Witam wszystkich. Ja Konrad Argaleb z Malczyc zaprezentuję wam historię jakiej jeszcze nigdy nie słyszeliście. "Książe Konrad" to trylogia stworzona przeze mnie na podstawie mitów południowej europy, historia ta zaczyna się na pięć lat przed urodzeniem Bezimiennego. Mam nadzieję iż wam się spodoba. To me pierwsze opowiadanie więc raczej wypadnie poniżej waszych oczekiwań.
[SIZE=24pt]Rozdział 1 - Królestwo Arnoli[/SIZE]
W dawnych czasach na kilka lat przed stworzeniem bariery na świat przyszedł chłopiec syn Karnala króla Arnoli. Ojciec na cześć założyciela królestwa nazwał go Konrad. Arnolia była wyspą położoną niedaleko Myrthany. Lud Arnoli nawiązał ścisły sojusz z królestwem Myrtany, wojownicy króla Karnala wspierali lud Vengardu w ich bitwach przeciw orkom. Największym poważaniem w królestwie cieszył się Kaled, starszy syn Karnala, królestwo pokładało w nim wielkie nadzieje. Był mądry, był też najlepszym wojownikiem w królestwie. Najbardziej zaś zadziwiające jest to iż miał ledwie 15 lat. Dla Konrada był on wzorem. Niestety pewnej księżycowej nocy, gdy 7-letni Konrad wracał po ciężkim treningu walki mieczem do stolicy królestwa zobaczył dymy nad jego rodzinnym miastem. - Co się stało, co tam się dzieje! - pomyślał w duchu.
Wszedł przez główną bramę, miły strażnik który zawsze życzliwie witał chłopca leżał w kałuży krwi, podobnie jak reszta obrońców głównej bramy. Zaraz potem ujrzał jakby cień przeskakujący tuż nad nim. Dla 7-latka to ogromne przeżycie.
- Mama, tata muszę do nich iść! - krzyknął i pobiegł w stronę pałacu.
Wszędzie leżały ciała, młody chłopak nawet nie wiedział iż na mieszkańcach miasta został użyty potężny czar masowego zniszczenia. Biegł ile sił w nogach mijając trupy zabitych. Był tuż przed pałacem gdy znowu ujrzał cień który wbiegł do pałacu. Zaczął go gonić, chwilę potem usłyszał jakiś złowieszczy głos, jakby ktoś wypowiadał potężne zaklęcie. Biegł ile sił w nogach, w pałacu były ciała gwardzistów królewskich i dworzan. Wbiegł do sali tronowej gdzie ujrzał swych rodziców na kolanach, tuż za nimi stał Kaled. Gdy ujrzał swego młodszego brata jednym ciosem swego miecza skrócił własnych rodziców o głowę. Wtedy to dał się słyszeć potężny krzyk, to Konrad krzyczał pogrążony w żałobie.
- Bracie... Bracie! Coś uczynił! - krzyknął - Cze, czemu to zrobiłeś! - dodał po chwili
- By sprawdzić czy jestem wystarczająco silny - powiedział
- Co...co! Wystarczająco silny! - krzyknął
Rzucił się w kierunku starszego brata i oddał silny cios, ten jednak został łatwo sparowany, Kaled złapał go za rękę i powiedział bratu:
- Wbrew temu co myślisz nie służę, Beliarowi, nie...sam sobie jestem panem! - po tych słowach dodał jeszcze - Nienawidź mnie, żyj chęcią zemsty, utrzymuj się tylko dzięki niej! Kiedyś się spotkamy, i pragnę byś wtedy był silniejszy! - Po tym wystrzelił w kierunku swego brata piorun kulisty, resztką sił Konradowi udało się uciec przed zaklęciem mimo to został boleśnie draśnięty, od tej pory zawsze miał już bliznę na lewym oku. Niestety ostatni unik wyczerpał go całkowicie, padł na ziemię nie mogąc już nic zrobić. Zapadł w głęboki sen...
[SIZE=24pt]Rozdział 2 - Klan Wilka[/SIZE]
Nienawidź mnie...żyj chęcią zemsty...utrzymuj się tylko dzięki niej! Kiedyś się spotkamy, i pragnę byś wtedy...był silniejszy!
