Nathaniel

Gienek

New Member
Dołączył
28.6.2007
Posty
8
Dochodziła północ, kiedy Nathaniel siedział na polanie niedaleko miasta Merikan. Nathaniel był człowiekiem, miał 21 lat, krucze włosy opadające do ramion, wściekle niebieskie oczy . Z narodowości był Arminczykiem. Wychowywał się w mieście prawa, gdzie za najdrobniejsze przestępstwo czekała surowa kara. Tamtejsza straż była dobrze zorganizowana i wyposażona. Nic nie stało na przeszkodzie, aby chłopak urodził się tam, wychował i tam tez umarł. Niestety, matka umarła na skutek alkoholu, który nie był rzadkością w jego domu. Zatrucie doprowadziło do śmierci. Krótko potem na targu zginął jego ojciec, zasztyletowany przez płatnego zabójcę. Nadal nie wiadomo kto zlecił zabójstwo. 10-letni wtedy Nathaniel nie wiedział co ma począć. W mieście panowało przekonanie, że do 15 roku życia dziecko mężczyzna nie może wyjść poza mury miasta, chyba, że zostałoby wygnane. I tak właśnie się stało. Z rozpaczy i głodu chłopak zaczął kraść. Nauczył się złodziejskiego fachu otwierania zamków, czy włożenia ręki do kieszeni osoby, z którą rozmawiał. Szczęście, które mocno się go trzymało, wreszcie go opuściło, pozwalając wpaść w ręce nadgorliwego strażnika. Nathaniel pobity trafił do więzienia. Rada postanowiła nie zabijać go, ale nie pozwoliła mu pozostać w mieście. Według niej, dziecko, które od lat najmłodszych kradnie, kraść będzie do końca swoich dni. W ten oto sposób wygnano chłopca z miasta. Wiele dni błąkał się po lesie płacząc i wołając o pomoc. W końcu natrafił na małą chatkę drwala, który przyjął go do domu w zamian za pomoc przy rąbaniu drewna i sprzątaniu domu. Nathaniel oczywiście zgodził się na to. Mała to cena za jedzenie i dach nad głową. Ścienianie drzew uczyniło go silnym człowiekiem. W wolnym czasie Nathaniel ćwiczył walkę mieczem. Zamierzał opuścić dom swojego dobrodzieja, kiedy tylko skończy swoje 21 urodziny. Czas ten wreszcie nadszedł, i jako mężczyzna odszedł od drwala i jego rodziny. Teraz siedział w na polanie przy ognisku, grzejąc ręce. Wiał silny, zimny wiatr. Młodzieniec siedział na ziemi tak od kilku ładnych godzin myśląc, gdzie ma pójść. Odchodząc od drwala dokładnie wypytał go, o położenie jego domku i okolic. Na wszelki wypadek podwinął drwalowi mapę. Mimo życia z porządnymi ludźmi nie przestał kraść. Nie robił tego długo, ale nadal pamiętał jak się to robi. Obok Nathaniel’a leżał miecz. Tej nocy było głośno. W mieście prawdopodobnie było jakieś święto. Merikańczycy byli wojowniczym narodem, ale potrafili powstrzymać swoje nerwy, i w czasie sojuszu byli cennymi sojusznikami. Ze względów czysto taktycznych, jak i ze względu na surowce i wyroby zbrojne, z których słyną Merikańczycy. Pod swoimi rozkazami mają wiele kopalni złota i wiele złóż rud, przez co mają też dużo metalu. Miasto leży na morzem, więc ma dostęp do zagranicznego handlu.


