Występuja:
Bill - to ten obojniak w czarnych włosach co śpiewa.
Tom -brat Billa ( w dredach i gra na gitarze)
Gustav-gra na bedbnach
Grorge- tez pociska na gitzrae.
Hans - upośledzony detektyw
Pewnego razu, podczas targów komputerowych w Lipsku, odbył się koncert Tokio Hotel. Podczas zamieszania jakie panowało w hali, kilku rozwydrzonych fanów wpadło na scenę. Trzask, prask, wielki błysk oślepił wszystkich. Cały sprzęt elektryczny siadł. Nastała ciemność. Po włączeniu świateł nie było na scenie Tokio Hotel. Tajemnicze zniknięcie czy może porwanie?”
-Widzisz drogi Hansie? Co to ma być? Wszystkie gazety piszą o zniknięciu tych bachorów. Masz ich odnaleźć, bo jak nie to spalę ci chatę. – zagroził szorstki głos - Mam pewne podejrzenia, to konkurencja chce nas skompromitować. To Amerykanie ich uprowadzili, żeby ich targi w Los Angeles - E3 odwiedziło więcej ludzi. Jeśli ich nie znajdziesz w ciągu 7 dniu to masz prze****ne.
-Ale....
-Zamknij pape! Teraz ja mówię, masz tu 100 ojro na drobne wydatki i milcz jak do mnie mówisz!
Hans udał się do hali expo gdzie odbywały się targi i prezentacja najbardziej oczekiwanej gry roku – Gothic 3. Swe poszukiwania zaczął od zbadania miejsca w którym ostatni raz widziano zespół. Cały teren był zabezpieczony przez policje, wszędzie pełno reporterów faktu i innych szmatławców. Przyjechał nawet premier z Polski Kazik Marcinkiewicz, by złożyć kondolencje narodowi niemieckiemu. Hans pokazał nie podbitą legitymację detektywa i został wpuszczony do środka.
- Schaize! Schaize! Schaize! Schaize! – gdzie my jesteśmy do diabła?
-Hej Bill nic ci nie jest?
-Nie Tom? Gdzie Gustav i George? – odkrzyknął Bill.
-Tu jestem skręciłem małego palca u nogi? – wyjąkał Gustav.
-Chłopaki gdzie my jesteśmy? Pamiętam tylko koncert w cipsku... to znaczy w Lipsku
-Kurde to chyba przez tą imprezę przed koncertem, schlaliśmy się i nic nie pamiętamy.
-Aaaa! Oh mój Boże! Nieee! Złamałem paznokieć! I co teraz?! Pomalowałem sobie najnowszym lakierem do paznokci firmy Rimmel – prosto z Londynu. Miały być odporne na wstrząsy. Co ja teraz pocznę?! – lamentował głośno Bill.
-O cholera! Moje dredy! Rozczochrały się?! O nie, jak ja wyglądam. Kto ma lusterko? –krzyknął z przerażeniem Tom.
-Dobra cicho! Sram na wasze paznokcie i dredy! Zastanówmy się gdzie jesteśmy i jak wrócić? Za tydzień gramy koncert w Kotlinie Kongo. Jeśli do tego czasu nie wrócimy to manager nas zabije, urwie kontrakt i co wtedy będziemy robić? Bez szkoły i wykształcenia? Tylko mordy umiemy drzeć. Całe szczęście, że na tym świecie są ludzie którym się to podoba. Bo ja już tego słuchać nie mogę, na koncertach mam watę w uszach, żeby nie słyszeć tego „Schrei! Schrei!”. Ocipieć można. – rzekł George.
W około nich rozpościerała się pachnąca łąka. Jakieś zjebane i nieznane rośliny rosły na trawie. Ni to jagody, ni to truskawki. – Jakaś zmutowana genetycznie żywność – mruknął pod nosem Gustav. Udali się w jakąś stronę, sami nie wiedzieli gdzie, bo takie nieuki nie znają się na kierunkach świata. Po jakimś czasie dotarli do strumienia. Szli w dół rzeki, aż dotarli do wodospadu. Stanęli na skraju patrząc jak woda wpada do jeziora znajdującego się kilkanaście metrów niżej. Po środku jeziora była mała wysepka, a na niej jakaś gadzina. Z daleka nikt nie mógł rozpoznać co to za stwór.
Za ich plecami ktoś stał. Wskazywało na to chlupnięcie wody które usłyszała cała czwórka. Obrócili się na pięcie. Naprzeciwko stało trzech mężczyzn.