- Obudź się! Pora wstawać! - powiedział nieznany chłopcu głos
Konrad powoli otworzył oczy, był w białym pomieszczeniu, na ścianach wysiały różne trofea myśliwskie, a także jakiś herb tarcza na środku której był wilk, rozejrzał się trochę po czym zobaczył nieznajomego człowieka, tuż koło niego leżał spokojnie wilk śnieżny. Chłopiec przestraszył się wilka, uspokoił go jednak nieznajomy.
- Kim...kim jesteś? - zapytał nieśmiało Konrad
- Nazywam się Hugar - odpowiedział spokojnie
- Gdzie..gdzie ja jestem, gdzie Kaled! - powiedział na myśl o bracie
- Uspokój się, jesteś już bezpieczny, twój brat jest daleko stąd, aktualnie nic nie możesz zrobić, Arnoliz została zniszczona a ty jesteś w bezpiecznym miejscu, prześpij się jeszcze Biały Kieł będzie nad tobą czuwał. - powiedział Hugar
- Biały Kieł, chodzi ci o tego wilka? - Chłopiec próbował pogłaskać zwierzę lecz gdy tylko się ruszył poczuł ogromny ból, jakby koń przegalopował po jego plecach. Przeklinał sam siebie za to iż nie uratował swego królestwa, za to że nie zabił brata, niestety poza tym nie mógł nic zrobić, był uziemiony. Przez kilka następnych dni był pielęgnowany przez Hugara, i po tygodniu znów nabrał sił. Kolejny tydzień intensywnie ćwiczył, niestety przez przesadzenie z treningiem i mróz jaki panował w klanie wilka, zapadł na kolejną chorobę. Gdy bezczynnie leżał przybył do niego Hugar.
Konrad jakby odczytując z oczu Hugara jego intencje zapytał jako pierwszy.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Czas byśmy porozmawiali o tym co zaszło w Arnoli, i o twojej przyszłości... - powiedział Hugar
- On gdzieś tam jest prawda? Kiedyś go zabiję nieważne jak! - powiedział ze złością
- Kaled stał się potężnym czarodziejem, zgłębił tajniki magi ognia, wody, iluzji, a nawet czarnej magi... - jego moc jest ogromna, obawiam się iż nawet armia paladynów nie poradziła by sobie z nim. - powiedział w rozpaczy Hugar
- Ale kto mnie uratował? - zapytał niepewnie chłopiec
- Ja, twój ojciec i ja znamy się od dawna, właściwie to uratowała cię tradycja twego ludu. Otóż wszyscy synowie króla Arnoli prócz najstarszego trafiają tutaj gdzie szkoli ich się na niezrównanych wojowników i znakomitych dowódców. Synowie króla są zabierani pomiędzy siódmym a ósmym rokiem życia, w zależności od tego jak dziecko dojrzało do swych obowiązków. Kaled miał zostać królem, a jednak zeszedł na ścieżkę zła. Szedłem do królestwa po ciebie gdy ujrzałem dymy nad miastem. Oprócz ciebie wszyscy zostali wyrżnięci. Niedługo potem na wyspie pojawili się orkowie którzy dobili całą resztę ludności. Upadła stolica, wszystkie miasta i wsie, nikt nie przeżył. - mówił z goryczą w sercu Hugar, tak że nawet Biały Kieł dotychczas wyprostowany i dumny skulił się i wycofał w stronę kąta.
Konrad słysząc to wszystko pierwszy raz od śmierci rodziców zapłakał prawdziwie.