W tę noc niebo było bezchmurne. Okrągły księżyc górował nad milionem gwiazd. Nathaniel siedział oparty o pień drzewa grzejąc się przy ognisku. Myślał o nawiedzających go od niedawna snach. Biegł z mieczem przez las, a ściagał go wielki potwór. Za każdym razem Nathaniel przebiegał przez rzekę, a potwór stawał dęba, kiedy tylko zbliżał się do wody. Na tym sen kończył się. Chłopak martwił się tym, zwłaszcza, że był to swego rodzaju koszmar. Nathaniel bał się spać. Wiedział, że i tak nie wypocznie. Po dłuższym czasie usnął. Obudził się wczesnym rankiem, kiedy unosiła się jeszcze mgła.
- Zimno- pomyślał chłopak- ale to nic dziwnego o tej porze roku.
Okres, ciężkiej jak na te okolice zimy dobiegał końca.. Ziemia zaczęła się zielenić, a drzewa wypuszczać kwiaty. Jednak zima chciała pozostać tu jak najdłużej, i jak najdłużej męczyć mieszkańców tych ziem mrozem. Nathaniel podniósł miecz . Ostrze wylądowało w pochwie zawieszonej przy boku młodzieńca. Ognisko, które zgasło podczas zimnej nocy nie potrzebowało, aby je dogaszać. Nathaniel czuł się słaby. Znów ten sam sen. Musi coś na to poradzić, inaczej zwariuje. Poczekał, aż mgła zrzednie, i ruszył dalej. Z polany wszedł w ciemny las. Mimo wczesnej pory zwierzęta nie spały. Ptaki ćwierkały, jelenie szukały pożywienie, króliki uciekały przed lisami. Kiedy te wszystkie zwierzęta zobaczyły w lesie obcego, pochowały się w norkach i innych mieszkankach. Nathaniel szedł cały czas. Bór coraz bardziej się zaciskał się. Drzewa rosły bliżej siebie, nie pozwalając słońcu wedrzeć się między nie choć na chwile. W końcu knieja zaczęła się kończyć. Przed Nathanielem stała oddalona kilkadziesiąt metrów wioska., a że był bardzo głody, poszedł w tamtym kierunku. Wszedł na pagórek. Z jego szczytu zobaczył wieś, a dalej góry. U jego zbocza zobaczył dwie osoby. Jedna ubrana w płaszcz, który zakrywał prawie całą twarz właściciela, a drugą człowieka ubranego w proste ubranie: skórzane spodnie i koszulę z wełny, który klęczał u stóp nieznajomego i coś mówił. Mężczyzna w płaszczu był jednak nieugięty. Uderzył najprawdopodobniej wieśniaka ,w twarz.. Ten padł jak rażony na ziemię, i zaczął płakać. Nathaniel bał się. Pierwszy raz w swojej podróży widział bandytę, bijącego mieszkańca wioski. Schował się za drzewem i spróbował podsłuchać rozmowę. Człowiek w płaszczu mówił cicho, więc Nathaniel słuchał odpowiedzi wieśniaka, starając się wywnioskować sens rozmowy:
- Nie, panie! Zrobię co chcesz, ale zostaw moją rodzinę w spokoju. Moja córeczka ma dopiero 2 latka- Chwila ciszy. Pewnie wieśniak słuchał, co ma mu do powiedzenia mężczyzna. Nagle chłop pokręcił przecząco głową. Osobnik w płaszczu zaczął bić wieśniaka. Nathaniel nie mógł na to patrzeć, i mimo woli podbiegł do bijącego i kopnął go w twarz. Przerażony swoim czynem stał w miejscu patrząc to na umierającego wieśniaka, to na człowieka w płaszczu, który trzymał rękę na wardze, z której ciekła krew.
- Niech no cię tylko dorwę, chłoptasiu- Powiedział gromko mężczyzna i rzucił się na Nathaniela. Doskoczył do niego i uderzył pięścią w twarz. Chłopaka odrzuciło na bok. Szybko jednak otrzeźwiał i wstał. Dobył miecza i czekał na kolejny ruch przeciwnika. Podczas czekania zmierzył go wzrokiem. Nie było widać twarzy, ale może był zobaczyć szramę pod lewym okiem. W oczach mężczyzny widać było szał. Mógłby nadawać się na kata. Widoczne mięśnie budziły podziw. Więcej Nathaniel nie zauważył, bo po raz drugi rzucił się na niego bandyta. Nathaniel odskoczył w bok próbując ciąć mieczem lecącego w dół przeciwnika, ale zrobił to za lekko, i klinga ześliznęła się z pancerza. Tajemniczy człowiek lecąc na ziemię zrobił przewrót i miękko wylądował na ziemi. On tez wyciągnął miecz. Większy od miecza chłopca. Stanęli naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Kolejny ruch zrobił już Nathaniel. Zaczął biec na przeciwnika i zamachnął się mieczem. Cios został odparowany, i natychmiast oddany młodzieńcowi. Ten z niekrytym trudem odparował go, ale wywrócił się na ziemię. Ciężko dyszał. Upadając wypuścił miecz z rąk. Leżał dobre kilka centymetrów od niego. Do chłopca podszedł napastnik, celując mieczem w jego pierś.


