Dobra, zamieszczam ciąg dalszy mojego opa:
Rozdział 2: „Najpierw Niemcy, potem cały świat!”
Już po kilku dniach od wywiadu, zmobilizowałem pod swoimi rozkazami policję i wojsko. Sądzili, że służą dobremu i oddanemu krajowi przywódcy. Ich głupota była ujmująca. Z drugiej strony nie można ich za to winić, w końcu tylko kilku ludzi znało moje prawdziwe zamiary. Wkrótce jednak reszta poza mój zamysł, a wtedy będzie dla nich za późno. Jednak, gdy już opanowałem Polskę, nie wiedziałem, co mam robić dalej. Postanowiłem, za namową Demona, zaatakować Niemcy. Była we mnie jedna rzecz, która zastanawiała mnie przez całe życie. Dlaczego wiem wszystko o II Wojnie Światowej i Adolfie Hitlerze? Czyżby moim przeznaczeniem było zastąpić go, jako następny WIELKI dyktator? Byłem pewien, że właśnie to musiałem uczynić. Może w moich żyłach płynie, choć troszeczkę niemieckiej krwi. Tak czy inaczej, chcąc zaatakować Niemcy musiałem znaleźć solidny powód, inaczej zamknęliby mnie w więzieniu lub nawet zabili. Wtedy przypomniałem sobie o starym, dobrym Ernście. To przecież on zabił polityków, a nikt nie musi wiedzieć, że JA mu kazałem. Następnego dnia oficjalnie ogłosiłem w telewizji imię i nazwisko zamachowca. Tak, jak przewidziałem ludzie chcieli zemsty. Chcieli odpłacić Niemcom za chaos, który wyniszczał Polskę od środka. W południe zebrałem wszystkich sprawnych żołnierzy i wyruszyliśmy na Niemcy. Około godziny 14:00 stanęliśmy na granicy. Wzniosłem wyprostowaną rękę do góry, a następnie szybko ją opuściłem. Był to rozkaz do rozpoczęcia natarcia. Ciężkie czołgi zjechały w dół, a tysiące członków piechoty wylało się na niemiecki kraj. Zdezorientowani i zaskoczeni cywile ginęli jeden po drugim. Zanim zmobilizowano armię w koszarach, moi ludzie byli już w głębi kraju. Takie zwycięstwo byłoby jednak zbyt łatwe, więc rozkazałem okopać się na granicy i postawić umocnienia. Żołnierze, którymi dowodziłem, zdziwili się, że wstrzymuję atak. Dwie godziny po wzmocnieniu granic, Germanie byli gotowi do kontrataku. Nakazałem podzielić moją armię na cztery, mniej więcej tak samo silne, dywizje. Pierwsza miała okupować Magdeburg, druga Hanower, trzecia Hamburg, zaś czwarta, którą sam dowodziłem, okupowała Berlin. Bez posiłków z wspomnianych trzech miast, stolica Germanii była zgubiona. Rozpoczęło się. Na wstępnie zginęło kilku moich, ale reszta nie zamierzała stać bezczynnie. Z furią atakowali kolejne zastępy germańskich wojów. Walczyli tak, jakby nie odczuwali zmęczenia. Wtem Demon nakazał mi wejść na najwyższe wzgórze, przy którym toczyła się bitwa i wznieść obie ręce do góry, a następnie rozłożyć je przed sobą. Zrobiłem jak mi kazał i nagle spomiędzy moich dłoni wyleciała czarna mgła, która zabijała wrogich żołnierzy, nie robiąc krzywdy moim. Nazwałem tę niszczycielską moc Falą Śmierci. Bez zastanowienia zacząłem miotać Falami na lewo i prawo, ale wkrótce opadłem z sił. Chwyciłem więc karabin i zacząłem strzelać jak zwykły żołnierz. Nie wiedziałem, że moc Demona wpłynie również ma mych bliskich. Kruk na przykład zyskał moc zamrażania. Gdy więc przesunęliśmy się do Magdeburga i złączyliśmy się z tamtejszą armią, zastaliśmy tam kompletną zimę, choć była jesień.
- Germanie słabną! Nie przerywać ognia, za Polskę!- krzyknąłem.
- Za Polskę!- odpowiedział mi milion głosów.
Miałem rację i Niemcy rzeczywiście słabli z każdą chwilą. Gdy trzy miasta: Magdeburg, Hanower i Hamburg, upadły, postanowiliśmy zamknąć Berlin w okrążeniu. Złączyłem części armii w jedno i ruszyliśmy do ataku. Mieszkańcy Germanii zdołali jednak zebrać się w sobie i próbować odeprzeć atak. Ja, wraz z Krukiem, stałem na wysokim wzgórzu i obserwowałem rzeź, jaka rozgrywała się na dole.
- Stawiają się.- powiedział cicho Kruk.
- Może ostudzisz ich zapał?- spytałem.
Mój przyjaciel uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń w stronę walczących, jakby chcąc ich pochwycić. Zamroził kilkunastu żołnierzy i spowodował, że spadł śnieg. Moi żołnierze mieli na sobie ciepłe mundury, więc nie trzęśli się z zimna tak, jak niemieccy wojacy. Ostatnich kilka godzin walki było jedynie zbędną formalnością. Wieczorem Niemcy upadły ostatecznie. Z żalem patrzyłem na sterty poległych, nie tylko swoich żołnierzy, ale również tych niemieckich. Tym razem dobrze wiedziałem, co należy uczynić w dalszej kolejności. Kraj niemiecki został, zgodnie z prawem, przyłączony do ziem polskich, a jego żołnierze wcieleni do mojej armii. Nie trzeba było ich do tego zmuszać, gdyż jeszcze w godzinach bitwy wielu z nich chciało walczyć dla mnie. Można by powiedzieć, że Germanie, jak często ich nazywałem, cieszyli się z tego, że podbiłem ich ojczyznę. Jednym z pierwszych, który przysiągł mi posłuszeństwo był niemiecki generał i szlachcic, Eryk von Nacht. Był młodym, czarnowłosym młodzieńcem, jednak jego osiągnięcia były zdumiewające. Właśnie, dlatego dwa lata temu mianowano go generałem. Nacht wierzył w moje umiejętności i umysł stratega, może nawet bardziej niż ja. Było coś w tym młodziku, co wzbudziło moje zaufanie do jego osoby. Wkrótce potem ustanowiłem go moim zastępcą w Berlinie. Wielkimi krokami zbliżał się 29.10., dzień moich urodzin. Postanowiłem wydać wielkie przyjęcie w mojej willi w Polsce. Miałem nadzieję, że jej budowa, którą zleciłem będąc jeszcze w Niemczech, już się zakończyła. W rezydencji miały być trzy łazienki, cztery pokoje gościnne, duży basen, pokój gier, kilka sypialń oraz mój tajny pokój. Miał tam się znajdować najnowocześniejszy na świecie komputer. Rozkazałem również wybudować drugą, taką samą willę kilka ulic od mojej. Miała to być rezydencja Kruka, za jego zasługi w Bitwie o Niemcy. Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie uda mi się zająć dwa państwa w Europie i zminimalizować straty. Powiecie pewnie, że dwa kraje to nie wiele, ale Hitler też nie podbił Europy od razu. Następnych kilka dni spędziłem w Berlinie, nadzorując budowę mojego nowego zamku Oko Smoka (niem. Dracheauge). Miała to być forteca zbudowana na wzór Wilczego Szańca, tylko, że większa i mocniejsza. Chciałem też sprawdzać na bieżąco jak poradzi sobie Eryk na stanowisku zastępczego władcy w Berlinie. Gdy zakończono budowę fortecy, byłem zachwycony i pełen podziwu dla architektów. Gdy zobaczyłem swój gabinet po prostu zaniemówiłem. Była to dość duża komnata z jednym, średnich rozmiarów oknem. Przy jednej ze ścian stało duże, złocone biurko z wieloma ukrytymi szufladami. Podszedłem bliżej i zasiadłem na swoim złoto-czerwonym krześle. Blat biurka był pusty, więc mogłem ustawić wszystko tak, jak chciałem. W sali paliło się kilka pochodni, co dawało miły klimat średniowiecza. Tego samego dnia kupiłem kanapę do mojego gabinetu, najnowocześniejszy komputer, wieżę stereo, aby móc słuchać ponurej muzyki oraz telewizor na CAŁĄ ścianę. Do sypialni zamkowej nakazałem kupić królewskie łóżko, telewizor, podobny do tego z biura oraz przyozdobić pomieszczenie ciemno-granatową tapetą. Na parapecie okna, zarówno w sypiali, jak i w gabinecie, postawiłem wazon z sześcioma czerwonymi różami, jedną niebieską i białą. W piwnicach zamku znajdowała się winiarnia (pomysł Eryka), lochy, pokoje tortur a w późniejszych czasach zamrożone zwłoki. Wkrótce forteca wzbogaciła się o basen z podgrzewaną wodą i gabinet Kruka.
