Kariera Zabójcy

  • Thread starter Electric_Dragon
  • Rozpoczęty
E

Electric_Dragon

Guest
Na imię mam Randal, moja przeszłość świadczy jedynie o tym jakie złe życie prowadziłem. Aby wtajemniczyć was w moją historię postanowiłem wam ją opowiedzieć.

Mieszkałem w miejscowości Leicese. Moi rodzice byli bardzo bogaci, więc pieniędzy starczało mi na wszystko. Ja sam byłem bardzo skąpym człowiekiem. Nigdy nie dawałem żadnych pieniędzy ludziom, którzy żebrali na ulicach. Pewnego pięknego dnia postanowiłem pójść do pobliskiej Karczmy. Zrobiłem tak. Usiadłem przy stoliku w rogu. Siedziałem sam blisko godzinę popijając dobre, tutejsze piwo, lecz po chwili podszedł do mnie zakapturzony człowiek. Zaproponował mi grę w karty, stawką były wielkie pieniądze. Oczywiście zgodziłem się gdyż wiedziałem, że moich rodziców stać na wszystko. Zagrałem z nim i odziwo zwyciężyłem. Wygrałem dosyć sporą sumkę. Dopiero po tej parti w karty zrozumiałem jak ciekawym hobbie jest hazard. Zauważyłem, że jestem w tym nawet dobry, grywałem coraz częściej. Czasami z przyjaciółmi a niekiedy z wędrowcami bądĽ wojownikami. Przez całe dni nic innego nie robiłem jak grałem w karty lub obstawiałem zakłady. Sam nie mogłem się powstrzymać od tego, to mnie wciągneło.

W sumie grałem tak już wiele miesięcy, do tej pory nie było mi równych. Wygrywałem każdy zakład a bardzo dużo ludzi było mi winnych pieniędze. Któregoś dnia z kolei (bodajże minął już rok od czasu jak zaczęłem grać w karty) do karczmy wszedł pewien wojownik. Usiadł przy tym stoliku co ja. Rozmowa bardzo szybko się rozwijała aż w końcu przedstawił mi się jako Marthal. Rozmawialiśmy blisko pół godziny i on sam zaproponował mi zagranie jednej partii. Stawką była przysługa, którą któryś z nas będzie musiał wykonać o obojętnie jakiej porze. Ale na szczęście będzie to tylko jedna przysługa. Graliśmy ostro i uczciwie. Szanse były wyrównane lecz mimo wszystko to ja właśnie przegrałem. Musiałem wykonać dla niego przysługę. Zgodziłem się a on od razu powiedział mi co mam zrobić. Moim zadaniem było zabicie jakiegoś człowieka, który mieszkał dość blisko mnie. Ponoć zaszedł on Marthalowi za skórę, a on sam nie może go zabić, ponieważ splami sobie honor jako wojownik.

Człowiek, który był moją przyszłą ofiarą nazywał się Aleardyn. Chciałem mieć to zadanie jak najszybciej za sobą. DLatego postanowiłem go zabić już dziś wieczorem. Dzień mijał bardzo powoli, a ja do tej pory żałowałem, że zagrałem z tym wojem. Bardzo się bałem tej nocy. Bałem się, że zostanę przyłapany lub ktoś mnie wsypie.

Sekunda mijała po sekundzie i nastał wieczór. Nadeszła chwila, której bałem się najbardziej w całym moim życiu. Lecz cóż zostało mi począć, poszedłem i stanęłem przed domem Aleardyna. Cicho otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Parter był pusty. Cicho wszedłem na piętro i zobaczyłem, że ktoś siedzi przed kominkiem. Po włosach zauważyłem, że to byl on. Serce biło mi niezmiernie szybko. Nadeszła ta chwila, po cichu skradałem się do fotelu i chwyciłem go za gardło. Szybkim ruchem dłoni przejechałem mu sztyletem przez tętnicę szyjną. Już nie żył. Serce biło mi jeszcze mocniej. Jego głowa obróciła się w moją stronę, spojrzałem mu w jego martwe oczy. To był straszny widok. Po chwili zastanowiłem się co ja tu jeszcze robię. Niezwłocznym krokiem udałem się po cichu do mojego domu. Od razu położyłem się spać, lecz nie zasnąłem. Przez cały czas widziałem przed oczyma martwą twarz Aleardyna.

