Reynevan
de Tréville
- Dołączył
- 30.10.2004
- Posty
- 1999
"Królewskie forty - Droga 4"
Nowina spowodowała załamanie duchowe obrońców, którzy dopiero co byli gotowi oddać wszystko za ratowanie twierdzy. Poczuliśmy pustkę w głowie. Zdawało nam się, że nasze zwycięstwo było niczym wobec porażki ogromnych murów i bastionów Gardna. Wszystkie nadzieje, ktore ożyły, gdy zobaczyliśmy nadciągającą odsiecz umarły w naszych duszach, jak ci co polegli w dzisiejszej bitwie. Koniec naszego państwa zbilżał się nieuchronnie. Dopiero nowy przywudca wojsk podniusł nas na duchu. Był to ten sam człowiek, który ocalił puł roku temu Karłowice. Jego mowa rozbudziła w nas wolę walki.
- Wiem dobrze o czym myślicie. Upadła stolica, to i kraj musi upaść. Byłem tam, gdy wczoraj po wyjściu posiłków orkowie nadeszli. Nic nie widziałem oprucz ciemnej masy zalewającej piękną dolinę rzeki Krosnej. Myślicie, że było mi do śmiechu? Myślicie, że to wszystko mnie bawiło? Każdy człiwiek, jaki mugł podnieść choćby sztylet był gotowy do walki. Myślicie, że nasz piękny kraj upadł? Czy pamięć ludzka jest tak krótka i nie pozwala zachować choćby szczątki dawnych zdarzeń? Przecież wciąż jest nadzieja. Ostatnia, ale jest. Kto z was nie podziwiał genialnego kunsztu jaki pokazał nam Karwel. Przypomnijcie sobie co powstało na południu. Tam przecież stoją Królewkie forty. Myślę, że powinniśmy wskrzesić w sobie na tyle energii, żeby ruszyć tam i połączyć się z ostatnią garstką naszego potężnego wojska. Nie wiem dokładnie co się stało ze stolicą. Musieliśmy uciekać, bo połowa miasta była już zajęta, a orkowie zabijali wszystkich, nawet tych co się poddali. Wiem przynajmniej tyle, że większość uciekinierów tam się udała.
Energia z jaką mówił do nas nowy generał piątej legii natchnęła nas do nowych czynów. Zebraliśmy się, a rozpacz minęła. Zmrok już zapadł ma dobre, gdy wyszliśmy z zamku Northbar i podążyliśmy drogą na południe. Wiedzieliśmy, że wrogowie zatrzymają się na parę dni w Grodnie aby nabrać sił. Podróż w deszczu i zimnie trwała łącznie pięc dni. Dotarliśmy do wzgurz Heringa. Tam to stały okazałe Królewskie forty - nasz ostatni przyczułek jaki mugł stawić opur zgrai tych wściekłych bestii. Ulokowany na szczycie wzgurza okazały Główny zamek górował nad pozostałymi, które otaczały wzniesienie i połączone były murami. Było to coś wspaniałego. Promienie jesiennego słońca rozświetlały całą potęgę togo zespołu fortec i pozwalało na odrobinę otuchy, jaka w tych dniach żadko gościła w moim secu. Miecz potwornie mi ciążył. Wokoło mnie szli zmęczeni wojownicy. Widok fortec jakby dodał nam sił, zdjął ciężar z opuchniętych nug. Zdziwiliśmy się, bo tempo naszego marszu wzrosło.Rytm naszych burów był równomierny. Uderzenie za uderzeniem zblżaliśmy się do Północnego fortu. Wszystkie te zaczyska nosiły nazwy od swoich budowniczych którzy nadzowoali wykonanie planu Karwela: Zarrin, Ribben, Terus i Lerdend. Na szczycie ulokowany był Kirnen. Z wież Zarrinu doleciał nas odgłos dziesiątek rogów. Witali nas nasi bracia, którzy wiedzieli, jak ciężką walkę przeżyliśmy. Powoli przepływała nasza fala przez stalowe wrota zamku. Witali nas wszyscy z uśmiechem, ale pod nim kryła się rozpacz. Nasz dowudca dostał rozkazy rozlokowania nas w popszczegulnych fortach i na mórach . Jak się okazało nie byliśmy jedyną siłą, która