- I co, Logan? Podoba ci się zamek?- zapytał mnie Kruk.
- Tak. Nie sądziłem jednak, że będzie aż tak piękny. Najlepszy jest ten wielki telewizor w moim gabinecie.- powiedziałem z uśmiechem.
- Wiem, mam podobny u siebie. Posłuchaj...- mój przyjaciel zawahał się.
Szliśmy ciemnym korytarzem, oświetlanym przez kilka pochodni. Po kilku chwilach znaleźliśmy się przed drzwiami mojego gabinetu.
- Co chciałeś powiedzieć?- spytałem Kruka, siadając na złotym tronie, jak lubiłem nazywać moje krzesło.
- Pojutrze wracam do Polski.- odpowiedział.
- Po co? Wszystko tam jest dopilnowane.
- Zapomniałeś o swoich urodzinach...?
- Nie mam czasu na urodziny, Kruk. Sposobimy się przecież do wojny. Poza tym mam inne plany. Chcę oficjalnie obwołać się dyktatorem i to najlepiej na oczach wszystkich.
- No właśnie! Wyprawiłbyś ogromne przyjęcie urodzinowe, zaprosiłbyś jakąś telewizję i ogłosił to, co masz do ogłoszenia przed kamerami. Wykupilibyśmy czas antenowy na każdym kanale.
- Świetny pomysł!- krzyknąłem i klasnąłem w dłonie.- Ja muszę tutaj zostać, aby wszystko nadzorować, więc ty wszystkim się zajmiesz.
- Tak jest!- powiedział Kruk i zasalutował mi.
- Acha, jeszcze jedno! Wiesz, jak salutowali żołnierze III Rzeszy?- spytałem.
- Wyciągali wyprostowaną prawą rękę do przodu. A czemu pytasz?
- Chcę, aby od dzisiaj salutowano mi tak samo.- rozkazałem.
- Jak sobie życzysz.
Rozdział 3: Przyjęcie
Kruk powrócił do naszej ojczyzny, aby przygotować wszystko do najlepszych urodzin mojego życia. Tę noc, jak i wiele kolejnych, spędziłem w zamku. Eryk radził sobie świetnie na stanowisku wicewładcy Berlina oraz jego ambasadora, więc mogłem wracać do Polski. Mój prywatny samolot wylądował na lotnisku wojskowym około 5:45 rano. Niemieccy cywile oraz żołnierze niechętnie mnie żegnali. Warto wspomnieć, że rozkazałem odbudować wszystkie zniszczone domy. Wiele rodzin opłakiwało śmierć swych bliskich, więc zapłaciłem im pokaźną sumę. Wiedziałem, że nie przywróci to życia zabitym.
- Jak minęła podróż?- spytał Jan, mój szofer.
- Wietrznie, Janie. Do rezydencji generała Kruka. Znasz drogę.
- Oczywiście, panie.
Do celu naszej podróży dotarliśmy dość szybko, biorąc pod uwagę słabą widoczność z powodu deszczu. Okolica Kruka wydawała się przez chwilę nawet ładna, głównie z powodu potężnych drzew. Poleciłem Janowi czekać w aucie i podszedłem do drzwi. Zdziwiłem się bardzo, gdy otwarła mi jakaś piękna kobieta w stroju służącej. Miała złote włosy do ramion i jasnoniebieskie oczy. Gdybym nie widział jej całej, mógłbym pomyśleć, że jej wspaniałe nogi kończą się w okolicach szyi.
- Witam, przyszedłem do...
- Do generała Kruka.- dokończyła dziewczyna.- Już pana oczekuje. Kazał również przeprosić, że nie mógł przybyć na lotnisko, aby pana powitać.
- Jakoś mu wybaczę.- zażartowałem a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Muszę przyznać, że ta tajemnicza piękność mi się spodobała. Po pewnym czasie dotarliśmy do wysokich wrót. Kobieta weszła jako pierwsza, wcześniej pukając kilka razy.
- Panie, generał Logan przybył.- zaanonsowała, skłaniając się nisko.
- Dobrze, odejdź.- rozkazał jej Kruk.
Dziewczyna pośpiesznie wybiegła z pomieszczenia, zostawiając mnie samego z Krukiem. Dopiero teraz zobaczyłem jak urządził się mój przyjaciel od powrotu z Niemiec. Jego gabinet był nieco mniejszy od mojego, co wcale nie znaczy, że był mały. Kruk siedział za długim biurkiem, które ciągnęło się od jednej ściany do drugiej, na czarnym tronie. Za jego plecami, na jednej ze ścian, wisiał duży, ciężki Metalowy Kruk ze święcącymi na czerwono oczami. Na innej ścianie był telewizor podobny do mojego, tylko inny model.
- Cieszę się, że jesteś. No, siadaj.- polecił Kruk.
- Co to za laska?- spytałem i usiadłem naprzeciw niego.- Twoja służąca?
