet elitarnych, ale gdy zobaczył, że nadciągają kolejne zastępy wrogów, wziął nogo za pas i pobiegł do bramy. Brama prowadziła do starożytnego królestwa orków. Dzięki niebieskiej figurce otworzył przejście i tyle go widzieliśmy...
Stanęliśmy w osłupieni patrząc na bramę. Na około nas leżeli zabici orkowie, a wśród nich nasi święci kapłani. Ten widok nas dobił.
Więcej już tego człowieka nie widzieliśmy. Podejrzewamy jednak, że zginął kiedy upadała bariera. Nazwaliśmy go BEZIMENNY.
Ale teraz nikt nas nie powstrzyma. Kiedy nadciągnie armia smoków nadejdzie koniec cywilizacji ludzkiej, a BELIAR pokaże INNOSOWI jak wygląda piekło!
- Ojcze...przepraszam miałeś racje. Ludzie to nie są jednak bezsilne chuderlaki, ale ja im się i tak nie dam!- krzyknął Korchak.
- No widze że czegoś cie nauczyłem, a teraz leć szybko bo sóźnisz się na mianowanie na elite...
- O rzesz....racja...już się zaczęło.
Korshak zebrał się szybko i wyszedł...
Nastał poranek w górniczej dolinie. Słońce świeciło złocistymi promieniami, ptaki słodko śpiewały, a wilki i ścierwojady chodziły spokojnie po lesie...Lecz parę kilometrów dalej było już zupełnie inaczej. Blade, słoneczne promienie okrywały całą orkową dolinę, a także miasto orków.
Korshak zbudził się i jak zwykle się nie myjąc ubrał swoją ciężką zbroję. Dziś następuje mainowanie go elitą...jest to jedna z najwyższych rang w orkowym świecie.
Nagle do jego pokoju wszedł starszy i niski ork. Usiadł na łóżku i rzekł:
- Za niedługo zostaniesz wodzem...Takim jak ja kiedyś byłem ,to naprawdę wielka nagroda wiele na nią pracowałeś, ale...
- ...Tak wiem ojcze...musze być surowy i konkretny...
- No prawie dobrze – uśmiechną się stary ork – ale jest jeszcze coś o czym powinieneś wiedzieć.
- Tak!? – zapytał z ironią Korshak.
- Doceniaj ludzi.
- Co!? Mam się bać tych małych ścierw!? Nigdy....
- ...Nie masz się ich bać ,tylko doceniać. Wielu ludzi także zostaje świetnymi wojownikami...tak jak tajemniczy Bezimienny...
Dzień był szary i zapowiadało się na deszcz. Wiał mocny, zimny wiatr, który targał drzewami. Siedziałem
wtedy przy ognisku rozmawiając z grupą moich towarzyszy broni, naprawdę mężnymi orkami, gdy nagle do naszego miasta zawitał nie spodziewany gość. Nie był to ork, ani zagubione zwierzę, był to...człowiek. Na plecach miał założoną piękną i legendarną broń: ULU-MULU.
Nie wiadomo skąd widział o tej szlachetnej broni, ale mówi się, że zrobił mu go pewien ork uwięziony w kopalni za jakieś lekarstwo.
Zastanawiasz się pewnie dlaczego żaden ork się do niego nie dorwał, hmmm? Legenda głosi, że żaden ork nie może zaatakować istotę, która ma przy sobie ULU-MULU.
Tak więc ten dumny i mężny wojownik szedł sobie koło naszych nosów, a my nic nie mogliśmy począć. Niektórzy z nasz braci wrzeszczeli i walili bronią o skały, ziemie, w co się natrafiło...tak byli rozwścieczeni.
Rycerz kierował się w kierunku wielkiego posągu, gdzie nasi kapłani odprawiali modły. Spojrzał w lewom, spojrzał w prawo i do tyłu. Uśmiechną się pogardliwie i szybko wyciągnął z kieszeni czar...czar telekinezy. Użył go bardzo sprytnie przyciągając do siebie niebieską figurkę, która znajdowała się na samym szczycie posągu. Ten ruch okazał się pretekstem do ataku. Każdy ork- wojownik chwycił za broń, a kapłani już w swych łapach mieli fire-ball’e gotowe do ataku. „TERAZ” rozległ się głośny krzyk i wszyscy zaczęli atakować tego „człowieka-samobójcę”. Jak się później okazało „samobójca” to nie było trafne określenie. Rycerz wywijał mieczem na wszystkie strony zabijając orka po orku. Pokonał wielu świetnych wojowników, nawet elitarnych, ale gdy zobaczył, że nadciągają kolejne zastępy wrogów, wziął nogo za pas i pobiegł do bramy. Brama prowadziła do starożytnego królestwa orków. Dzięki niebieskiej figurce otworzył przejście i tyle go widzieliśmy...
Stanęliśmy w osłupieni patrząc na bramę. Na około nas leżeli zabici orkowie, a wśród nich nasi święci kapłani. Ten widok nas dobił.
Więcej już tego człowieka nie widzieliśmy. Podejrzewamy jednak, że zginął kiedy upadała bariera. Nazwaliśmy go BEZIMENNY.
Ale teraz nikt nas nie powstrzyma. Kiedy nadciągnie armia smoków nadejdzie koniec cywilizacji ludzkiej, a BELIAR pokaże INNOSOWI jak wygląda piekło!
- Ojcze...przepraszam miałeś racje. Ludzie to nie są jednak bezsilne chuderlaki, ale ja im się i tak nie dam!- krzyknął Korchak.
- No widze że czegoś cie nauczyłem, a teraz leć szybko bo sóźnisz się na mianowanie na elite...
- O rzesz....racja...już się zaczęło.
Korshak zebrał się szybko i wyszedł...