Taką oto pracę na polaka miałem. Właściwie to na początku nie byłem pewien czy to się nadaje, ale w sumie to ciekaw jestem jak to skomentujecie. Mam nadzieję, że mi stylizacja na staropolszczyzne wyszła w miarę
..Jak Salomon mądry z Marchołtem sprośnym a grubym ucztował..
Tak, więc Marchołt i Salomon zasiedliwszy do stoła, zaczęli prawić jak równy z równym, jak chłop z chłopem, jak panisko z paniskiem. Powaliszka za drzwi została, jak zwyczaj nakazywał i pokazywać się przy stole wraz ze chłopami zamiaru nie miała. Jednak baba jak to chytra i ciekawska nad wszystkie zwierze zagląda przez szpary drzwiowe i nasłuchuje, coć ciekawego chłopy gadają.
Już na klęczkach Marchołtowa baba, już ucho między drzwi wtyka, aż tu nagle straż od tylca ją zachodzi i tak w rym woła:
- Co tu kurewko przy drzwiach króla robisz, a może chciała byś trochę grosza zarobić?
Na to Powaliszka się rozochociła, jednak w mig zdanie zmieniła:
- Mój mąż tam z waszym królem o ważnych sprawach gada, więc racz mi waćpan w podsłuchiwaniu nie przeszkadzać!
Twarz strażnika wnet rubinem się zabarwiła jak cegłówka wypalana i w te słowa do niej rzecze:
- Jaśnie panią ja przepraszam, to pomyłka moja wielka, ja żem myślał, że pani to...eee...taka zwykła tam panienka, co ugania się po dworze, tam się wypnie, tam dać może. Ja przepraszam panią ponownie i proszę tylko niech najmiłościwsza pani nic królowi Salomonowi nie mówi, bo to doprowadzi mnie do zguby.
Powaliszka strażnika wysłuchała, z kolan wstała, suknie ręką brudną wytrzepała, głowę swą w jego kierunku wykręciła, co go nieco wystraszyło i tak mu dumnie rzecze:
- Znaj mą dobroć i litościwość plebsie, a teraz wynocha mi z przed oczu, bo musze wrócić do nasłuchiwania, o czym mąż mój szlachcic nad szlachcice z królem twym Salomonem rozmawiają.
Strażnik słów usłuchał i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Marchołtowa znów na klęczki, znów ucho między szparę w drzwiach i słucha.
A tymczasem przy stole, suto jadłem obłożonym, siedzi Marchołt i Salomon. Każden na stolcu swoim, bogato wymoszczonym. Król Salomon na rozmowę przed posiłkiem liczył, jednak Marchołt wolał skupić się na samym jedzeniu. Tak więc jadł, pożerał wszystko, co pod ręką miał. A to udziec cielęcy z talerza zniknął, a to schab, a to krab, ryba – karp, potem pajda chleba, o którą Salomon też się ubiegał. Chwila przerwy. Salomon zasapany, bo jedzenie przed nim ucieka, wskakując do paszczy Marchołta. Na stole resztki, a jednak obok Salomona są dwa dzbany z winem wybornym z najlepszych winnic króla. W sali cisza, żaden nie drgnie, obaj wpatrują się w dzbany, który pierwszy ucho łapnie, któremu najpierw kropelka do gardła skapnie.
Już Salomon jak oszalały rzucił się na oba dzbany. Już z drugiego końca stołu leci Marchołt z pianą na pysku, kiedy nagle obok dzbanów przebiegła myszka. Mały gryzoń nie ostudził dwóch chłopa zapału, jednak za myszką biegnie kot królewski, który oba dzbanki strącił, dzbanki spadły i rozbiły się o bogate, królewskie deski. I tak, tym sposobem własny kot, Salomona pozbawił napitku. Król Salomon mało w płacz nie popadł, wstyd go ogarnął, że on nie wypił, ale i satysfakcja że nie wypił gość jego. Na to Marchołt uśmiechnął się krzywo i zza pazuchy piersiówkę z własnym trunkiem wyjął.