-O jasny gwint! Indianie! – zamruczał Tom.
-Nie, nie to jeszcze tan alkohol nas trzyma. Mamy kasy w bród a wy kupiliście wóde z mety. Kiedyś przez was oślepnę. – poprawił go George.
-Jak myślisz Bengar, co to za jedni? – odezwał się jeden z Indian.
-Nie mam pojęcia. Malak idź po Wilka i innych najemników. Niech tu przyjdą. – rozkazał Bengar. Jeden z nich podał widły drugiemu i pobiegł.
-Gaan, przestań! Wyciągnij rękę z gaci! – wrzasnął jeden z nich.
Stali tak w milczeniu do czasu aż nie przyszedł Malak i trzech innych dziwaków.
-Hej Wilk co o nich sądzisz? – zapytał Bengar.
-No, no całkiem, całkiem. Ta laseczka w czarnych włosach ma fajną dupcie. Chętnie bym ją tak... uch! – powiedział wskazując na Billa. Gustav, Geroge i Tom spojrzeli na swego kompana.
-Bengar, na naszej farmie nie ma kobiet, a my mamy swoje potrzeby! Pozwól nam wziąć tą czarną i tą z długimi, „grubymi” włosami. Zabawimy się.
-To nie żadne grube włosy ty debilu, to dredy!!! Skąd ty w ogóle jesteś wieśniaku, że nie wiesz co to jest? – wrzasnął Tom.
-Hej Tom bądź cicho, oni chyba chcą was wydupczyć? Myślą ze jesteście kobietami! – powiedział George.
-Hehehe – zachichotał durnowato Gustav.
-Dobra Wilk bierzcie je do stodoły, ale na godzinę później zaprowadzisz je do Lee, on będzie wiedział co z nimi zrobić. Tylko nie zamęczcie ich! Wyglądają na dziewice! – powiedział Bengar.
-O kurdę! Uciekajmy! – zawołał George.
-Ale gdzie? Za nami jest tylko wodospad, nie ma ucieczki! Zgwałcą nas! Aaa! – zalamentował Tom.
-Nie dostaniecie mojej dupy! – zawołał Bill i skoczył z wodospadu do jeziora. Leciał
chyba z 5 minut, aż w końcu znalazł się w zimnej wodzie. Kiedy się wynurzył spostrzegł jak Gustav i George również skoczyli. Tylko Tom został na górze, miał lęk wysokości i nie umiał pływać. Przestraszył się i zemdlał. Wilk i dwóch najemników zataszczyli go do stodoły.
Dzień pierwszy:
Hans pomyszkował na scenie szukając śladów zespołu. Jego wzrok przykuła gitara należąca do Gustava. Podniósł ją i przeciągnął palcem po strunach. W głowie mu zahuczało, całe życie mignęło mu przed oczami. Poczuł błogi spokój i opanowanie, ciemność zalała mu oczy. Ocknął się dopiero po jakimś czasie, w dziwnym nie znanym mu miejscu. Jakaś jaskinie chyba czy ch*j wie co. Gitara leżała kilka metrów dalej, cała w drzazgach. Jedna ze strun, pękła i brzdęknęła, niosąc donośne echo po jaskini.
-Do k**wy nędzy! Gdzie ja jestem?! – powiedział do siebie Hans. Podniósł się i otrzepał z kurzu. Obmacał ręką wszystkie kieszenie by sprawdzić czy wszystko jest tam gdzie być powinno. Na ziemi był narysowany duży, czerwony krzyż. Jakby ktoś skarb zakopał i bał się że zapomni gdzie.
-Auł! Ku**a! Co jest?!– obrócił się i spostrzegł małego gościa z grubym patykiem w rękach. Kurdupel znów uderzył Hansa kijem. Detektyw wkurzył się i z półobrotu połamał malca. Na pomoc goblinowi przybiegło pięciu innych. Dwóch miało zamiast drewnianych pałek długie noże. Otoczyli Hansa i zaczęli okładać.
-O wy ku**a małe ch*jki, ja wam dam!
Kopnął kilku potem sięgnął za pazuchę i wyciągnął colta. Zastrzelił 2 innych. Reszta uciekła. Hans wyszedł z jaskini wkurwiony . Przed nim nic tylko dzicz. Przeszedł przez zarośla i znalazł się na ubitej ścieżce. Na prawo dróżka wiodła ku niewielkiemu wzniesieniu. Hans jako że jest niespełna rozumu poszedł na dół.