- Tak...jakby. Potrzebuje kasy, więc zgłosiła się do mnie. To córka kolegi.- wyjaśnił.- Jak podróż?
- Tak sobie. Czy do przyjęcia wszystko przygotowane?
- Oczywiście. Rozesłałem zaproszenia, wykupiłem czas antenowy na każdym kanale i zaprosiłem telewizję. Pozostaje jeszcze tylko przygotować twój dom. Ale tym też mogę się zająć.
- Dobrze. Do 29 jeszcze jeden dzień. Zdążysz?
Kruk kiwnął potakująco głową.
- Świetnie. Pójdę już, mam coś do załatwienia. Wiesz chyba, że jako moja prawa ręka masz być na przyjęciu?
- Wiem i będę.- zapewnił.
Wychodząc z mieszkania Kruka wszedłem na chwilę do kuchni, aby sprawdzić, co tak wspaniale pachnie. Okazało się, że była to jakaś egzotyczna potrawa zza granicy, którą przyrządzała ta złotowłosa piękność.
- Po co to robisz?- spytałem, siadając przy kuchennym stole.
- Cóż, generał Kruk zażyczył sobie na obiad tą potrawę, więc...
- Nie. Pytam, dlaczego mu usługujesz?
- Potrzebuję pieniędzy.- odparła.
Postanowiłem zadać jej kolejne pytanie:
- Na co?
- Na operację dla mojego ojca. Jest...był żołnierzem. Brał udział w Bitwie o Niemcy. Został ciężko ranny i może go uratować jedynie operacja w Wielkiej Brytanii.- wyjaśniła. Miała piękny, anielski głos.
- Ile ci potrzeba?- zapytałem.
- Tyle, że nie wiem, czy kiedykolwiek to uzbieram...- odpowiedziała i rozpłakała się.
Szybko wstałem od stolika i przytuliłem ją do siebie. Nie znosiłem patrzeć jak ktoś cierpi, co kłóciło się z moim zamiarem podbicia świata.
- Niezależnie od tego, ile to będzie kosztować, dostaniesz pieniądze. Jeszcze nie teraz, ale obiecuję, że już niedługo. Weź sobie jutro dzień wolnego i przyjdź z generałem Krukiem do mojej willi na przyjęcie.
- Naprawdę mogę?- spytała przez łzy.
- Oczywiście. Do zobaczenia.- powiedziałem i wyszedłem z mieszkania przyjaciela.
Szedłem po mokrych od deszczu kamiennych płytkach w stronę limuzyny. Jan czekał w środku, słuchając jakiejś starej muzyki.
- Przepraszam, Janie. Trochę się zasiedziałem.
- Nic się nie stało, panie. Dokąd teraz? Do pańskiego domu?- spytał Jan.
- Tak.
Gdy dojechałem do domu zjadłem coś i położyłem się spać. Minęło kilka godzin zanim zasnąłem tak naprawdę. Rozmyślałem nad tym, czy ujawnienie moich planów jest postępem czy błędem. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że zaszedłem zbyt daleko, żeby teraz się poddać. Gdy następnego ranka jadłem śniadanie, przyszło kilku żołnierzy. Powiedzieli, że przysłał ich Kruk, aby przygotowali moją willę do przyjęcia. Mój dom był NAPRAWDĘ duży, więc zajęło im to wiele czasu. Postanowiłem pomóc im trochę, więc ustawiłem stoły w ogrodzie i poustawiałem na nich misy z jedzeniem i innymi takimi rzeczami. Do imprezy została godzina, gdy wszystko było gotowe. Czas mijał bardzo wolno. Gdy zostało jakieś 10 minut, przyszedł Kruk w towarzystwie tej młodej dziewczyny. Dopiero, gdy koło godziny 11:00 byli już wszyscy, mogłem rozpocząć przyjęcie urodzinowe. Wszyscy tańczyli, jedli, pili lub rozmawiali.
- Telewizja się spóźnia...- powiedziałem do Kruka.
- Spokojnie, zaraz tu będą.- zapewnił.
Czas do przybycia telewizji upłynął mi na odbieraniu życzeń od różnych osób. Reporterzy przybyli jakieś 10 minut po rozpoczęciu przyjęcia. Poszedłem na pierwsze piętro, aby przebrać się odpowiednio do ogłoszenia moich zamiarów wobec świata. Ubrałem nowy, czarny garnitur i złoty krawat.
- Wielka chwila, prawda?- usłyszałem demoniczny głos w głowie.
- Dawno się nie odzywałeś.- odpowiedziałem w myślach.- Tak, to wielka chwila. Dzisiaj spełni się moje marzenie. Chociaż bez ciebie bym tego nie dokonał. Dzięki.
- Nie dziękuj mi. To jest dopiero początek...- rzekł tajemniczo Demon.
Wsadziłem sobie jeszcze tylko różę w kieszonkę garnituru i wybiegłem z komnaty. Zszedłem na dół, czując na sobie wzrok wszystkich obecnych, szczególnie dam. Kamerzysta zaproponował, abym usiadł w fotelu, ponieważ będzie to lepiej wyglądać. Wykonałem jego prośbę i zasiadłem w szerokim i miękkim fotelu. Kamera została włączona, a ja zacząłem swą mowę, misternie przygotowywaną od wielu dni:
- Witam wszystkich, którzy, nawet, jeśli nie chcą, muszą oglądać moją twarz. Nie próbujcie zmieniać kanałów, tam też jestem.- uśmiechnąłem się szyderczo.- Wykupiłem czas na KAŻDYM kanale, aby coś wam ogłosić. Dotąd braliście mnie za bohatera narodu, ponieważ dokonałem zemsty na zabójcach naszych polityków. Ha! Wasza głupota jest ujmująca! Niemcy byli niewinni. To prawda, polityków zabił Niemiec, ale dlatego, że JA mu kazałem. Było to konieczne, jeśli chciałem przejąć władzę w tym nędznym kraju. Wyobrażam sobie teraz wasze twarze i obrzydzenie, z jakim na mnie patrzycie. Od dzisiaj nie tytułujcie mnie już „najwyższym generałem Polski”. Od dziś jestem DYKTATOREM! Oficjalnie ogłaszam, że Polska i Niemcy są pierwszymi krajami, jakie dostąpią zaszczytu wejścia do IV RZESZY! Każdy kolejny kraj, jaki podbiję będzie do niej przyłączany. Każdy, kto śmie mi się sprzeciwić będzie natychmiast eliminowany. Doceńcie to, że was uprzedzam. Zrozumcie, podbijając was zapewniłem wam bezpieczeństwo. Jeśli jeszcze tego nie pojmujecie, to pojmiecie z czasem.