Niewyspany zszedłem z łóżka. Przez chwilę byłem szczęśliwy, że za chwilę znów pójdę do Karczmy. Lecz w pokoju gościnnym zatrzymał mnie ojciec. Zapytał się mnie co robiłem wczoraj wieczorem. Szybko pozbierałem myśli i przypomniało mi się wczorajsze morderstwo. Nie chciałem o tym z nikim mówić a ojcu powiedziałem, że siedziałem w tawernie. On jednak nie dał za wygraną, sprzeczaliśmy się przez długi czas. On zdawał się jakby wiedzieć, że zabiłem tego człowieka. Lecz po pewnym czasie ustąpiłem i zapytałem go o co chodzi. Usłyszałem słowa: "Ja wraz z twoją matką wyprowadzamy się do Bargeru. Lecz ty zostajesz tutaj. W skrzyni zostawiliśmy ci pieniądze, które możesz przeznaczyć na co chcesz. Lecz wydawaj je uważnie. Żegnaj mój synu." I wraz z moją matką wyszedł z domu, nie zatrzymywałem ich. Po prostu stanąłem w miejscu i nie wiedziałem co z sobą począć.

Zdenerwowany całą wczorajszą i dzisiejszą sytuacją poszedłem do Karczmy aby wszystkie smutki utopić w kieliszku pożądnego wina. Gdy wszedłem do niej od razu obeszło mnie kilku ludzi. Zaczęli mnie wypytywać jak zabiłem Aleardyna. Ja sam byłem ciekawy skąd oni się o tym dowiedzieli. Ale mimo wszystko odpowiadałem im na ich pytania. Po kilku minutach jakiś człowiek podszedł do mnie z pewną propozycją. Rzekł do mnie: "Słyszałem jaką dobrą robotę wykonałeś wczoraj wieczorem. Podobno strażnicy nie wiedzą kto to zrobił, a za wskazanie winnego wyznaczono nagrodę dwustu sztuk złota. Na twoim miejscu pilnowałbym się, aby ktoś ci czasem nie poderżnął gardła. Moje imię to Marlanyd, lecz mówią do mnie Wilcze Oko. Chciałem ci zaproponować pewną robotę. Twoim zadaniem byłoby zabić pewnego kupca. Myślę, że się zgodzisz". Pomyślałem przez chwilę i zrozumiałem, że nie mam nic do stracenia. Skoro i tak za niedługo mnie złapią to mogę komuś chociaż pomóc. Zgodziłem się. Robotę miałem wykonać natychmiast. Wyszedłem z Karczmy i zacząłem szukać tego kupca.

Znalazłem go gdy wychodził od krawca. Śledziłem go przez chwilę. Po pewnym czasie wszedł do jakiejś szczeliny pomiędzy sklepami, która prowadziła na skróty do jego domu. Wykorzystałem ten moment i złapałem go. Udusiłem go gołymi rękoma a póĽniej dobiłem dwoma ciosami sztyletem prosto w serce. Ciało schowałem w skrzyni, która stała tuż obok. Wróciłem do karczmy, aby spotkać się z Wilczym Okiem. Za tą robotę zapłacił mi czterysta sztuk złota. Podziękował mi serdecznie i wyszedł, nie spotkałem go już do końca mych dni.

Mówiąc krótko moje życie stało się piekłem. Teraz na każdym kroku dostawałem propozycję jakiegoś zabójstwa. Na wiele z nich się zgadzałem z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że i tak moje życie nie miało już sensu. Natomiast drugi to myśl o tym, że pieniądze które zostawili mi rodzice kiedyś się skończą. Od tego drugiego zabójstwa zasztyletowałem jeszcze około dwudziestu osób. Na takim interesie zdobywałem dość duże pieniądze.