Bill - to ten obojniak w czarnych włosach co śpiewa.
Tom -brat Billa ( w dredach i gra na gitarze)
Gustav-gra na bedbnach
Grorge- tez pociska na gitzrae.
Hans - upośledzony detektyw
Pewnego razu, podczas targów komputerowych w Lipsku, odbył się koncert Tokio Hotel. Podczas zamieszania jakie panowało w hali, kilku rozwydrzonych fanów wpadło na scenę. Trzask, prask, wielki błysk oślepił wszystkich. Cały sprzęt elektryczny siadł. Nastała ciemność. Po włączeniu świateł nie było na scenie Tokio Hotel. Tajemnicze zniknięcie czy może porwanie?”
-Widzisz drogi Hansie? Co to ma być? Wszystkie gazety piszą o zniknięciu tych bachorów. Masz ich odnaleźć, bo jak nie to spalę ci chatę. – zagroził szorstki głos - Mam pewne podejrzenia, to konkurencja chce nas skompromitować. To Amerykanie ich uprowadzili, żeby ich targi w Los Angeles - E3 odwiedziło więcej ludzi. Jeśli ich nie znajdziesz w ciągu 7 dniu to masz prze****ne.
-Ale....
-Zamknij pape! Teraz ja mówię, masz tu 100 ojro na drobne wydatki i milcz jak do mnie mówisz!
Hans udał się do hali expo gdzie odbywały się targi i prezentacja najbardziej oczekiwanej gry roku – Gothic 3. Swe poszukiwania zaczął od zbadania miejsca w którym ostatni raz widziano zespół. Cały teren był zabezpieczony przez policje, wszędzie pełno reporterów faktu i innych szmatławców. Przyjechał nawet premier z Polski Kazik Marcinkiewicz, by złożyć kondolencje narodowi niemieckiemu. Hans pokazał nie podbitą legitymację detektywa i został wpuszczony do środka.
- Schaize! Schaize! Schaize! Schaize! – gdzie my jesteśmy do diabła?
-Hej Bill nic ci nie jest?
-Nie Tom? Gdzie Gustav i George? – odkrzyknął Bill.
-Tu jestem skręciłem małego palca u nogi? – wyjąkał Gustav.
-Chłopaki gdzie my jesteśmy? Pamiętam tylko koncert w cipsku... to znaczy w Lipsku
-Kurde to chyba przez tą imprezę przed koncertem, schlaliśmy się i nic nie pamiętamy.
-Aaaa! Oh mój Boże! Nieee! Złamałem paznokieć! I co teraz?! Pomalowałem sobie najnowszym lakierem do paznokci firmy Rimmel – prosto z Londynu. Miały być odporne na wstrząsy. Co ja teraz pocznę?! – lamentował głośno Bill.
-O cholera! Moje dredy! Rozczochrały się?! O nie, jak ja wyglądam. Kto ma lusterko? –krzyknął z przerażeniem Tom.
-Dobra cicho! Sram na wasze paznokcie i dredy! Zastanówmy się gdzie jesteśmy i jak wrócić? Za tydzień gramy koncert w Kotlinie Kongo. Jeśli do tego czasu nie wrócimy to manager nas zabije, urwie kontrakt i co wtedy będziemy robić? Bez szkoły i wykształcenia? Tylko mordy umiemy drzeć. Całe szczęście, że na tym świecie są ludzie którym się to podoba. Bo ja już tego słuchać nie mogę, na koncertach mam watę w uszach, żeby nie słyszeć tego „Schrei! Schrei!”. Ocipieć można. – rzekł George.
W około nich rozpościerała się pachnąca łąka. Jakieś zjebane i nieznane rośliny rosły na trawie. Ni to jagody, ni to truskawki. – Jakaś zmutowana genetycznie żywność – mruknął pod nosem Gustav. Udali się w jakąś stronę, sami nie wiedzieli gdzie, bo takie nieuki nie znają się na kierunkach świata. Po jakimś czasie dotarli do strumienia. Szli w dół rzeki, aż dotarli do wodospadu. Stanęli na skraju patrząc jak woda wpada do jeziora znajdującego się kilkanaście metrów niżej. Po środku jeziora była mała wysepka, a na niej jakaś gadzina. Z daleka nikt nie mógł rozpoznać co to za stwór.
Za ich plecami ktoś stał. Wskazywało na to chlupnięcie wody które usłyszała cała czwórka. Obrócili się na pięcie. Naprzeciwko stało trzech mężczyzn.