Oceniajcie
 
V

Vergil

Guest
Bardzo ciekawe opowiadanie, choć mało było z życia Nathaniela u drwala. Przeczytałem to za jednym tchem i chciałem wiedzieć co się dzieje dalej. Dla mnie to opowiadanie jest bardzo dobre. Nie przesłodzone, w sam raz. Nawet lepiej. W opowiadaniu panuje taki klimat... Gdy Nathaniel rzucił się na bandytę, czułem niepokój, adrenalinę i podniecenie. Nie mogę doczekać się kolejnej części.
10/10
 

Gienek

New Member
Dołączył
28.6.2007
Posty
8
C.D Nathaniela

Młodzian nie wiedział co ma zrobić. Leżał bezbronny na ziemi, czekając na pewną śmierć. Czuł się upokorzony. Bardzo gorliwie uczył się władać mieczem, a tu takie bolesne przebudzenie. Zawiódł. Zawiódł samego siebie. Zawsze był pewny, że jego umiejętności wystarczą by podbić świat. A tu został pokonany przez zwykłego bandziora. O nie! Nie może umrzeć w ten sposób. Nathaniel szybko kopnął ze szpica napastnika w krocze, poturlał się po miecz i szybko wstał. Bandyta kulił się na ziemi i ściskał genitalia. Zbir jednak nie poddał się tak łatwo. Przetrzymał ból i ruszył na Nathaniela. Młodzieniec rzucił się w bok i kopnął go z całej siły w goleń. Łotr przewrócił się i uderzył głową w kamień. Bandyta jęczał z bólu i po chwili zemdlał. Chłopak popatrzył na wieśniaka pytająco.
- Co mam zrobić?- Pomyślał.- Zabić? Takiego bezbronnego? Wijącego się z bólu? Nie!-
W tym czasie wieśniak stanął na nogi i powiedział przestraszonym głosem:
- Czemu nic nie robisz?! Jak wstanie to obu nas zabije! Zrób coś. Uderz w skroń! W cokolwiek!
-Przecież widzicie, że zemdlał- Powiedział chłopak przestraszony, że może złodziej nie żyje. - I co teraz z nim zrobimy?- Zapytał
- Oddamy w ręce straży, oczywiście- Odpowiedział bez zastanowienia wieśniak. Dostanę pieniądze i wyżywię rodzinę.
- Ty zdobędziesz, kmiocie?- Zdenerwował się Nathaniel- Ty? Przez cały czas siedziałaś skulony pod drzewem! To ja z nim walczyłem i ryzykowałem życie, żebyś ty wrócił do tej swojej zakichanej rodzinki w jednym kawałku! Ale zawsze mogę poderżnąć ci gardło, i powiedzieć, że takiego cię znalazłem. To jak będzie?- Zapytał spokojny już chłopak.
- Nn-ie mm-a potrzeby ss-ię tt-ak denerwować- Powiedział przestraszony rolnik.- Podzielimy się po połowie, i…
- Nie!- Przerwał zdecydowanym tonem Nathaniel. Zabiorę ¾ ceny za bandytę, a tobie wspaniałomyślnie odstępie resztę. I nie próbuj zaprzeczać- Powiedział młodzieniec widząc, że wieśniak chce coś powiedzieć. Klęknął przed zbirem i zabrał rzeczy, które kiedyś do niego należały. Wziął m.in.: sztylet, 10 szylingów, butelkę z jakąś fioletową cieczą i rymowankę. Brzmiała następująco:


Na północnym- wschodzie,
Gdzie wojownik Imir się zowie,
W głębokim rowie,
Leży trupów mrowie.
Tam po rozmowie,
Leży owy klucz.