Wiele osób, które spotykałem na ulicy patrzyło na mnie albo z pogardą albo ze strachem. Lecz mimo wszystko żaden ze strażników do tej pory nie wiedział kto stoi za tą wielką serią zabójstw. Być może ktokolwiek bał się powiedzieć jedynie dlatego, że mógłbym tę osobę zabić. Natomiast osoby, które patrzały na mnie jak na jakiegoś wyrzutka były to rodziny zamordowanych. Choć oni sami nie byli pewni czy to ja ich pozabijałem, ponieważ do tej pory nie pozostawiłem po sobie żadnego śladu obecności. Po kilku dniach od ostatniego morderstwa zauważyłem wywieszkę na sklepie. Pisało na niej, że za głowę seryjnego mordercy wyznaczono nagrodę pięciu tysięcy złotych monet. Dopiero teraz zorientowałem się w jak wielkim byłem niebezpieczeństwie. Musiałem uciekać z Leicese. Chciałem to zrobić od razu. Lecz musiałem się wydostać pozostając niezauważonym dlatego, że przy bramach powiększono straże i sprawdzano każdego człowieka. Musiałem się wydostać podstępem. Namówiłem mojego kolegę, aby wpuścił mnie pomiędzy siano do swego wozu. Zgodził się. Wyruszyliśmi dziś wieczorem. Spokojnie przejechaliśmy przez bramę, ci głupi strażnicy nawet nie pomyśleli, że największy morderca w historii Leicese może właśnie wyjechać zwykłym wozem niezauważony.

Wyjechałem do wioski Burud-a-Barag. Położonej daleko od Leicese. Tam wreszcie zaczęłem prowadzić normalne życie. Znalazłem pracę w Karczmie gdzie robiłem za barmana. Zarabiałem wystarczająco dużo pieniędzy. Po kilku miesiącach spotkałem nawet kobietę mojego życia. Na imię miała Arasna. Była olśniewająco piękna. Broniłem jej w każdej sytuacji i przez cały czas byłem przy niej. Po pewnym czasie urodziło mi się dziecko. Na imię nadałem mu po mnie tyle, że trochę zmienione. Nazywał się Randal-Marthal. Drugie imię odziedziczył po tym człowieku przez którego zaczął się mój koszmar. Na szczęście moja żona o tym nic nie wiedziała, lecz słyszała o mordercy z Leicese.

Pewnego dnia do karczmy wszedł jakiś podejrzany człowiek. Podszedłem do niego i zapytałem czego tu chce. Powiedział, że chce ze mną zagrać a jeśli się nie zgodzę to on zdradzi kim jestem. Cóż miałem robić? - zagrałem. Stawką była przysługa. To była taka sama gra jak tamtym wojownikiem Marthalem. Taka sama stawka, takie same zasady. Graliśmy już dość długo, lecz żaden z nas nie dawał za wygraną. W końcu okazało się, że to ja przegrałem. To była moja druga przegrana w całym życiu. Lecz ten człowiek nie zażądał przysługi od razu.

Minęły już trzy lata od czasu, gdy przegrałem po raz drugi. Człowiek ten dalej się nie pokazywał a ja nie wiedziałem, czy on wogóle kiedyś przyjdzie. Podejrzewałem, że jeśli jednak by przyszedł to dostałbym kolejne zlecenie zabójstwa. Lecz ja nie miałem zamiaru pakować się w następne morderstwo. Chciałem, aby moje życie wyglądało normalnie, aby moje dziecko miało prawdziwą rodzinę, a nie żeby odwiedzało własnego ojca za kratkami.

Żyłem tak dalej i powoli zapominałem o tym człowieku. On mimo wszystko dalej się nie pokazywał, a ja miałem nadzieję, że tak będzie. Lecz pewnego dnia ktoś zapukał w moje drzwi. Otwarłem, zauważyłem zakapturzoną postać. To był on, to on właśnie da mi zadanie które będę musiał wykonać choćby niewiem co. Wpuściłem go do środka a ona zaczął on konkretu. Usłyszałem jedynie słowa: "Zabij dwóch bogatych ludzi mieszkających w Bargerze. Jest to para w podeszłym wieku. Ulica Pod Murem mieszkania 34. Masz czas do pojutrza."