Salomon oczy wybałuszył i ani słowa z siebie nie wydusił. Wtem o dziwo Marchołt podaje piersiówkę królowi i w te słowa rzecze:
- Przyjąłeś mnie przed swoje oblicze, ugościłeś jak Pana, na królewskim stolcu usiąść dałeś, mimo że chłopem jestem i u niejednego byle hrabi, czy magnata kopa w żyć bym na dzień dobry dostał. Jednak ty zachowałeś się jak król prawdziwy, który o swoich poddanych zawsze dba. Weź na dowód mej wdzięczności tą piersiówkę, w której trunek się nie kończy.
Król Salomon uradowany, podziękował Marchołtowi, wypił do dna trunek siarczysty z piersiówki, która wnet sama się napełniła. Zadziwiony Salomon podziękował raz jeszcze Marchołtowi za ten wspaniały podarek i odprowadził go, wraz z żoną przy drzwiach znalezioną, za próg jego pałacu. Pożegnał ich mocno i uściskał, zaprosił ponownie, i znów uściskał.
Marchołt i Powaliszka do domu z pałacu wracają i w te słowa sobie prawią:
- Dziękuje ci żono, że na czas tego szczura do komnaty wpuściłaś. Gdyby nie ty to cała intryga by u podstaw się zawaliła. Czy były jakieś problemy?
- Jeden strażnik koło mnie się kręcił, ale za pomocą mego wdzięku go przepędziłam. Powiedz mężu lepiej, czy pies Salomon zanurzył swój pysk w piersiówce?
- Oj tak kochana, zassał się prawie, niech teraz zdycha kundel powoli po twoim wywarze i niech na przyszłość ma nauczkę, że lepiej jest pić wino dobre i pewne, a nie nieskończone, lecz śmiertelne.
- Na długo mu ta nauczka nie posłuży, bo już jutro słudzy jego, znajdą go martwego, siedzącego na stolcu, na którym siedział ojciec jego Dawid, dziad jego Izai, pradziad jego Obet, prapradziad jego Boos, praprapradziad jego Salomon, prapraprapradziad jego Naazon, praprapraprapradziad jego Aminadab, prapraprapraprapradziad jego Ara, praprapraprapraprapradziad jego Ezron, prapraprapraprapraprapradziad jego Fares i praprapraprapraprapraprapradziad jego Judas.
Oboje wybuchli śmiechem i ruszyli w stronę wschodzącego słońca, skąd przybyli.
..Jak Salomon mądry z Marchołtem sprośnym a grubym ucztował..
Tak, więc Marchołt i Salomon zasiedliwszy do stoła, zaczęli prawić jak równy z równym, jak chłop z chłopem, jak panisko z paniskiem. Powaliszka za drzwi została, jak zwyczaj nakazywał i pokazywać się przy stole wraz ze chłopami zamiaru nie miała. Jednak baba jak to chytra i ciekawska nad wszystkie zwierze zagląda przez szpary drzwiowe i nasłuchuje, coć ciekawego chłopy gadają.
Już na klęczkach Marchołtowa baba, już ucho między drzwi wtyka, aż tu nagle straż od tylca ją zachodzi i tak w rym woła:
- Co tu kurewko przy drzwiach króla robisz, a może chciała byś trochę grosza zarobić?
Na to Powaliszka się rozochociła, jednak w mig zdanie zmieniła:
- Mój mąż tam z waszym królem o ważnych sprawach gada, więc racz mi waćpan w podsłuchiwaniu nie przeszkadzać!
Twarz strażnika wnet rubinem się zabarwiła jak cegłówka wypalana i w te słowa do niej rzecze:
- Jaśnie panią ja przepraszam, to pomyłka moja wielka, ja żem myślał, że pani to...eee...taka zwykła tam panienka, co ugania się po dworze, tam się wypnie, tam dać może. Ja przepraszam panią ponownie i proszę tylko niech najmiłościwsza pani nic królowi Salomonowi nie mówi, bo to doprowadzi mnie do zguby.
Powaliszka strażnika wysłuchała, z kolan wstała, suknie ręką brudną wytrzepała, głowę swą w jego kierunku wykręciła, co go nieco wystraszyło i tak mu dumnie rzecze:
- Znaj mą dobroć i litościwość plebsie, a teraz wynocha mi z przed oczu, bo musze wrócić do nasłuchiwania, o czym mąż mój szlachcic nad szlachcice z królem twym Salomonem rozmawiają.