Chłopak nic nie wywnioskował z tej składanki. Nathaniel popatrzył przed siebie. Mgła opadła całkowicie, i można było dostrzec wiele rzeczy. Skierował wzrok na wioskę. Ludzie zaczęli już wychodzić z domostw pędząc do sklepów po jedzenie czy materiały do szycia. Młodzieniec wziął głęboki wdech. Dopiero teraz przypomniał sobie, że bandyta lada chwila może się ocknąć oraz, że jest głodny.
- Słuchajcie kmiocie- Powiedział Nathaniel z wyższością- Uratowałem wam życie, więc jesteście mi coś winni. Dacie mi jeść w tej waszej chatce. Mała to zasługa za uratowanie życia, i oddanie części pieniędzy za bandytę, którego ja sam ubiłem, a wy palcem w bucie nie kiwnęliście, tylko ciągle jęczeliście: „Zabije i mnie, i jego. Na bogów! Na Bogów”. Więc jak, umowa stoi?- Spytał chłopak.
- A i stoi. A może zechcecie panie i moją córkę poślubić, hę? Nikt we wsi jej nie chce, to może wy zechcecie?
- Nie przeginajcie, bo…, a zresztą, przyjdę, zobaczę. Ale na wiele nie liczcie.
Wieśniak zaprowadził Nathaniela do swojego domu.
Rzucili bandytę w kąt, związali liną i usiedli przy stole.
- Baby!- zawołał wieśniak- dajcie jadła! Mam tu dobrodzieja mojego, co mnie z rąk bandyty wyratował, i pieniądze za niego chce jeszcze dać!
Nathaniel westchnął. Popatrzył na wieśniaka. Nie był stary. Na oko miał gdzieś 45 lat. Włosy troszkę przyprószone siwizną, brązowe oczy. Po chwili do pokoju weszła starsza kobieta niosąc jedzenie.
- Jeśli TO jest twoja córka, to nie dziwię się, że nie ma męża- zamruczał Nathaniel. Zaraz po niej przyszła młoda dziewczyna. Miała nierówno przycięte blond włosy, zielone oczy i miłą twarz. W ocenie chłopca była starsza od niego. Dziewczyna popatrzyła na niego i od razu spuściła wzrok. Podała napoje i wyszła z matką do kuchni.
- Więc, powiadasz, że skąd jesteś?- Zapytał wieśniak.
- Z Arminy.
- To to takie małe, ale prawe państewko?
- Małe to ono takie nie jest- Pomyślał Nathaniel.- A wy co robiliście tam, pod pagórkiem?- Zapytał głośno.
- Em, jaa, ten, no…
- Drzewa pewnie poszliście narąbać, hę?
- A tak, właśnie, drzewa.
- Dziwne, że siekiery nie mieliście.
- Zapomniałem, i chciałem po nią wrócić, ale dopadł mnie ten zbój- popatrzył na związanego bandytę i krzyknął:
-Jeszcze raz ci powinien ten nieznajomy przywalić, żebyś prawych ludzi nie napastował, ty, ty, gnojku jeden!
- Jedzcie kmiocie, bo wystygnie- Powiedział chłopak kończąc jeść indyka. Nastała cisza. Obaj jedli myśląc o swoim. Nathaniel myślał jednak ciągle o jednym. Co by tu jeszcze zjeść. W końcu skończyli, i Nathaniel napił się piwa. Skrzywił się, i powiedział:
- To smakuje…
- Wiem jak smakuje- Powiedział wieśniak z dumą.- Już niejeden podróżny brał wielki zapas naszego piwa.
- … To smakuje jak szczyny- Dokończył w myślach Nathaniel.