Ludzie, zarówno ci przed telewizorami, jak i ci na przyjęciu patrzyli na mnie jak na szaleńca. Początkowo nie dowierzali, że to, co się dzieje jest prawdą. Myśleli, że to sen, chcieli się obudzić. Była to jednak ponura dla nich rzeczywistość. A ja? Byłem z siebie zadowolony. Póki, co moja przemowa emitowana była tylko na Polskę i Niemcy. Wiedziałem, że ci drudzy ucieszą się jeszcze bardziej, gdy to obejrzą. Mogli wreszcie pomścić swą klęskę w II Wojnie Światowej. Wszyscy obecni na moim przyjęciu natychmiast ruszyli w kierunku drzwi. Drogę zastąpili im jednak moi żołnierze uzbrojeni po zęby.
- Drzwi są zamknięte i nikt nie opuści tego miejsca. Niech ci, którzy chcą mnie poprzeć przejdą na prawą stronę, a ci, którzy nie chcą, na lewą. JUŻ!- krzyknąłem do tłumu.
Ludzie szybko wykonali mój rozkaz, obawiając się o swe życie. Kobiety i mężczyźni ustawili się mniej więcej równo po obu stronach. Nagle jeden z młodych gości wyciągnął nóż zza pasa i zaczął biec prosto na mnie. Ja, wciąż siedząc na złotawym fotelu, powoli sięgnąłem za garnitur i wyjąłem stamtąd mały, czarny pistolet. Nie namyślając się wiele, strzeliłem do głupca trzy razy: w serce, głowę i rękę z nożem. Mężczyzna padł na schodach podwyższenia, na którym siedziałem. Wstałem z „tronu” i lekko kopnąłem w ciało, które sturlało się ze schodów i wylądowało pod nogami zebranych.
- Jest ktoś jeszcze, kto chce do niego dołączyć?!- spytałem.
Tłum milczał. Kilku ludzi wpatrywało się w martwego, który leżał w kałuży krwi, inni rozglądali się nerwowo dookoła. Każde możliwe wyjście z domu było obstawione przez moich wiernych wojów. Mieli oni rozkaz strzelać do każdego, kto będzie chciał uciec.
- Wasze nędzne, nic nie warte życia zależą teraz ode mnie, więc naprawdę nie róbcie niczego głupiego...
Nikt nie czyta moich opowiadań (nie lubicie mnie czy co?), więc zamieszczę dalszy ciąg i może się komuś spodoba
Rozdział 4: Początki Rzeszy
Wszyscy, którzy nie chcieli przysiąc mi wierności, zostali wtrąceni do więzienia. Resztę wysłałem do koszar po uzbrojenie i mundury. Tak jak się spodziewałem, głupi ludzie, nawet mając w dłoniach karabiny, nie wszczynali buntów. Jeszcze tego samego dnia udałem się z Krukiem do tajnej komnaty z najnowocześniejszym komputerem na świecie.
- Komputer, połącz z Erykiem von Nachtem.- rozkazałem.
Po chwili na ogromnym monitorze ukazał mi się Eryk.
- Generale Logan. Generale Kruk.- rzekł i skłonił się do nas obydwu.- Jak sprawy w...Polen?
Von Nacht był co prawda Niemcem, ale mówił też dobrze po polsku. Czasem budował zdania, mówiąc i w jednym języku i w drugim.
- U nas wszystko w porządku. Większa część ludzi jest po mojej stronie. A reszta gnije w więzieniu. A jak Niemcy zareagowali na moje ogłoszenie?- zapytałem.
- Cieszyli się. Twierdzą, że jest im potrzebny taki przywódca, jak pan. Dziesiątki osób zaciągnęły się do naszego nowego wojska.- odpowiedział.
- Dobrze. Mam kilka spraw do załatwienia. Dalsze instrukcje przekaże ci generał Kruk. Do zobaczenia!
Po tej krótkiej rozmowie wyszedłem z pomieszczenia. Postanowiłem pojechać do domu i posiedzieć tam w spokoju. Dałem Janowi wolne, więc do mieszkania dotarłem pieszo. Rzuciwszy płaszcz na kanapę poszedłem do łazienki. Chlusnąłem sobie wodą w twarz i spojrzałem w lustro. Blask moich czerwonych oczu był tak pusty...Wytarłem twarz i wyszedłem. Poszedłem do jednego z pokoi gościnnych, usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem duży telewizor.
- Tego pamiętnego dnia, jakim jest 29.10.2014 roku Polska, jak i cały świat, stanęła w obliczu nowego zła. Niejaki generał Logan na przyjęciu urodzinowym ujawnił swoje dyktatorskie plany. Postanowił dołączyć każde kolejne podbite państwo do swojego faszystowskiego imperium. Rząd Polski jest bezradny wobec tyrana. Tak naprawdę można powiedzieć, że to ów generał jest rządem, gdyż, po zamordowaniu najważniejszych polityków, pełni najwyższą władzę w Polsce. Generała popiera cała masa ludzi, między innymi generał Kruk, którzy gotowi są wykonać każdy rozkaz, byleby tylko osiągnąć swoje chore cele. Dyktatora wspierają również Niemcy, ale nie ze strachu. Możemy mieć jedynie nadzieję, że historia nie powtórzy się po raz kolejny...
- Ależ powtórzy się. Możecie być tego pewni.- powiedziałem, jakby sam do siebie.
Wyłączyłem telewizor i poszedłem na górę do sypialni. Czasem żałowałem, że jestem sam w tak ogromnym domu. Kiedy miałem chwilę wolnego czasu, przeglądałem stare albumy ze zdjęciami. Byli tam wszyscy: rodzina, przyjaciele, znajomi. Przewertowałem kilka stron starych zdjęć, zamknąłem album i poszedłem spać. Spałem niestety tylko kilka godzin i obudziłem się około 6:00 rano. Od paru dni praktycznie nic nie robiłem, jeśli chodzi o przygotowania do wojny. Wziąłem, więc szybki prysznic, ubrałem świeży mundur i sięgnąłem do szuflady w biurku. Była tam mapa Europy, na której zaznaczyłem na czerwono Polskę i Niemcy. Reszta mapy była biała, abym mógł zaznaczać na niej kolejne podbite państwa. Chwilę przyglądałem się mapie, aż nagle wpadłem na pewien pomysł. Moje zimne spojrzenie zatrzymało się na małej, czerwonej kropce, obok, której widniał napis „Praga”. Tak, następnym moim celem stały się Czechy. Najpierw jednak musiałem zająć się sprawami Rzeszy. W pierwszej kolejności musiałem wymyślić znak dla mojego „faszystowskiego imperium”. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się w myślach. Wtem ukazało mi się duże, czerwone płótno, na którym było białe koło. Wewnątrz owego okręgu widniał znak...czarny piorun. Złożony był z dwóch małych prostokątów, stykających się na środku koła wierzchołkami. Chwyciłem długopis i kawałek kartki i natychmiast narysowałem to, co ujrzałem w „wizji”. Na papierze wyglądało to o wiele lepiej. Sięgnąłem po słuchawkę telefonu i szybko wykręciłem numer. Po kilku długich sygnałach usłyszałem głos:
- Słucham?