-O jasny gwint! Indianie! – zamruczał Tom.
-Nie, nie to jeszcze tan alkohol nas trzyma. Mamy kasy w bród a wy kupiliście wóde z mety. Kiedyś przez was oślepnę. – poprawił go George.
-Jak myślisz Bengar, co to za jedni? – odezwał się jeden z Indian.
-Nie mam pojęcia. Malak idź po Wilka i innych najemników. Niech tu przyjdą. – rozkazał Bengar. Jeden z nich podał widły drugiemu i pobiegł.
-Gaan, przestań! Wyciągnij rękę z gaci! – wrzasnął jeden z nich.
Stali tak w milczeniu do czasu aż nie przyszedł Malak i trzech innych dziwaków.
-Hej Wilk co o nich sądzisz? – zapytał Bengar.
-No, no całkiem, całkiem. Ta laseczka w czarnych włosach ma fajną dupcie. Chętnie bym ją tak... uch! – powiedział wskazując na Billa. Gustav, Geroge i Tom spojrzeli na swego kompana.
-Bengar, na naszej farmie nie ma kobiet, a my mamy swoje potrzeby! Pozwól nam wziąć tą czarną i tą z długimi, „grubymi” włosami. Zabawimy się.
-To nie żadne grube włosy ty debilu, to dredy!!! Skąd ty w ogóle jesteś wieśniaku, że nie wiesz co to jest? – wrzasnął Tom.
-Hej Tom bądź cicho, oni chyba chcą was wydupczyć? Myślą ze jesteście kobietami! – powiedział George.
-Hehehe – zachichotał durnowato Gustav.
-Dobra Wilk bierzcie je do stodoły, ale na godzinę później zaprowadzisz je do Lee, on będzie wiedział co z nimi zrobić. Tylko nie zamęczcie ich! Wyglądają na dziewice! – powiedział Bengar.
-O kurdę! Uciekajmy! – zawołał George.
-Ale gdzie? Za nami jest tylko wodospad, nie ma ucieczki! Zgwałcą nas! Aaa! – zalamentował Tom.
-Nie dostaniecie mojej dupy! – zawołał Bill i skoczył z wodospadu do jeziora. Leciał
chyba z 5 minut, aż w końcu znalazł się w zimnej wodzie. Kiedy się wynurzył spostrzegł jak Gustav i George również skoczyli. Tylko Tom został na górze, miał lęk wysokości i nie umiał pływać. Przestraszył się i zemdlał. Wilk i dwóch najemników zataszczyli go do stodoły.
Dzień pierwszy:
Hans pomyszkował na scenie szukając śladów zespołu. Jego wzrok przykuła gitara należąca do Gustava. Podniósł ją i przeciągnął palcem po strunach. W głowie mu zahuczało, całe życie mignęło mu przed oczami. Poczuł błogi spokój i opanowanie, ciemność zalała mu oczy. Ocknął się dopiero po jakimś czasie, w dziwnym nie znanym mu miejscu. Jakaś jaskinie chyba czy ch*j wie co. Gitara leżała kilka metrów dalej, cała w drzazgach. Jedna ze strun, pękła i brzdęknęła, niosąc donośne echo po jaskini.
-Do k**wy nędzy! Gdzie ja jestem?! – powiedział do siebie Hans. Podniósł się i otrzepał z kurzu. Obmacał ręką wszystkie kieszenie by sprawdzić czy wszystko jest tam gdzie być powinno. Na ziemi był narysowany duży, czerwony krzyż. Jakby ktoś skarb zakopał i bał się że zapomni gdzie.
-Auł! Ku**a! Co jest?!– obrócił się i spostrzegł małego gościa z grubym patykiem w rękach. Kurdupel znów uderzył Hansa kijem. Detektyw wkurzył się i z półobrotu połamał malca. Na pomoc goblinowi przybiegło pięciu innych. Dwóch miało zamiast drewnianych pałek długie noże. Otoczyli Hansa i zaczęli okładać.
-O wy ku**a małe ch*jki, ja wam dam!
Kopnął kilku potem sięgnął za pazuchę i wyciągnął colta. Zastrzelił 2 innych. Reszta uciekła. Hans wyszedł z jaskini wkurwiony . Przed nim nic tylko dzicz. Przeszedł przez zarośla i znalazł się na ubitej ścieżce. Na prawo dróżka wiodła ku niewielkiemu wzniesieniu. Hans jako że jest niespełna rozumu poszedł na dół.