Nie zwlekałem lecz od razu wziąłem się do roboty. Zabrałem mój sztylet i wyruszyłem. Dotarłem tam dopiero o północy. Zapytałem się strażników, gdzie znajduje się ulica Pod Murem, lecz ci tylko kazali mi uciec zanim inni strażnicy dowiedzą się że chodzę po mieście o tej porze. Ale ulice mi wskazali. Musiałem przejść całe miasto wszerz, aby tam dotrzeć. Postanowiłem trochę pochodzić po dachach. Wszedłem przez winorośl na pobliski dom i w ten sposób przeskakiwałem z jednego domu na drugi. Po pięciu minutach byłem już na dachu wskazanej posiadłości. Chwyciłem się rynny rękoma i opuściłem się. Wszedłem do pokoju przez okno. Tam na fotelu siedział człowiek. Spojrzał się na mnie i spanikował. Miał on siwą brodę i krótkie włosy (również siwe). Nie zdążył nawet krzyknąć gdyż szybkim ruchem ręki wsadziłem mu sztylet prosto w tętnicę szyjną. Spojrzałem na jego martwą twarz, która przez chwilę mi nawet kogoś przypominała. Ale nie miałem czasu na myślenie lecz zszedłem na dół. Tam w kuchni przy stole siedziała kobieta. Skradłem się po cichu. Kucnąłem tuż za jej krzesłem, a ona głupia mnie nie słyszała. Wstałem i poderżnąłem jej gardło. Twarz tej nieżywej kobiety obróciła się w moją stronę. Spojrzałem jej prosto w oczy i dopiero teraz zorientowałem się, że zrobiłem najgroszą rzecz w moim życiu. Nie chciałem uwierzyć w to co właśnie uczyniłem. Zabiłem własnych rodziców w ich własnym domu. Zwariowałem, ponieważ sam oddałem się w ręce strażników.

Przyznałem się, że jestem mordercą z Leicese. Skazano mnie na śmierć poprzez rozczłonkowanie. Egzekucja miała nastąpić jutro na głównym forum w tym mieście zwanym Bargera. Uważałem, że to co mają zamiar ze mną zrobić było słuszne. (...) Nadszedł świt, a ja obudziłem się z myślą, że za dwie godziny pożegnam się z tym światem. Te dwie godziny minęły bardzo szybko, już mnie wyprowadzano na forum. Słyszałem same wyzwiska i gwizdy kierowane do mnie. Lecz sam zasłużyłem sobie na to. Wśród tłumu zobaczyłem kilka znajomych twarzy. Byli to moi przyjaciele z Leicese (najwidoczniej król naszego kraju tak chciał rozsławić swoją władzę, że chyba poprzyczepiano plakaty informacyjne we wszystkich miastach).

Właśnie kat wkraczał po schodach gdy rozległ się krzyk "Miasto się pali". Prawie wszyscy ludzi uciekli w panice ratując się przed ogniem. Lecz kat się nie zatrzymywał. Właśnie wyciągał topór gdy upadł na ziemię. Po sekundzie zobaczyłem twarz mojego dawnego przyjaciele Marca. Powiedział "Szybko, musimy uciekać zanim całe miasto spłonie. Strażników już się pozbyliśmy. Droga wolna. A tak wogóle to witaj Randal, mój dawny przyjacielu". Cóż miałem czynić jak nie skorzystać z takiej oferty. Uciekłem. Tak właśnie zakończyły się najgorsze lata mego życia.
 

abadon

Member
Dołączył
17.1.2005
Posty
130
Oto przykład zgubnego wpływu hazardu na życie ldzi. A tak wogule to opowiadanie było spoko. Akcja jest ciekawa tylko na muj gust brakuje dialogów
 
Do góry Bottom