- Kruk? Bądź za dziesięć minut w koszarach.
- Dobra, a co ty kombinujesz, co?- spytał.
- Żadnych pytań. Do zobaczenia.- odpowiedziałem i odłożyłem słuchawkę.
Prędko ubrałem na siebie płaszcz, na dłonie włożyłem czarne rękawice i już miałem wyjść z domu, gdy przypomniałem sobie o projekcie znaku. Schowałem kartkę pod płaszcz, poprawiłem wojskowe buty na nogach i wybiegłem z mieszkania. Pogoda była nawet ładna, więc postanowiłem się przejść. Z resztą, nie miałem wyboru, bo dałem Janowi kilka dni wolnego. Idąc szeroką ulicą, czułem na sobie dziwne spojrzenia ludzi. Starałem się nie zwracać na to i na nich uwagi, ale to nie dawało mi spokoju. Z każdą chwilą coraz bardziej mnie denerwowali. Na szczęście w chwili, gdy już chciałem kogoś uderzyć, doszedłem do bram jakiegoś parku. Owe wrota przypominały bardziej żelazne drzwi cmentarza, niż wielkiego ogrodu. Postanowiłem przejść skrótem przez park, aby zaoszczędzić trochę czasu. Na ścieżce było pełno liści, które opadły z drzew. Spojrzałem w prawo, na małą rzeczkę i spostrzegłem na niej parę łabędzi. Samiec zalecał się do partnerki, pokazując swe białe pióra i prostując szyję. W takich chwilach najbardziej żałowałem, że nie mam nikogo. Szybko jednak odegnałem od siebie głupią myśl i ruszyłem przed siebie, mijając uliczki odchodzące w prawo i lewo.
- Przeklęte słońce!- odezwał się Demon w moich myślach.
- Nie lubisz słońca?- spytałem.
- A ty je lubisz?
- Hm...nie, ale...
- Więc rzuć na świat wieczną ciemność! Dlaczego się powstrzymujesz?!- krzyczała istota.
- A może wystarczy, jak zacznie lać deszcz, co?
Nagle, jak na zawołanie, mroczne chmury zakryły słońce, a po chwili runęła z nich ulewa. Park podczas deszczu wyglądał jeszcze lepiej. W oddali majaczyło już drugie wyjście z ogrodu, więc czym prędzej ruszyłem w tamtą stronę. Co jakiś czas na niebie pojawiał się piorun, któremu nieodłącznie towarzyszył grzmot. Muszę przyznać, że taka złowroga pogoda podobała mi się bardziej, niż słoneczne promienie. Przekroczyłem bramę parku i poszedłem w prawą stronę. Do koszar zostało mi jeszcze kilkanaście kroków. Po pewnym czasie stanąłem przed tym ogromnym budynkiem wojskowym. Z pozoru przypominał on zwykły budynek mieszkalny, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec kilka różnic. Między innymi kolosalny plac treningowy z tyłu budowli, powiewającą na dachu flagę Polski czy garaż, pełen pojazdów żołnierskich. Usłyszałem strzały na placu, więc szybo skierowałem tam swe kroki. Gdy tam się znalazłem spostrzegłem ćwiczących żołnierzy. Nagle obok mnie zjawił się Kruk. Czasem wydawało mi się, że ten człowiek zna sztukę teleportacji.
- Nareszcie jesteś! Co tak długo?- spytał.
- Dałem Janowi wolne. To nasi żołnierze?
- Tak. Świetnie strzelają i są wytrwali, jak sam widzisz. Z nieba leje deszcz i trzaskają pioruny, a oni ćwiczą, jakby nigdy nic.
- Takich właśnie ludzi nam trzeba. Mam prośbę. Mógłbyś to obejrzeć i powiedzieć mi, co o tym myślisz?- zapytałem go, podając mu projekt mojego znaku.
Mój przyjaciel wziął kartkę do ręki i wpatrzył się w narysowany na niej czarny piorun. Może mi się wydawało, ale chyba zobaczyłem błysk w jego oku. Schował papier za generalski płaszcz i popatrzył na mnie.
- Ładne.- powiedział.- A co to ma być?
- Nasz znak, przyjacielu. Nasz znak.- odrzekłem.
- Jakie są rozkazy?
- Ten znak ma znaleźć się na flagach Rzeszy. Trzeba też pomyśleć o mundurach dla żołnierzy, ale nie mogę o wszystkim myśleć sam. Ty zajmij się znakiem, a ja mundurami, jasne?
- Oczywiście. Widzę, że tworzy nam się tu Rzesza z prawdziwego zdarzenia.- zażartował generał.
Zignorowałem jego głupią uwagę i ciągnąłem dalej swoją wypowiedź:
- Niech uszyją miliardy milionów mundurów dla żołnierzy. Uniformy mają być szyte na wzór niemieckich z okresu II Wojny. Niech zrobią też opaski na prawe ramię ze znakiem w środku, rozumiesz?
- Tak. Mundury i opaski na wzór hitlerowskich. Zajmę się tym. Coś jeszcze?- spytał.
- Szykuj żołnierzy do bitwy. Wyruszamy za dwie godziny. Możliwe, że będzie potrzebne wsparcie czołgów.
- Czołgów, powiadasz? Chyba mam coś, co mogłoby się zainteresować.
Z zaciekawieniem spojrzałem na Kruka, a na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech. Pozostawiliśmy ćwiczących żołnierzy i ruszyliśmy w znanym tylko Krukowi kierunku. Po chwili stanęliśmy przed ogromnym hangarem. Generał podszedł do małego prostokąta i przyłożył doń dłoń. Urządzenie zaświeciło się na zielono, a ogromne wrota rozsunęły się. Wtedy po raz pierwszy ukazał się moim oczom olbrzymi, czarny czołg BF-29. Jego gąsienice były wielkości autobusu i zmiażdżyłyby wszystko, co by pod nie wpadło. Jednak wielkość to nie wszystko. W myśl tej zasady BF-29 był bardzo szybki i zwrotny, oraz świetnie uzbrojony. Z tyłu kilka wyrzutni rakiet samonaprowadzających, a po bokach i z przodu kilka ciężkich karabinów maszynowych. Lufa, ciężka i potężna, sięgała na długą odległość i jednym strzałem niosła śmierć. Patrząc na to cudo nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
- Przyleciał wczoraj z Berlina. To prezent od Eryka. Skrót BF oznacza Behälter des Führer, czyli z niemieckiego „Czołg Wodza”, a 29 to twój dzień urodzenia. Podoba ci się?
Będąc pod ogromnym wrażeniem, zdołałem jedynie kiwnąć twierdząco głową. W tamtym czasie nie wiedziałem jeszcze, jak wielkie możliwości miał FB-29 i jak bardzo przysłuży mi się w wielu bitwach.
- Wiedziałem. Eryk nakazał przekazać ci, że w niemieckich warsztatach tworzą już kolejne. Ponoć mają też w planach produkcję „maszyn wojennych przyszłości”.