[SIZE=24pt]Rozdział 3 - Nowe Zagrożenie[/SIZE]
Jak dotąd Konrad nie wychodził poza dom Hugara, zrobił to jednak miesiąc po śmierci jego rodziców. Hugar dopiero wtedy wypuścił go ze swej chaty. Konrad był zadziwiony rzeczami których nigdy wcześniej nie widział takimi jak chociażby oswojone wilki, czy golemy strażnicy. Na placu Hugar przedstawił Konrada Lili i Onalowi. Cała trójka była w równym wieku. Od tej pory Lili, Onal i Hungor byli jedynymi ludźmi którym Konrad otwarł się, jednak nie stało się to od razu. Lata mijały Konradowi na treningu, uczył się głównie od Hugara, bawił się też z Lili i Onalem jednak nie działo się to zbyt często. Gdy Konrad ukończył szesnaście lat Hungar wręczył mu jego pierwszy miecz. Od tej pory wiele polował razem z białym kłem. Jego spotkania z Lili i Onalem teraz odbywały się jeszcze rzadziej, zasmuciło to Lili bowiem odkąd go poznała na placu kochała go szczerze lecz skrycie. Konrad rok spędził poza klanem, a gdy wreszcie do niego wrócił, postanowił zmienić swe zachowanie. Teraz to prawdziwie otworzył sie przed Lili. Jak mówił potem był to najlepszy okres w jego życiu. Ten rok spędzony wspólnie z Lili i Onalen. Onal jego najlepszy przyjaciel i główny rywal a także Lili jego ukochana. Jednak nic nie trwa wiecznie. Konrad wysłany został na misje do klanu młota, miał pomóc paladynom przetransportować paladynom broń z magicznej rudy na granice Myrthany, innymi słowy miał im służyć za pomoc i przewodnika. Konrad niezbyt ochoczo przystąpił do tej misji, nie chciał bowiem zostawiać przyjaciół, i właśnie wtedy to się zaczęło. Podróż przebywała spokojnie aż do granicy. Tam napotkali spaloną wioskę...
- Co...co tu się stało? - zapytał jeden z paladynów
- Nie...niewiem - odpowiedział drugi
Nagle jakby cień przefrunął im nad głowami.
- Znam tą sztuczkę - pomyślał - On...on! On tu jest! Uciekajcie!
Było jednak za późno, cień przeskoczył, nad głową paladyna i stając za nim wbił mu sztylet w kark, potem natychmiast użył zaklęcia masowego zniszczenia jak brat Konrada przed laty, jedynie Konradowi udało się uniknąć zaklęcia. Był pewien że to sam Kaled stoi przed nim, gdy jednak czarodziej zdjął kaptur, ukazał się kto inny, ktoś kogo Konrad nie znał.
- Ktoś ty! - zapytał Konrad
- Jestem sługą Kaleda - odparł nieznajomy przybysz
- Ha w takim razie zginiesz! - w napadzie furii, zaatakował tajemniczą postać.
Konrad próbował szybko serią ciosów zabić swego przeciwnika, potem potraktował go kula ognia a na koniec przeskoczył nad jego głową i użył małej burzy ognistej, to jednak nic nie dało, jego przeciwnik wciąż żył, trafił Konrada pięć razy pod rząd dużą kulą ognia, wojownik z klanu wilka był wyczerpany.
- Mam ci przekazać wiadomości od twego brata, przed laty coś ci powiedział, maż być silniejszy, lecz ty wolisz się zabawiać z tymi słabeuszami z klanu wilka, he? Ciekawe jak daleko zajdziesz, tuz po tych słowach pojawił się Kaled
- Dzielnie się spisałeś mój młody uczniu, a co do ciebie mój mały braciszku...miałeś być silniejszy, może to będzie ci w stanie pomóc! Suzkaj mnie w krainie Nordmaru! Powodzenia! - powiedział
Nagle trafił brata czarną kulą energii, a na jego karku pojawił się dziwny znak. Kaled wkrótce potem znikną. Konrad dopiero na następny dzień odzyskał przytomność - On miał racje, byłem zbyt słaby to się zmieni... - pomyślał w duchu
[SIZE=24pt]Rozdział 4 - Odejście[/SIZE]
Gdy po tygodniu Książę Arnoli wreszcie wrócił do klanu wilka, jego twarz sposępniała, podczas gdy jego ciemne włosy, stały się bardziej siwe. Konrad myślał już tylko o odejściu z klanu. Podczas księżycowej nocy Konrad opuścił klan. Gdy miał minąć ostatnią bramę ujrzał Lili, przeszedł obok niej jakby nie zwracając na nią uwagi. Gdy ją minął ona powiedziała:
Nie odchodź...czemu to robisz? - powiedziała cicho a po chwili dodała głośniej - myślałam że ja i onal coś dla ciebie znaczymy!
- Czemu tak myślałaś! - powiedział głośno
Z oczu Lili popłynęły łzy.
- Ja...kocham cię bardziej niż wszystko na świecie!
- Był moment gdy chciałem zapomnieć o tym co było, lecz me serce wybrało zemstę za cenę naszej miłości... - powiedział cicho Konrad
- W takim razie błagam weź mnie ze sobą! - krzyknęła Lili
- Zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu, ty i Onal...brońce klanu!
- Błagam nie odchodź!