- Pojedliście, panie?- Zapytał rolnik
- A tak- odpowiedział chłopiec.- Będę się zbierał.
- Zara!- Krzyknął kmiot- A pieniądze za bandytę? A moja córka?
- Faktycznie, pieniądze za bandytę- Powiedział Nathaniel.- A nie obrazicie się aby, jeśli powiem, że córka nie przypadła mi do gustu, hę?
- Cóż, nie obrażę się- Powiedział wieśniak i wyszedł. Chłopak rozglądnął się po chałupie. Mała, trzypokojowa chatka. Same gołe ściany. Prawie żadnych mebli. Popatrzył na łóżka w sąsiednim pokoju. Małe, brudne. Brrrrr. Nie chciałby w takich spać.
- Idą!!!- Wrzasnął wieśniak wpadając do domku.- Idą!
- Kto psiakrew idzie, że tak wrzeszczycie?- Zapytał młodzieniec.
- Straż idzie! Pieniądze idą.
- Dawaj ich tu, byle szybko. Wieśniak wybiegł i po chwili wrócił ze strażnikiem. Popatrzył na Nathaniela, a chłopak na niego. Strażnik nie był specjalnie stary, ale najmłodszy też nie był. Miał zgoloną głowę, zielone oczy, i oszpeconą wieloma bliznami twarz. Miał niechętny wyraz twarzy. Z postury był niewielki, chudy. Miał wyniszczoną cerę.
- Czego chcecie, wieśniaku? Jeśli znowu krowa jakoś wleciała na drzewo, to sami se ją ściągajcie.
- Nie, krowa nie tym razem- Zaprzeczył gorąco wieśniak.- Mam coś lepszego! Mam bandytę!- powiedział dumnie wieśniak. Chwilę tej dumy przerwał natychmiast ostry śmiech strażnika.
- Wy!? Hahaha, wy ubiliście, hahahaha ,bandytę? Hahahahahahaha.
- Z czego się śmiejecie?- Warknął Nathaniel.- Bandyta jest, to i pieniądze się należą.
- Nie tak prędko, chłoptasiu- Podobnym tonem odparł Strażnik.-Bandyta musi żyć, żeby uchodził za bandytę złapanego przez was. Równie dobrze mogliście znaleźć go w rzece, kiedy łowiliście ryby, albo w Kniei Merikanu na łowach.- Powiedział ostro Strażnik.- A ten tu nie żyje. Poza tym skąd macie pewność, że to bandyta? Może to sąsiad, który naprzykrza się wam od dłuższego czasu, i nie wytrzymaliście, i ubiliście gada, co? Ja chce świadków, że to bandyta.- Powiedział Strażnik podchodząc do Nathaniela.
- Dowodu?!- Krzyknął wieśniak- Dowodu!? Ja jestem dowodem. Gdyby nie on- wieśniak wskazał na chłopca- Już bym nie żył, i…
- Ble ble ble powiedział Strażnik. Ale mi dowód. W ogóle po co tu przesiaduje? Ja mam patrol!
- To chociaż rzućcie okiem na tego zbira.- Powiedział chłopak.
-Rzucić mogę. O psia mać- Zaklął Strażnik. Toż on poszukiwany listem gończym był.
- Był? On nadal jest- wtrącił Nathaniel. On żyje, tylko że,…
- … Śpi!- Z tryumfem krzyknął wieśniak.
- Więc jak będzie? Dacie pieniądze?- Zapytał słodko młodzieniec
- Tak jak mówiłem, nie ma świadków, że to wy…
- Mogę zobaczyć list gończy?- Spytał Nathaniel
- Ano, prawo tego nie zabrania- powiedział Strażnik i wręczył chłopcowi list gończy. Nathaniel zaczął czytać:

