Opowieści Ithilionu - Narodziny Dragonitów

Crisis

Strażnik Magów Wody
VIP
Redakcja
Dołączył
17.11.2006
Posty
453
Chciałbym na początku powiedzieć, że Ithilion, który jak może kojarzycie, bo to mój autorski system RPG, wykorzystałem w inny sposób i zrobiłem z niego swój autorski świat i postanowiłem pisać opowiadania osadzone w nim. Dodam też, że całe opowiadanie, które będzie w tym temacie jest niczym Hobbit dla Władcy Pierścieni. Może wyjdzie z tego coś większego. Nie będzie tutaj rozdziałów, ale jeden ciągły tekst, jednak gdyby to było podzielone na rozdziały, to myślę, że byłyby dokładnie tej samej wielkości co elementy, które zamierzam dawać w tym temacie. ;P
No dobra, to jedziemy z koksem, dodam też, że to pierwsza rzecz, którą napisałem od miesięcy, czy nawet dwóch lat. ;P

Opowieści Ithilionu - Narodziny Dragonitów

Imperium Cavrillu, rozległa pustynia Gestern stanowi całość wschodniej prowincji i zahacza nawet o okolice Muan-Han, stolicy kraju. Słońce w tym miejscu świeci najmocniej na tym kontynencie. W samym sercu tego pustkowia niczego nie ma, zero życia, nie ma żadnych zwierząt czy też roślin. Tylko złoty piasek, który przez milenia stworzył ogromne wydmy. Rzadko kto zapuszcza się na tą pustynię, bowiem kto tu wejdzie, nie będzie w stanie odejść bez szwanku. Nie jest to spowodowane całkowitym brakiem wody czy ogromu gorąca, ale ze względu na największy koszmar podróżników do miast pustyni. Chodzi o ogromne Czerwie Pustyni, które potrafią sięgać nawet dwóch kilometrów. Pozbawiają one życia kilkadziesiąt istot miesięcznie.
Swoją największą ucztę Czerwie miały pięć lat temu, gdy dwie wielkie armie spotkały się naprzeciw siebie, a piasek zmienił swój kolor na krwistoczerwony. Po jednej stronie stał Imperator Degaren, walczył on przeciwko najeźdźcom, których zadaniem było zabezpieczenie przyczółka na kontynencie i rozpoczęcie inwazji. Były to wojska Cesarstwa Kredonu, który położony jest na licznych wyspach, mniejszych i większych. Kredon nigdy nie był bogatym państwem, ale miał silnych i wyszkolonych wojowników. Bitwa była ogromna, wiele dzielnych i wspaniałych istot straciło życie, a innych okrzyknięto mianem bohaterów. Największymi z nich była szóstka ludzi, sześciu uczniów największego Mistrza Miecza, który zaginął parę dni przed bitwą. Z tej potyczki wróciło jednak tylko pięciu studentów, zakończonej zwycięstwem imperium. Wiadome jest, że za wygraną dziękować należy szóstce herosów. Walczyli niczym mityczny Złoty Smok i sami pokonali najlepszy oddział wroga. Jeden z nich, najmłodszy z nich, a zarazem najbardziej utalentowany poświęcił życie i sam zabił dowódców wrogiej armii. Miał on dwanaście lat i już w tym wieku, według jego mistrza, prześcignął go w samej sztuce walki. Dunta Averre, bowiem tak ten chłopak się nazywał, był bratankiem Imperatora, jego pupilkiem i najprawdopodobniej był on pierwszy w kolejce do objęcia władzy po śmierci wuja. Pozostała piątka bohaterów, Degaren, Władca Cavrillu, dowódcy wojsk, szlachcice, oraz zwykli mieszkańcy imperium oddali cześć zmarłemu przedwcześnie chłopakowi oraz pośmiertnie nadali mu tytuł Grafa, który przypadał tylko największym wojownikom w kraju. Pozostała piątka, za zasługi dostała zaszczyty, pieniądze oraz władzę nad miastami, a dwóch otrzymało tytuł hrabiego oraz mieli sprawować władzę w całych hrabstwach.