Konrad tymczasem zdążył przygotować zaklęcie sen gdy Lili wypowiadała ostatnie zdanie, nim je na nią rzucił powiedział:
- Lili, dziękuję...
Rzucił na nią zaklęcie a ona usnęła, wziął ją na ramiona i odniósł pod dom, potem wrócił do swej wędrówki. Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na klan wilka i ostatni raz pomyślał o białym kle. Teraz prawdziwie ruszył na poszukiwana swego brata.
[SIZE=24pt]Rozdział 5 - Pojedynek[/SIZE]
W porannej mgle na najwyższym północnym szczycie gór Nordmaru po roku na pustkowiach, ujrzał sługę Kaleda.
Zdjął kaptur i rozpoczął rozmowę z uczniem swego brata.
- Gdzie Kaled? - zapytał z goryczą w ustach Konrad
- Mój Mistrz uważa iż jesteś dla niego zbyt słaby, jeśli pokonasz mnie to może dowiedziesz swej wartości! - krzyknął
- Więc walczmy! - krzyknął Konrad
I tak oto rozpoczął się pojedynek który Konrad zapamięta do końca życia. Zaczęło się od wymiany czarów, Konrad wiedział wiele więcej o magi ognia niż w ostatnim pojedynku, trafił swego przeciwnika dużą kulą ognia, ten zaczął biec w lewo, więc człowiek klanu wilka wystrzelił w jego stronę osiem ognistych strzał jednak każda z nich chybiła, uczeń Kaleda wyciągnął miecz i rozpoczęli epicką walkę na miecze, obydwaj mieli w tym podobne umiejętności, walczyli cały dzień obydwaj byli już wyczerpani, lecz gdy sługus Kaleda chciał zajść Konrada od tyłu , aktywowała się pieczęć którą obdarzył go Kaled przed laty, jego ciało zostało pokryte czarnymi wzorami, a sam Konrad stał się dziesięć razy silniejszy, sługus Kaleda próbował się bronić jednak był bez szans, Konrad powalił go jednym machnięciem miecza, Sługus Kaleda prosił o litość ale Konrad nie miał dla niego żadnej litości, zabił go od razu, niespodziewanie przeciwnik Konrada zdołał przeżyć dobicie i wykrztusił z siebie kilka słów
-Ka...Ka...Kaled, on...byłem...jego najlepszym i jedynym... - po tych słowach wyzionął ducha
Konrad pochował swego przeciwnika i postanowił ruszyć w dalszą drogę...
[SIZE=24pt]Rozdział 1 - Królestwo Arnoli[/SIZE]
W dawnych czasach na kilka lat przed stworzeniem bariery na świat przyszedł chłopiec syn Karnala króla Arnoli. Ojciec na cześć założyciela królestwa nazwał go Konrad. Arnolia była wyspą położoną niedaleko Myrthany. Lud Arnoli nawiązał ścisły sojusz z królestwem Myrtany, wojownicy króla Karnala wspierali lud Vengardu w ich bitwach przeciw orkom. Największym poważaniem w królestwie cieszył się Kaled, starszy syn Karnala, królestwo pokładało w nim wielkie nadzieje. Był mądry, był też najlepszym wojownikiem w królestwie. Najbardziej zaś zadziwiające jest to iż miał ledwie 15 lat. Dla Konrada był on wzorem. Niestety pewnej księżycowej nocy, gdy 7-letni Konrad wracał po ciężkim treningu walki mieczem do stolicy królestwa zobaczył dymy nad jego rodzinnym miastem. - Co się stało, co tam się dzieje! - pomyślał w duchu.
Wszedł przez główną bramę, miły strażnik który zawsze życzliwie witał chłopca leżał w kałuży krwi, podobnie jak reszta obrońców głównej bramy. Zaraz potem ujrzał jakby cień przeskakujący tuż nad nim. Dla 7-latka to ogromne przeżycie.
- Mama, tata muszę do nich iść! - krzyknął i pobiegł w stronę pałacu.
Wszędzie leżały ciała, młody chłopak nawet nie wiedział iż na mieszkańcach miasta został użyty potężny czar masowego zniszczenia. Biegł ile sił w nogach mijając trupy zabitych. Był tuż przed pałacem gdy znowu ujrzał cień który wbiegł do pałacu. Zaczął go gonić, chwilę potem usłyszał jakiś złowieszczy głos, jakby ktoś wypowiadał potężne zaklęcie. Biegł ile sił w nogach, w pałacu były ciała gwardzistów królewskich i dworzan. Wbiegł do sali tronowej gdzie ujrzał swych rodziców na kolanach, tuż za nimi stał Kaled. Gdy ujrzał swego młodszego brata jednym ciosem swego miecza skrócił własnych rodziców o głowę. Wtedy to dał się słyszeć potężny krzyk, to Konrad krzyczał pogrążony w żałobie.