Strażnik słów usłuchał i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Marchołtowa znów na klęczki, znów ucho między szparę w drzwiach i słucha.
A tymczasem przy stole, suto jadłem obłożonym, siedzi Marchołt i Salomon. Każden na stolcu swoim, bogato wymoszczonym. Król Salomon na rozmowę przed posiłkiem liczył, jednak Marchołt wolał skupić się na samym jedzeniu. Tak więc jadł, pożerał wszystko, co pod ręką miał. A to udziec cielęcy z talerza zniknął, a to schab, a to krab, ryba – karp, potem pajda chleba, o którą Salomon też się ubiegał. Chwila przerwy. Salomon zasapany, bo jedzenie przed nim ucieka, wskakując do paszczy Marchołta. Na stole resztki, a jednak obok Salomona są dwa dzbany z winem wybornym z najlepszych winnic króla. W sali cisza, żaden nie drgnie, obaj wpatrują się w dzbany, który pierwszy ucho łapnie, któremu najpierw kropelka do gardła skapnie.
Już Salomon jak oszalały rzucił się na oba dzbany. Już z drugiego końca stołu leci Marchołt z pianą na pysku, kiedy nagle obok dzbanów przebiegła myszka. Mały gryzoń nie ostudził dwóch chłopa zapału, jednak za myszką biegnie kot królewski, który oba dzbanki strącił, dzbanki spadły i rozbiły się o bogate, królewskie deski. I tak, tym sposobem własny kot, Salomona pozbawił napitku. Król Salomon mało w płacz nie popadł, wstyd go ogarnął, że on nie wypił, ale i satysfakcja że nie wypił gość jego. Na to Marchołt uśmiechnął się krzywo i zza pazuchy piersiówkę z własnym trunkiem wyjął.
Salomon oczy wybałuszył i ani słowa z siebie nie wydusił. Wtem o dziwo Marchołt podaje piersiówkę królowi i w te słowa rzecze:
- Przyjąłeś mnie przed swoje oblicze, ugościłeś jak Pana, na królewskim stolcu usiąść dałeś, mimo że chłopem jestem i u niejednego byle hrabi, czy magnata kopa w żyć bym na dzień dobry dostał. Jednak ty zachowałeś się jak król prawdziwy, który o swoich poddanych zawsze dba. Weź na dowód mej wdzięczności tą piersiówkę, w której trunek się nie kończy.
Król Salomon uradowany, podziękował Marchołtowi, wypił do dna trunek siarczysty z piersiówki, która wnet sama się napełniła. Zadziwiony Salomon podziękował raz jeszcze Marchołtowi za ten wspaniały podarek i odprowadził go, wraz z żoną przy drzwiach znalezioną, za próg jego pałacu. Pożegnał ich mocno i uściskał, zaprosił ponownie, i znów uściskał.
Marchołt i Powaliszka do domu z pałacu wracają i w te słowa sobie prawią:
- Dziękuje ci żono, że na czas tego szczura do komnaty wpuściłaś. Gdyby nie ty to cała intryga by u podstaw się zawaliła. Czy były jakieś problemy?
- Jeden strażnik koło mnie się kręcił, ale za pomocą mego wdzięku go przepędziłam. Powiedz mężu lepiej, czy pies Salomon zanurzył swój pysk w piersiówce?
- Oj tak kochana, zassał się prawie, niech teraz zdycha kundel powoli po twoim wywarze i niech na przyszłość ma nauczkę, że lepiej jest pić wino dobre i pewne, a nie nieskończone, lecz śmiertelne.
- Na długo mu ta nauczka nie posłuży, bo już jutro słudzy jego, znajdą go martwego, siedzącego na stolcu, na którym siedział ojciec jego Dawid, dziad jego Izai, pradziad jego Obet, prapradziad jego Boos, praprapradziad jego Salomon, prapraprapradziad jego Naazon, praprapraprapradziad jego Aminadab, prapraprapraprapradziad jego Ara, praprapraprapraprapradziad jego Ezron, prapraprapraprapraprapradziad jego Fares i praprapraprapraprapraprapradziad jego Judas.
Oboje wybuchli śmiechem i ruszyli w stronę wschodzącego słońca, skąd przybyli.