- To jest już ostateczna wersja?- spytałem wreszcie.
- Tak, ale można dodać jakieś uzbrojenie lub zmienić co nieco.
- W takim razie biorę go.
- Co? Teraz??
- No, a czemu nie? Trzeba tylko domalować taki znaczek, jak miały niemieckie maszyny wojenne. Poza tym chce podbić Czechy siedząc w tym cudzie.
Widząc, że mój przyjaciel nie rozumiał wiele z tego, co się działo, wyskoczyłem z mojego czołgu i powiedziałem do niego:
- Chodź, napijemy się kawy i wszystko ci opowiem.
Wraz z Krukiem wyszedłem z hangaru i skierowałem się do budynku, który zajmowali generałowie. Był to kilkupiętrowy zielony blok o numerze „78”, w którym każdy generał miał swój pokój. Moja kwatera znajdowała się na końcu długiego korytarza. Wyjąłem z kieszeni munduru mały klucz, wsadziłem go w zamek i przekręciłem kilka razy. Po chwili drzwi stały już otworem. Gestem dłoni nakazałem przyjacielowi usiąść przy stole, zaś sam zasiadłem naprzeciw niego.
- No, to teraz wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi.- poprosił.
- Chcę sobie zasłużyć na tytuł „następcy Hitlera” a nie zrobię tego, zadowalając się zaledwie dwoma krajami. Dlatego też podbijam kolejne państwa, położone stosunkowo blisko terenów młodej jeszcze IV Rzeszy. Nie chcę póki, co wysyłać wojsk gdzieś daleko, gdzie będą pozbawione szybkiego wsparcia. Czechy są blisko i są małym krajem, więc nie przewiduję wielkiego oporu. Poza tym z dywizją takich BF-29 i mocą Demona, którą ty również władasz, wygramy tę bitwę. Ale skoro w Polsce mamy zaledwie jeden prototyp „Czołgu Wodza” musimy zaczekać na resztę.
- No, a Rzesza? Tworzysz następcę III Rzeszy?
- Nie do końca. Ja tworzę coś bardziej potężnego i bardziej złego, rozumiesz?
- Mniej więcej. Jakie więc masz plany?
- Jedziemy do Berlina.- odpowiedziałem.
Rozdział 5: Pierwszy zamach
Kruk był zaskoczony naszym nagłym wyjazdem do niemieckiej stolicy. Jan wrócił do pracy, więc całą drogę przebyłem w ciepłej limuzynie. Od momentu, w którym ujrzałem BF-29 minęło kilka dni. Niestety, z powodu braku owych czołgów musiałem odłożyć podbój Czech na później. W ciągu tych paru dni moje plany, co do znaku zostały zrealizowane. Uszyto też dla mnie mundur najwyższego przywódcy wojsk IV Rzeszy. Pod mundurem nosiłem elegancką koszulę i czarny krawat. Nań wkładałem właściwy mundur. Przypominał on uniform SS wielkiej osobistości rzeczy hitlerowskiej, Heinricha Himmlera. Właściwie wszystko było identyczne z wyjątkiem paru zmian. Na przykład czarnego pioruna zamiast swastyki, braku czaszki (symbolu SS) na czapce czy odznaczeń wojskowych, których jeszcze wtedy nie miałem. Mój mundur uzupełniały również czarne rękawice. W złotej klamrze czarnego pasa widniał mój znak. Czarne spodnie również szyte były na wzór mundurów elity hitlerowskiej rzeszy. Ciemne, lśniące buty prawie do kolan, wskazywały majestat i stanowisko w armii. Po włożeniu tego wszystkiego, wkładałem czarny, długi płaszcz z wywiniętym na zewnątrz kołnierzem. Na kołnierzu widniał, tym razem złoty, aby był widoczny, piorun. Na prawym rękawie płaszcza umieszczona była czerwona opaska z moim znakiem, taka, jak na mundurze. Najczęściej płaszcz był zapinany na cześć z ośmiu guzików. Można, więc powiedzieć, że żołnierz, noszący takie okrycie, był pod nim „szczelnie zamknięty”.
- Ładny mundur, panie.- powiedział Jan.- To twarzy w nim panu.
- Dziękuję, Janie. Daleko jeszcze?- spytałem, oglądając rękawy uniformu.
- Jeszcze trochę.
Około godziny 14:00 wysiadłem z samochodu przed siedzibą Eryka w Berlinie. Wszędzie już widniały płótna i flagi z czarnym piorunem. Niemcy znacznie szybciej akceptowali szybki rozwój Rzeszy. Sądziłem, że Eryk będzie czekać w środku swego ogromnego domu, ten jednak czekał przed nim, w towarzystwie kilku żołnierzy.
- Mein Führer!- wykrzyknął na mój widok Eryk.- Jak minęła podróż?
- Dobrze, dziękuję.
- Wodzu, cóż to za mundur? Przypomina mi...
- Uniform elity hitlerowskiej? To właśnie taki mundur, tyle, że przerobiony na potrzeby nowej rzeszy. Jak produkcja BF-29?
- Świetnie! Mamy już kilkanaście. Zatrudniliśmy do pracy bezrobotnych, więc statystki pracujących ludzi w Niemczech znacznie wzrosły w stosunku do poprzednich lat.
- To dobrze. Bądźcie gotowi na jutro, do 15:00. Wtedy zaczynamy podbój Czech.
Mój rozkaz został wykonany bezzwłocznie. Już następnego ranka wszystko było gotowe do bitwy. Rankiem utworzono I Dywizję Pancerną „Engel des Todes”, czyli po polsku „Anioły Śmierci”, liczącą 47 czołgów BF-29 w wersji ostatecznej. Gdy około godziny 9:00 do mojej kwatery w Dracheauge wpadł Kruk, kończyłem ubierać płaszcz.
- Gotowy?- spytał.
- Tak. A ty?
- Ja również...
- Ale?
- Nie sądzę, aby angażowanie żołnierzy niemieckich w ten podbój było konieczne.- powiedział prosto z mostu.- Rozumiem, że chcesz, aby Polacy brali udział w tej bitwie, ale Niemcy? Nie damy sobie sami rady, bez wsparcia wojsk niemieckich?
- Oczywiście, że damy. Chodzi jednak o coś innego. Jeśli żołnierze obu stron nie będą brały udziału w bitwach, popadną w nudę, a ich morale znacznie spadną. Dlatego właśnie chcę, aby w ataku brały udział obie armie.- odpowiedziałem.
Wiedziałem, że Krukowi nie chodzi tak naprawdę o samych żołnierzy niemieckich, ale o spór między nim a Erykiem. Ci dwaj, odkąd tylko się poznali, rywalizują o „drugie miejsce po Führerze”, jak to określał von Nacht. Przyznam, że czasem bawiła mnie ich rywalizacja, ale nie chciałem, aby wpłynęła ona negatywnie na morale i siłę moich wojsk. Dlatego godzinę przed bitwą o Czechy wezwałem tych dwóch do mojej kwatery w Dracheauge, aby z nimi porozmawiać. Pierwszy zjawił się Kruk, a zaraz po nim Eryk.