- Bracie... Bracie! Coś uczynił! - krzyknął - Cze, czemu to zrobiłeś! - dodał po chwili
- By sprawdzić czy jestem wystarczająco silny - powiedział
- Co...co! Wystarczająco silny! - krzyknął
Rzucił się w kierunku starszego brata i oddał silny cios, ten jednak został łatwo sparowany, Kaled złapał go za rękę i powiedział bratu:
- Wbrew temu co myślisz nie służę, Beliarowi, nie...sam sobie jestem panem! - po tych słowach dodał jeszcze - Nienawidź mnie, żyj chęcią zemsty, utrzymuj się tylko dzięki niej! Kiedyś się spotkamy, i pragnę byś wtedy był silniejszy! - Po tym wystrzelił w kierunku swego brata piorun kulisty, resztką sił Konradowi udało się uciec przed zaklęciem mimo to został boleśnie draśnięty, od tej pory zawsze miał już bliznę na lewym oku. Niestety ostatni unik wyczerpał go całkowicie, padł na ziemię nie mogąc już nic zrobić. Zapadł w głęboki sen...
[SIZE=24pt]Rozdział 2 - Klan Wilka[/SIZE]
Nienawidź mnie...żyj chęcią zemsty...utrzymuj się tylko dzięki niej! Kiedyś się spotkamy, i pragnę byś wtedy...był silniejszy!
- Obudź się! Pora wstawać! - powiedział nieznany chłopcu głos
Konrad powoli otworzył oczy, był w białym pomieszczeniu, na ścianach wysiały różne trofea myśliwskie, a także jakiś herb tarcza na środku której był wilk, rozejrzał się trochę po czym zobaczył nieznajomego człowieka, tuż koło niego leżał spokojnie wilk śnieżny. Chłopiec przestraszył się wilka, uspokoił go jednak nieznajomy.
- Kim...kim jesteś? - zapytał nieśmiało Konrad
- Nazywam się Hugar - odpowiedział spokojnie
- Gdzie..gdzie ja jestem, gdzie Kaled! - powiedział na myśl o bracie
- Uspokój się, jesteś już bezpieczny, twój brat jest daleko stąd, aktualnie nic nie możesz zrobić, Arnoliz została zniszczona a ty jesteś w bezpiecznym miejscu, prześpij się jeszcze Biały Kieł będzie nad tobą czuwał. - powiedział Hugar
- Biały Kieł, chodzi ci o tego wilka? - Chłopiec próbował pogłaskać zwierzę lecz gdy tylko się ruszył poczuł ogromny ból, jakby koń przegalopował po jego plecach. Przeklinał sam siebie za to iż nie uratował swego królestwa, za to że nie zabił brata, niestety poza tym nie mógł nic zrobić, był uziemiony. Przez kilka następnych dni był pielęgnowany przez Hugara, i po tygodniu znów nabrał sił. Kolejny tydzień intensywnie ćwiczył, niestety przez przesadzenie z treningiem i mróz jaki panował w klanie wilka, zapadł na kolejną chorobę. Gdy bezczynnie leżał przybył do niego Hugar.
Konrad jakby odczytując z oczu Hugara jego intencje zapytał jako pierwszy.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Czas byśmy porozmawiali o tym co zaszło w Arnoli, i o twojej przyszłości... - powiedział Hugar
- On gdzieś tam jest prawda? Kiedyś go zabiję nieważne jak! - powiedział ze złością
- Kaled stał się potężnym czarodziejem, zgłębił tajniki magi ognia, wody, iluzji, a nawet czarnej magi... - jego moc jest ogromna, obawiam się iż nawet armia paladynów nie poradziła by sobie z nim. - powiedział w rozpaczy Hugar
- Ale kto mnie uratował? - zapytał niepewnie chłopiec
- Ja, twój ojciec i ja znamy się od dawna, właściwie to uratowała cię tradycja twego ludu. Otóż wszyscy synowie króla Arnoli prócz najstarszego trafiają tutaj gdzie szkoli ich się na niezrównanych wojowników i znakomitych dowódców. Synowie króla są zabierani pomiędzy siódmym a ósmym rokiem życia, w zależności od tego jak dziecko dojrzało do swych obowiązków. Kaled miał zostać królem, a jednak zeszedł na ścieżkę zła. Szedłem do królestwa po ciebie gdy ujrzałem dymy nad miastem. Oprócz ciebie wszyscy zostali wyrżnięci. Niedługo potem na wyspie pojawili się orkowie którzy dobili całą resztę ludności. Upadła stolica, wszystkie miasta i wsie, nikt nie przeżył. - mówił z goryczą w sercu Hugar, tak że nawet Biały Kieł dotychczas wyprostowany i dumny skulił się i wycofał w stronę kąta.