tu przybyła. Wszystkie armie będące w rozsybce przybyły do Królewskich Fortów aby stawić opur najeźdźcy. Ludność cywilna również tu się schroniła. Ja i moi towarzysze z odziałów wsparcia zostaliśmy w Zamku północnym. Tam miała uderzyć siła wroga i rozlać się wokół mórów. Zdobyłem nowy łuk, bo stary złamałem na jakimś orku podczas bitwy. Ponownie spojrzałem w górę, na wysmukłe móry Kirnenu. Ponownie zawitało w mym sercu uczucie towarzyszące ludziom, którzy otrzymali na nowo wiarę w swe czyny. Staliśmy na bramie. Była ona potężna. Wspaniałe rzeźbienia zdobiły ją od wewnątrz i na zewnątrz. Była nas spora grópa. Wiedzieliśmy co nas czeka, jakie niebespieczeństwo czycha tam w oddali. Cały dzień wypatrywania nie przyniusł nic nowego. Spaliśmy, bądz chodzili w kółko wpatrując się w ciemności jak w oczy diabła. Nikt nie mugł spokojnie leżeć. Ci co się zdrzemneli co chwila przeżucali się na dugi bok. Nad ranem usłyszeliśmy dudnienie, jakie dolatywało z oddali. Wiedzieliśmy co ono oznaczało. Wszystkie bataliony orków połączyły się ze sobą i planowały po prostu zrównać nas z ziemią. Wiedzieliśmy, że jeteśmy sami. Nic już nie uratuje tego kraju, jeśli my upadniemy. Nasz wileki bohater - przywudca, który przywrucił wiarę naszym sercom - stał teraz z nami i obserwował linię horyzontu z napięciem. Jego miecz błyszczał jaskrawym siatłem. Widać było, że był on zrobiony z jakiegoś wyjątkowego tworzywa. Jego zbroja równierz prezentowała się okazale. Ja miałem na sobie koczugę i jak karzdy łucznik lekki chełm. Staliśmy wyczekując przeciwnika, aż naszym oczom ukazał się widok mrożący krew w żyłach. Cały północny horyzont zajmował wielki czarny kształt który powoli się ku nam zbliżał.
Nowina spowodowała załamanie duchowe obrońców, którzy dopiero co byli gotowi oddać wszystko za ratowanie twierdzy. Poczuliśmy pustkę w głowie. Zdawało nam się, że nasze zwycięstwo było niczym wobec porażki ogromnych murów i bastionów Gardna. Wszystkie nadzieje, ktore ożyły, gdy zobaczyliśmy nadciągającą odsiecz umarły w naszych duszach, jak ci co polegli w dzisiejszej bitwie. Koniec naszego państwa zbilżał się nieuchronnie. Dopiero nowy przywudca wojsk podniusł nas na duchu. Był to ten sam człowiek, który ocalił puł roku temu Karłowice. Jego mowa rozbudziła w nas wolę walki.
- Wiem dobrze o czym myślicie. Upadła stolica, to i kraj musi upaść. Byłem tam, gdy wczoraj po wyjściu posiłków orkowie nadeszli. Nic nie widziałem oprucz ciemnej masy zalewającej piękną dolinę rzeki Krosnej. Myślicie, że było mi do śmiechu? Myślicie, że to wszystko mnie bawiło? Każdy człiwiek, jaki mugł podnieść choćby sztylet był gotowy do walki. Myślicie, że nasz piękny kraj upadł? Czy pamięć ludzka jest tak krótka i nie pozwala zachować choćby szczątki dawnych zdarzeń? Przecież wciąż jest nadzieja. Ostatnia, ale jest. Kto z was nie podziwiał genialnego kunsztu jaki pokazał nam Karwel. Przypomnijcie sobie co powstało na południu. Tam przecież stoją Królewkie forty. Myślę, że powinniśmy wskrzesić w sobie na tyle energii, żeby ruszyć tam i połączyć się z ostatnią garstką naszego potężnego wojska. Nie wiem dokładnie co się stało ze stolicą. Musieliśmy uciekać, bo połowa miasta była już zajęta, a orkowie zabijali wszystkich, nawet tych co się poddali. Wiem przynajmniej tyle, że większość uciekinierów tam się udała.