- Chciałeś nas widzieć?- spytał Kruk.
- Tak. Słuchajcie mnie teraz uważnie, bo nie będę się powtarzał. Wiem, że macie coś do siebie, ale nie możecie tego załatwić POZA sprawami Rzeszy? Przecież wasz spór wpływa negatywnie na morale żołnierzy! Niedługo, zamiast zabijać wrogów, będą się między sobą zabijać!
- Logan, nie denerwuj się...- zaczął Kruk.
- Jak mam się nie denerwować?! Jak mam stworzyć silne państwo, skoro już od początku jego istnienia pojawiają się spory? Gdyby każdy miał na pieńku z każdym, to...ech, szkoda gadać. Macie to załatwić jak najszybciej!
- Wyjątkowo przyznam Krukowi rację. Jeśli chcesz, to złagodzimy nasz spór, prawda?- spytał Kruka Eryk.
- Oczywiście. Dla dobra Rzeszy, rzecz jasna.- zgodził się Kruk.
- No widzicie? Jak chcecie, to potraficie się zgodzić. Chcę, abyście załatwili to między sobą najlepiej jeszcze przed bitwą, jasne?
- Tak jest!- odkrzyknęli równo.
Gdy nadeszła odpowiednia chwila moja armia była gotowa do bitwy. Oczywiście, nie zaangażowałem do potyczki CAŁEJ armii, ale zaledwie małą jej część. Dokładnie o godzinie 15:00 stanęliśmy na wysokim wzgórzu, z którego widać było granice mojego nowego państwa z Czechami. Na przedzie wojsk szła piechota, za nią kawaleria, a dalej BF-29. Ja sam zaś siedziałem w czołgu klasy BF, który przewodził całej dywizji. Dałem żołnierzom umówiony wcześniej znak do ataku i bitwa zaczęła się. Moje wojsko zbiegło ze wzgórz wprost na zdezorientowanych czeskich strażników granicznych. Teren, na którym toczyła się bitwa był idealny do przeprowadzenia szarży konnicy. Masywne zwierzęta bez litości tratowały przeciwników, czasem wgniatając ich w ziemię. II Dywizja BF pomogła nieco w potyczce, a następnie została wycofana z pola bitwy, abym mógł wydać jej kolejne rozkazy.
- Jakie rozkazy, generale?- spytał jeden z żołnierzy.
- Konnica świetnie daje sobie radę na granicach, więc nie jesteśmy tu potrzebni. Naszym najważniejszym celem jest Praga. Musimy przebić się do niej za wszelką cenę. Strzelajcie bez rozkazu i nie brać jeńców. Co do was...- tu zwróciłem się do członków piechoty.- Oszczędzajcie amunicję.
- A jeńcy?- zapytał kolejny żołnierz.
- Możecie wziąć kilku, ale bez przesady.- odpowiedziałem.- No, to powodzenia. Za Rzeszę.- rzekłem.
- Za Rzeszę!- odpowiedzieli wojacy.
Ten, kto nie widział tej bitwy miał czego żałować. Krew była dosłownie wszędzie, w powietrzu fruwały poodrywane kończyny a wokół słychać było krzyki, wybuchy i strzały. Jednak prawie każdy dźwięk zagłuszany był przez silniki II Dywizji. Kilka czołgów, jadących z przodu, wbiło się poza granice Czech z wielkim hukiem. Przygraniczne domostwa lub inne budowle obróciły się w pył, po wkroczeniu czołgów BF-29. Czesi próbowali stawiać opór, jednak zaskoczenie zrobiło swoje.
- II Dywizja, stop!- krzyknąłem.- Piechota, w głąb miasta! Ruchy, ruchy!
Na ten rozkaz oddziały piechoty ruszyły do przodu, pozostawiając kolosalne maszyny w tyle, aby oczyścić dla nich drogę. Zaraz za piechotą wysłałem kilka samolotów zwiadowczych, by ocenić liczebność i jakość wrogich jednostek. Gdy na błękitnym niebie zalśniła flara, czołgi znów rozpoczęły swe natarcie.
- Kruk, wspomóż piechotę Eryka.- nakazałem.
Mój przyjaciel kiwnął głową i wyskoczył z maszyny. Zamroziwszy kilku wrogich wojów, zniknął w labiryncie budynków. Nad polami bitwy krążyło tysiące czarnych kruków. Niegdyś uważano, że owe ptaki są zwiastunami śmierci. Teraz były jednak niczym więcej, niż skrzydlatymi sługami mojego zastępcy. Część jednostek została pozostawiona na zdobytych granicach, aby je umocnić. Przed obliczem Pragi stanęliśmy około 16:50. Czesi dostawali wsparcie z miast położonych za stolicą, więc musiałem coś z tym zrobić. Warto wspomnieć, że atak przeprowadzany był od strony Niemiec. Siedząc w wieżyczce mojego czołgu chwyciłem krótkofalówkę i nadałem wiadomość do oddziałów Kruka, oddalonych od naszych o pół godziny drogi.
- Kruk, tu Logan. Weź swoje wojska i zaatakuj Czechy od strony Polski. Damy sobie tutaj radę bez was. Odbiór.
- Tu Kruk. Już wyruszamy. Bez odbioru.
Oddział Kruka natychmiast wyruszył we wskazanym przeze mnie kierunku, a ja mogłem dalej przyglądać się bitwie. Po godzinie od wymarszu Kruka przybiegł do mnie żołnierz z jego oddziału i sapiąc ze zmęczenia powiedział:
- Wodzu, generał Kruk nakazał przekazać, że magazyny i zaopatrzenie Czechów w rejonie granicy z Polską zostały zniszczone. Kazał również powiadomić, iż czeka na dalsze rozkazy.
- Dziękuję, żołnierzu. Możesz odejść.- odrzekłem.
Po tych słowach wezwałem przed swe oblicze innego żołnierza, członka piechoty i kazałem przekazać Krukowi wiadomość.
...
W tym samym czasie przy granicy Czech z Polską toczyła się zażarta bitwa o ostatni tamtejszy magazyn i kilka przyczółków czeskich wojsk. Czesi, będąc przypartymi do muru, bronili się jeszcze zacieklej. Według raportów, które otrzymałem od Kruka, największe straty poniosła konnica. W związku z tym mój przyjaciel sam postanowił przejąć nad nią chwilowe dowodzenie. Siedział na czarnym koniu, przyglądając się bitwie z dala. Wówczas to dotarł do niego mój wojskowy posłaniec. Powiedział, że ma dla niego wiadomość ode mnie i zaczął mówić:
- Generał Logan karze przekazać, iż posiłki czeskie przestały docierać w tamtejszy rejon. Jest zadowolony z tego, że się panu powiodło. Rozkazuje panu zdusić tu ostatni opór, wziąć kilku jeńców i wracać pod okupowaną Pragę.