Konrad słysząc to wszystko pierwszy raz od śmierci rodziców zapłakał prawdziwie.
[SIZE=24pt]Rozdział 3 - Nowe Zagrożenie[/SIZE]
Jak dotąd Konrad nie wychodził poza dom Hugara, zrobił to jednak miesiąc po śmierci jego rodziców. Hugar dopiero wtedy wypuścił go ze swej chaty. Konrad był zadziwiony rzeczami których nigdy wcześniej nie widział takimi jak chociażby oswojone wilki, czy golemy strażnicy. Na placu Hugar przedstawił Konrada Lili i Onalowi. Cała trójka była w równym wieku. Od tej pory Lili, Onal i Hungor byli jedynymi ludźmi którym Konrad otwarł się, jednak nie stało się to od razu. Lata mijały Konradowi na treningu, uczył się głównie od Hugara, bawił się też z Lili i Onalem jednak nie działo się to zbyt często. Gdy Konrad ukończył szesnaście lat Hungar wręczył mu jego pierwszy miecz. Od tej pory wiele polował razem z białym kłem. Jego spotkania z Lili i Onalem teraz odbywały się jeszcze rzadziej, zasmuciło to Lili bowiem odkąd go poznała na placu kochała go szczerze lecz skrycie. Konrad rok spędził poza klanem, a gdy wreszcie do niego wrócił, postanowił zmienić swe zachowanie. Teraz to prawdziwie otworzył sie przed Lili. Jak mówił potem był to najlepszy okres w jego życiu. Ten rok spędzony wspólnie z Lili i Onalen. Onal jego najlepszy przyjaciel i główny rywal a także Lili jego ukochana. Jednak nic nie trwa wiecznie. Konrad wysłany został na misje do klanu młota, miał pomóc paladynom przetransportować paladynom broń z magicznej rudy na granice Myrthany, innymi słowy miał im służyć za pomoc i przewodnika. Konrad niezbyt ochoczo przystąpił do tej misji, nie chciał bowiem zostawiać przyjaciół, i właśnie wtedy to się zaczęło. Podróż przebywała spokojnie aż do granicy. Tam napotkali spaloną wioskę...
- Co...co tu się stało? - zapytał jeden z paladynów
- Nie...niewiem - odpowiedział drugi
Nagle jakby cień przefrunął im nad głowami.
- Znam tą sztuczkę - pomyślał - On...on! On tu jest! Uciekajcie!
Było jednak za późno, cień przeskoczył, nad głową paladyna i stając za nim wbił mu sztylet w kark, potem natychmiast użył zaklęcia masowego zniszczenia jak brat Konrada przed laty, jedynie Konradowi udało się uniknąć zaklęcia. Był pewien że to sam Kaled stoi przed nim, gdy jednak czarodziej zdjął kaptur, ukazał się kto inny, ktoś kogo Konrad nie znał.
- Ktoś ty! - zapytał Konrad
- Jestem sługą Kaleda - odparł nieznajomy przybysz
- Ha w takim razie zginiesz! - w napadzie furii, zaatakował tajemniczą postać.
Konrad próbował szybko serią ciosów zabić swego przeciwnika, potem potraktował go kula ognia a na koniec przeskoczył nad jego głową i użył małej burzy ognistej, to jednak nic nie dało, jego przeciwnik wciąż żył, trafił Konrada pięć razy pod rząd dużą kulą ognia, wojownik z klanu wilka był wyczerpany.