Energia z jaką mówił do nas nowy generał piątej legii natchnęła nas do nowych czynów. Zebraliśmy się, a rozpacz minęła. Zmrok już zapadł ma dobre, gdy wyszliśmy z zamku Northbar i podążyliśmy drogą na południe. Wiedzieliśmy, że wrogowie zatrzymają się na parę dni w Grodnie aby nabrać sił. Podróż w deszczu i zimnie trwała łącznie pięc dni. Dotarliśmy do wzgurz Heringa. Tam to stały okazałe Królewskie forty - nasz ostatni przyczułek jaki mugł stawić opur zgrai tych wściekłych bestii. Ulokowany na szczycie wzgurza okazały Główny zamek górował nad pozostałymi, które otaczały wzniesienie i połączone były murami. Było to coś wspaniałego. Promienie jesiennego słońca rozświetlały całą potęgę togo zespołu fortec i pozwalało na odrobinę otuchy, jaka w tych dniach żadko gościła w moim secu. Miecz potwornie mi ciążył. Wokoło mnie szli zmęczeni wojownicy. Widok fortec jakby dodał nam sił, zdjął ciężar z opuchniętych nug. Zdziwiliśmy się, bo tempo naszego marszu wzrosło.Rytm naszych burów był równomierny. Uderzenie za uderzeniem zblżaliśmy się do Północnego fortu. Wszystkie te zaczyska nosiły nazwy od swoich budowniczych którzy nadzowoali wykonanie planu Karwela: Zarrin, Ribben, Terus i Lerdend. Na szczycie ulokowany był Kirnen. Z wież Zarrinu doleciał nas odgłos dziesiątek rogów. Witali nas nasi bracia, którzy wiedzieli, jak ciężką walkę przeżyliśmy. Powoli przepływała nasza fala przez stalowe wrota zamku. Witali nas wszyscy z uśmiechem, ale pod nim kryła się rozpacz. Nasz dowudca dostał rozkazy rozlokowania nas w popszczegulnych fortach i na mórach . Jak się okazało nie byliśmy jedyną siłą, która tu przybyła. Wszystkie armie będące w rozsybce przybyły do Królewskich Fortów aby stawić opur najeźdźcy. Ludność cywilna również tu się schroniła. Ja i moi towarzysze z odziałów wsparcia zostaliśmy w Zamku północnym. Tam miała uderzyć siła wroga i rozlać się wokół mórów. Zdobyłem nowy łuk, bo stary złamałem na jakimś orku podczas bitwy. Ponownie spojrzałem w górę, na wysmukłe móry Kirnenu. Ponownie zawitało w mym sercu uczucie towarzyszące ludziom, którzy otrzymali na nowo wiarę w swe czyny. Staliśmy na bramie. Była ona potężna. Wspaniałe rzeźbienia zdobiły ją od wewnątrz i na zewnątrz. Była nas spora grópa. Wiedzieliśmy co nas czeka, jakie niebespieczeństwo czycha tam w oddali. Cały dzień wypatrywania nie przyniusł nic nowego. Spaliśmy, bądz chodzili w kółko wpatrując się w ciemności jak w oczy diabła. Nikt nie mugł spokojnie leżeć. Ci co się zdrzemneli co chwila przeżucali się na dugi bok. Nad ranem usłyszeliśmy dudnienie, jakie dolatywało z oddali. Wiedzieliśmy co ono oznaczało. Wszystkie bataliony orków połączyły się ze sobą i planowały po prostu zrównać nas z ziemią. Wiedzieliśmy, że jeteśmy sami. Nic już nie uratuje tego kraju, jeśli my upadniemy. Nasz wileki bohater - przywudca, który przywrucił wiarę naszym sercom - stał teraz z nami i obserwował linię horyzontu z napięciem. Jego miecz błyszczał jaskrawym siatłem. Widać było, że był on zrobiony z jakiegoś wyjątkowego tworzywa. Jego zbroja równierz prezentowała się okazale. Ja miałem na sobie koczugę i jak karzdy łucznik lekki chełm. Staliśmy wyczekując przeciwnika, aż naszym oczom ukazał się widok mrożący krew w żyłach. Cały północny horyzont zajmował wielki czarny kształt który powoli się ku nam zbliżał.