Na pustyni Gestern, pięć lat po pamiętnej bitwie, która wydała na świat bohaterów postawiono pomnik upamiętniający pamięć poległych.
Środek dnia, słońce było w najwyższym punkcie na nieboskłonie, była to najcieplejsza pora na pustkowiu. Po czole młodego chłopaka, który stał naprzeciwko monumentu, spływały krople potu. Miał on krótkie brązowe włosy oraz jasnozielone oczy, jego twarz wyglądała dostojnie i młodo. Ubranie, które miał na sobie wyróżniało się. Miał on na sobie wyjątkowy pancerz. Mienił się on złotem, ozdobiony był starannie dopasowanymi elementami czerwieni.
- Co do… - powiedział chłopak zaskoczony widząc swoja imię na pomniku. – Co to za zbroja. – dodał po chwili zwracając uwagę na to, w co jest ubrany. W jego głowie kłębiły się tysiące pytań, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi. Wiedział jednak, co teraz musi zrobić, gdzie ma pójść.
- Pora odwiedzić wuja, dwunastu mistyków może mi także odpowiedzieć na parę pytań. – postanowił zwracając się ku zachodowi. Spojrzał po chwili w górę, bowiem zdawało mu się, że usłyszał dziwny odgłos nad sobą. Zobaczył, że coś bardzo wysoko nad nim lata. Chłopak wzruszył jedynie ramionami i ruszył w drogę, na zachód.

- Zostawcie mnie! Rozkazuję wam! – krzyczała młoda dziewczyna próbując wyrwać się z rąk dwójki mężczyzn. Miała ona na sobie brązową togę, której oczywistym zadaniem było ukrycie tego, co jest pod spodem. Szarpiąc się spadł jej kaptur, a światło słonecznie padło na złociste włosy i wręcz nieludzką piękną twarz dziewczyny.
- Rozkazuje nam! Ale nam się kąsek trafił, co chłopaki? – zapytał jeden z mężczyzn mając na twarzy obleśny uśmiech, który podkreślał liczne blizny na twarzy bandyty. Jedna z nich upamiętniała cios, który pozbawił go oka. Pięciu stojących obok ludzi okrzyknęło zgadzając się jednym głosem z zadanym pytaniem.
- Mar, Ty pierwszy się z nią zabawisz. – powiedział człowiek bez oka, który wydawał się być przywódcą bandy. – Mar? – spytał podejrzliwie lider nie słysząc odpowiedzi. Odwrócił się i zobaczył swoich ludzi patrzących na wschód. Zza jednej z wydm ktoś właśnie wyszedł. Nie widać było dokładnie powoli idącego w ich stronę człowieka, jednak doświadczone oko przywódcy dostrzegło parę szczegółów. Światło odbijało się od jego pancerza, co świadczyło o dobrym surowcu, z którego została wykonana oraz o jej dobrym stanie. Przybysz szedł pewnie acz powoli. Dopiero po paru minutach byli w stanie dostrzec, że to tylko młody chłopak. Każdy z nich z podziwem i pożądaniem patrzył na zbroją młodzieńca. Przy pasie miał on przypiętą wypełnioną pochwę z mieczem. Była ona dokładnie tego samego kolory, co zbroja, mieniła się złotem i czerwienią. Natomiast na samym czubku rękojeści miecza znajdował się dziwny półprzezroczysty złocisty kamień.
- No, to teraz po przyjacielsku rozbierzesz się i dasz nam wszystko, co masz przy sobie, zwłaszcza tą zbroję i miecz. – powiedział lider bandytów, podczas gdy jego podwładni okrążyli przybysza.
- Odejdźcie… - rzekł Averre. – Nie chcę was zabijać. – dodał spokojnie.
- HA! – krzyknął głośno herszt. – A to ciekawe, chętnie to zobaczę. Zajmijcie się nim chłopaki, ja zajmę się dziewczyną. – uśmiechnął się łapiąc kobietę, która próbowała skorzystać z okazji i uciec. Tymczasem reszta bandy wzięła do rąk swoje bronie. Dunta widząc, że nie ma innej możliwości westchnął i wyjął miecz z pochwy. Chłopak podziwiał przez chwilę złoty kolor ostrza, które w tajemniczych okolicznościach stało się jego własnością. W pewnym momencie bandyci jednocześnie ruszyli na odzianego w dziwną zbroję młodzieńca.