- Mam ci przekazać wiadomości od twego brata, przed laty coś ci powiedział, maż być silniejszy, lecz ty wolisz się zabawiać z tymi słabeuszami z klanu wilka, he? Ciekawe jak daleko zajdziesz, tuz po tych słowach pojawił się Kaled
- Dzielnie się spisałeś mój młody uczniu, a co do ciebie mój mały braciszku...miałeś być silniejszy, może to będzie ci w stanie pomóc! Suzkaj mnie w krainie Nordmaru! Powodzenia! - powiedział
Nagle trafił brata czarną kulą energii, a na jego karku pojawił się dziwny znak. Kaled wkrótce potem znikną. Konrad dopiero na następny dzień odzyskał przytomność - On miał racje, byłem zbyt słaby to się zmieni... - pomyślał w duchu
[SIZE=24pt]Rozdział 4 - Odejście[/SIZE]
Gdy po tygodniu Książę Arnoli wreszcie wrócił do klanu wilka, jego twarz sposępniała, podczas gdy jego ciemne włosy, stały się bardziej siwe. Konrad myślał już tylko o odejściu z klanu. Podczas księżycowej nocy Konrad opuścił klan. Gdy miał minąć ostatnią bramę ujrzał Lili, przeszedł obok niej jakby nie zwracając na nią uwagi. Gdy ją minął ona powiedziała:
Nie odchodź...czemu to robisz? - powiedziała cicho a po chwili dodała głośniej - myślałam że ja i onal coś dla ciebie znaczymy!
- Czemu tak myślałaś! - powiedział głośno
Z oczu Lili popłynęły łzy.
- Ja...kocham cię bardziej niż wszystko na świecie!
- Był moment gdy chciałem zapomnieć o tym co było, lecz me serce wybrało zemstę za cenę naszej miłości... - powiedział cicho Konrad
- W takim razie błagam weź mnie ze sobą! - krzyknęła Lili
- Zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu, ty i Onal...brońce klanu!
- Błagam nie odchodź!
Konrad tymczasem zdążył przygotować zaklęcie sen gdy Lili wypowiadała ostatnie zdanie, nim je na nią rzucił powiedział:
- Lili, dziękuję...
Rzucił na nią zaklęcie a ona usnęła, wziął ją na ramiona i odniósł pod dom, potem wrócił do swej wędrówki. Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na klan wilka i ostatni raz pomyślał o białym kle. Teraz prawdziwie ruszył na poszukiwana swego brata.
[SIZE=24pt]Rozdział 5 - Pojedynek[/SIZE]
W porannej mgle na najwyższym północnym szczycie gór Nordmaru po roku na pustkowiach, ujrzał sługę Kaleda.
Zdjął kaptur i rozpoczął rozmowę z uczniem swego brata.
- Gdzie Kaled? - zapytał z goryczą w ustach Konrad
- Mój Mistrz uważa iż jesteś dla niego zbyt słaby, jeśli pokonasz mnie to może dowiedziesz swej wartości! - krzyknął
- Więc walczmy! - krzyknął Konrad
I tak oto rozpoczął się pojedynek który Konrad zapamięta do końca życia. Zaczęło się od wymiany czarów, Konrad wiedział wiele więcej o magi ognia niż w ostatnim pojedynku, trafił swego przeciwnika dużą kulą ognia, ten zaczął biec w lewo, więc człowiek klanu wilka wystrzelił w jego stronę osiem ognistych strzał jednak każda z nich chybiła, uczeń Kaleda wyciągnął miecz i rozpoczęli epicką walkę na miecze, obydwaj mieli w tym podobne umiejętności, walczyli cały dzień obydwaj byli już wyczerpani, lecz gdy sługus Kaleda chciał zajść Konrada od tyłu , aktywowała się pieczęć którą obdarzył go Kaled przed laty, jego ciało zostało pokryte czarnymi wzorami, a sam Konrad stał się dziesięć razy silniejszy, sługus Kaleda próbował się bronić jednak był bez szans, Konrad powalił go jednym machnięciem miecza, Sługus Kaleda prosił o litość ale Konrad nie miał dla niego żadnej litości, zabił go od razu, niespodziewanie przeciwnik Konrada zdołał przeżyć dobicie i wykrztusił z siebie kilka słów
-Ka...Ka...Kaled, on...byłem...jego najlepszym i jedynym... - po tych słowach wyzionął ducha
Konrad pochował swego przeciwnika i postanowił ruszyć w dalszą drogę...