Damian, poszukiwany za wyłudzenia, haracze i rozboje. Poszukiwany żywy lub martwy. Nagroda 200 szylingów.

-Żywy, lub martwy- Powiedział głośno i powoli Nathaniel.- Żywy, lub martwy. Dajcie pieniądze.
- Nie mam kretynie, myślicie że będę chodził z taką sumą sam przez las, trakt i Bóg wie po czym? Musicie ze mną pójść do miasta.- Powiedział Strażnik
- Więc chodźmy!- Krzyknął podniecony wieśniak. Nagle z pokoju obok wyszła żona kmiota i powiedziała:
- Ty stary się tak nie podniecaj, bo wiesz, że potem robisz jakieś głupie rzeczy, i same problemy z tobą. Nie musze chyba przypominać, że ostatnio jak zobaczyłeś pieniądze za sprzedaną świnie, chciałeś nauczy latać dziecko sąsiadów, i…
- Cicho babo!- Krzyknął chłop.
- Chodźmy- Powiedział Nathaniel.
Strażnik, młodzieniec i rolnik wyszli z domu Na placu nie było nikogo. Ruszyli w stronę miasta. Po godzinie drogi zobaczyli pojedynczą farmę. Podeszli bliżej, i Nathaniel zauważył, że za domem znika jakaś postać. Nagle dach domu zaczął płonąć. Ktoś wyleciał z mieszkania z krzykiem, ktoś inny wybiegł ze stodoły i patrzył. Strażnik począł biec w tamta stronę, kiedy nagle przeszyła go strzała. Utkwiła w jego krzyżu i sparaliżowała go. Strażnik upadł na kolana i zaczął wypluwać krew. Zaraz potem na ziemię padł wieśniak ze strzałą w szyi. Nathaniel był przerażony. Nie chciał się odwracać. Pierwsza myśl była następująca:
- Zaraz zginę, ale następna była inna:
- Ale jeśli nie, to 200 jest moje!
Nagle Nathaniel został uderzony w kark jakimś przedmiotem. Obudził się w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Siedział związany pod ścianą, która śmierdziała grzybem.
- Co jest do cholery!- Wrzasnął Nathaniel.
- To nie jaaaaa! Wypuście mnie z tego lochu!! To nie ja ich zabiłeeeem!- Krzyczał przekonany, że jest w miejskim lochu. Niespodziewanie usłyszał głos:
- Zamknij się, boli mnie głowa. Był to męski głos. Nagle poczuł, że ktoś do niego podchodzi. Wyczuł alkohol.
- Ale gdzie ja…- Zaczął chłopak, ale przerwał mu inny głos.
- Nie słyszałeś? Zamknij się, albo cię zaknebluje! Nathaniel nie wiedział co począć.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
No więc tak. Opowiadanie jest całkiem niezłe. Mam tu na myśli pomysł itp. Niestety, inaczej sprawa ma się z samym wykonaniem. Może napiszę co mi się NIE podobało. Po pierwsze - zabardzo pędzisz z całą tą akcją. Przedstawiłeś historię głównego bohatera, to dobrze, ale bez przesady. Ponadto opisy są trochę za małe i przedewszystkim ogólne. Co do walki głównego bohatera z bandytą, to dzieje się ona zbyt szybko i jest za słabo opisana. Piszesz też bardzo chaotycznie. Popracuj nad tym. A co do tego, co mi się podobało no to nie mam tu za bardzo o czym pisać. Historia bohatera, jest trochę standardowa, ale mnie to nie przeszkadza, ciekawie przedstawiasz dialogi w niektórych miejscach no i masz kilka ciekawych pomysłów, aby zainteresować czymś czytelnika, a to już dobrze :). Popracuj tylko nad błędami, staraj się opisywać bardziej szczegółowo i mniej chaotycznie i pisz więcej przedstawień postaci itp. Powodzenia i czekam na ciąg dalszy ;).
 
Do góry Bottom