Averre zamknął oczy i przygotował miecz do ciosu, ostrze trzymał przy prawym udzie. Gdy nadszedł czas, nadal mając zamknięte powieki wyprowadził uderzenie na ukos od prawego uda. Miecz znalazł się nad lewym ramieniem zielonookiego. Cięcie przecięło skórzaną zbroję bandyty wraz z jego klatką piersiową. Nadal stając w miejscu, mając zamknięte oczy użył niezwykłej elastyczności swojego pancerza i używając palców wykonał półobrót wokół własnej osi wyprowadzając jednocześnie cios, miecz wojownika przeciął gardła dwóm kolejnym przeciwnikom. W tym momencie, nadal żywy Mar z pozostałym bandytą zaatakowali. Averre uniknął ciosów przyklękając na jedno kolano. Dunta wykorzystał moment odsłonięcia się przeciwnika i wbił końcówkę kawałek swojego miecza w podbródek wroga. Bohater „Pustynnej bitwy” został obryzgany ciemnoczerwoną krwią. Uczeń Mistrza Miecza wyjął ostrze z martwego łotra próbując zablokować kolejne uderzenie Mara. Averre spóźnił się, ale był świadkiem niezwykłej rzeczy, wielki topór bandyty rozbił się na kawałki uderzając o złotą zbroję chłopaka. Dunta wstał szybko na równe nogi, widząc całkowite zaskoczenie i zmieszanie przeciwnika zrobił krok do przodu prawą nogą żeby miecz, będący w dłoni po tej samej stronie ciała miał większy zasięg. Chłopak uderzył mocno z lewej strony. Cięcie było tak silne, że głowa Mara odłączyła się od reszty ciała i wylądowała parę metrów obok. Dunta Averre wyprostował się, po czym lekko przeciągając schował miecz z powrotem do pochwy następnie spojrzał na martwych bandytów. Walka trwała niecałe dwadzieścia sekund.
- T-to ja ż-żegnam… - powiedział lider bandytów jąkając się, po czym zaczął biec chcąc uciec od oprawcy jego towarzyszy. Nagle powietrze coś przecięło. W tym samym momencie ostatni oprych padł martwy mając sztylet wbity w plecy. Dunta ze zdziwieniem spojrzał na stojącą nieopodal dziewczynę.
- Bez problemu mogłaś ich pokonać. – stwierdził wojownik.
- Nie ładnie mówić do damy nie przedstawiając się. – odparła kobieta podchodząc do wybawcy.
- Dunta Averre. – przedstawił się krótko chłopak.
- Aleś Ty wygadany. – westchnęła. – Jestem Miřeñ (czyt. Milejn), nie zabiłam ich, bo po prostu miałam przy sobie tylko ten jeden sztylet, który właśnie rzuciłam w tamtego drania. Czy to wystarczy?
- Z nawiązką. – uśmiechnął się Dunta. – Dokąd zmierzasz, jeśli mogę wiedzieć?
- Do stolicy, do Muan-Han. Powiedz mi też Dunto Averre, skąd jesteś? Gdzie mieszkasz? Co to za zbroja i miecz? – zadawała pytania dziewczyna.
- Wszystko po kolei – uniósł ręce wojownik śmiejąc się lekko. – Jestem Dunta Averre, uczeń Mistrza Miecza. Co tutaj robię, to nie wiem, ponieważ zginąłem temu, w roku 3192. Co to za zbroja i miecz nie wiem. Obudziłem się w nich na pustyni. – z każdym słowem, Miřeñ wydawała się coraz to bardziej zdziwiona i zamyślona.
- Sądzę, że to zagadka godna Dwunastu Mistyków. – uśmiechnęła się pięknie złotowłosa. Nagle uszy dwójki ludzi rozdarł głośny ryk, chwilę później wydawało się jakby coś płynęło pod piaskiem.
- Rozmowa musi poczekać, zbliża się Czerw! – krzyknął Dunta. – NAPRAWDĘ wielki Czerw. – widząc wielkość zbliżającej się fali, Dunta Averre wraz z Miřeñ zaczął biec na zachód, gdzie na horyzoncie było już widać koniec pustyni.
 

Rangiz

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
13.11.2007
Posty
4946
Takie klimaty screamers'ów. Tyle, że czasy inne :).

Cóż, gdzie nie gdzie jakieś może niedociągnięcia językowe. A to to chyba największe:

Co tutaj robię, to nie wiem, ponieważ zginąłem temu, w roku 3192

I z tego co wiem to:
- Odejdźcie… - rzekł Averre. – Nie chcę was zabijać. – dodał spokojnie.

Przed "-" w dialogach nie stawia się kropek, inne znaki interpunkcyjne tak, ale nie kropki. Mogę się mylić, ale tak mi się wydaje.

Sam fundament opowiadania ciekawy. Mam nadzieję, że nie skończysz i pociągniesz to dalej. Ostatnio mało opowiadań, a dobrych o dobrych to już w ogóle gadać ciężko.
No ale te Czerwy to coś w deseń screamersów ^^. Ciekawi mnie czy wzorowałeś się na tym filmie, czy nie miałeś z nim styczności.
 
Do góry Bottom