- Dobrze, odejdź.- odparł chłodno Kruk, patrząc przed siebie.
Kawaleria pod wodzą Kruka szła jak burza przez Morawy, niszcząc wszelki opór na swej drodze.
...
Tak jak się spodziewałem, nowy prezydent Czech, Václav Vladimir Klaus, był z początku zaskoczony moim nagłym atakiem. Z czasem jednak musiał przyznać, że się go spodziewał. Gdy stało się jasne, że Czechy są zgubione, wielu żołnierzy czeskich wolało przejść na moją stronę lub współpracować z moimi wojskami w inne sposoby jak na przykład nie wykonywanie rozkazów czy dezercja. Struktura wojsk czeskich była, więc niszczona od zewnątrz przez moich żołnierzy i od wewnątrz przez zdrady własnych ludzi. Václav V. Klaus całkowicie stracił wkrótce kontrolę nad krajem. Jego zaufani ludzie w branży politycznej oraz wojskowej przestali wierzyć, że może on cokolwiek zrobić, aby ratować swój kraj. Gdy oddziały pod przywództwem Kruka pokonały ostatnich buntowników na Morawach, zawróciły i dotarły do Pragi. Tam, wraz z moimi wojskami, zamknęły stolicę upadającego państwa w okrążeniu. Cała armia biorąca udział w bitwie na jeden sygnał ruszyła do natarcia. Rozpoczęła się kolejna krwawa rzeź, która miała w przyszłości zapewnić spokój nowej Rzeszy. Okazało się, że Czesi zdołali ukryć w stolicy kilka ciężkich czołgów, które teraz niszczyły okopy moich ludzi. Jednak maszyny wroga były przestarzałe w porównaniu do moich czołgów. Ostatnia bitwa, po której Czechy upadły trwała półtorej godziny. Wielu czeskich żołnierzy dostało się do niewoli, a jeszcze więcej zginęło na polu bitwy. Natychmiast rozkazałem ugasić pożary, pousuwać martwych i odbudować ważniejsze części Pragi i pozostałych miast w Czechach. Na jednej z praskich ulic zgromadzono wojennych jeńców. Związano im ręce z tyłu i kazano klękać. Szedłem wzdłuż linii więźniów, a nieco za mną po bokach szli Kruk i Eryk. Patrzyłem na twarze schwytanych, w ich smutne i pałające nienawiścią do mnie oczy. Wielu z nich miało na twarzach rozległe rany i krew po przegranej bitwie, od której minęło już pół godziny. Jeden z jeńców odnalazł w sobie ostatek siły i splunął mi pod nogi. Pierwszy zareagował Eryk, strzelając w głowę złapanego żołnierza. Następnie nakazał dwóm Niemcom zabrać ciało Czecha o schował broń.
- Celny strzał.- powiedziałem po chwili ciszy i ruszyłem przed siebie.
Długa kolumna więźniów zdawała się nie mieć końca. Każdego z jeńców pilnowało dwóch żołnierzy. Gdy minąłem klęczącego wojaka, żołnierze zabierali go do więzienia. Budynek ten był dość spory, więc nie bałem się o przepełnienie cel. Zdziwiło mnie, jak wielu obrońców Czech przeszło pod koniec bitew na moją stronę. Gdy skończyłem oglądać więźniów wróciłem z Krukiem i Erykiem do zamku w Berlinie. Mogłem oczywiście wrócić do Polski, ale szczerze mówiąc nie miałem takiej ochoty. Kiedy tylko dotarłem do stolicy Niemiec i do mojej zamkowej komnaty wyjąłem z lodówki dwa zimne piwa i podałem towarzyszom, zaś trzecie wziąłem dla siebie. Zasiedliśmy przy długim blacie i zaczęliśmy rozmawiać. Z radością patrzyłem jak Eryk i Kruk zgadzają się ze sobą po zwycięskiej bitwie. Jednak obserwując tą dwójkę zastanawiałem się też, na jak długo zapomnieli o swoim sporze.
- Może urządzimy przyjęcie z okazji naszej wygranej?- spytał nagle Eryk.
- Nie sądzie, aby był to dobry pomysł. Przecież wyprawiłem już jedno przyjęcie, chyba wystarczy.- odparłem.
- To zrobimy drugie, większe przyjęcie! Lecz tym razem zaprosimy na nie najważniejsze osoby Rzeszy.- zaproponował Kruk.
Po kilku minutach uległem namowom moich przyjaciół, a także demonicznej istoty, która również starała się mnie przekonać, że pomysł Eryka jest dobry. Bankiet, jak nazwał to Kruk, miał odbyć się w willi Eryka w Berlinie. Dzięki wyjątkowemu zapałowi Niemców wszystko było gotowe następnego ranka. Eryk, z pomocą Kruka, przyjął zaproszonych, a mnie pozostało tylko dotrzeć na miejsce i wejść triumfalnie na salę. Włożyłem, więc swój mundur, przez niektórych nazywany nazistowskim, wsiadłem do limuzyny i po kilkunastu minutach stanąłem przed rezydencją von Nachta. Poprawiłem rękawice na dłoniach, spojrzałem dumnie na budynek i ruszyłem w jego stronę. Otworzyłem wielkie wrota i wszedłem do środka. Zabawa trwała już kilka minut, ale na mój widok wszystko jakby ucichło.
- A oto i nasz gość honorowy i wielki wódz!- krzyknął Eryk.- Brawo!
Wszyscy, zarówno goście jak i żołnierze, zaczęli owacje. Brawa niemieckich gości i wojaków były znacznie bardziej donośniejsze, niż brawa Polaków i kilku Czechów. Żołnierze z Niemiec skończyli klaskać jako pierwsi i unieśli ku mnie prawe ramię, krzycząc:
- Sie sind unser großer Führer! (Tyś jest naszym wielkim wodzem!)
Gdy brawa ucichły zupełnie zabawa rozpoczęła się na dobre. Dźwięki muzyki niosły się daleko od miejsca, w którym zorganizowano imprezę. Wszyscy bawili się świetnie, przy rytmach raz szybkich, raz wolniejszych utworów. Na stołach czekały specjały kuchni niemieckiej i polskiej, oraz wyborne wina. Sam skosztowałem świetnego wina, sprowadzanego z Włoch. W samym środku przyjęcia podszedł do mnie Eryk, a za nim stanął jakiś wysoki żołnierz.
- Mein Führer. Chciałbym kogoś ci przedstawić. To jest Gustav Radamantys Diüse, oficer w naszej armii.
Za Erykiem stał wysoki niemiecki wojak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Jego cera była trochę blada, ale za to nie miała ani jednej blizny. Wyglądał na człowieka stanowczego i pewnego siebie, ale również dobrego i wykształconego. Na jego twarzy gościł wąski, prawie niewidoczny serdeczny uśmiech. Na czarnym mundurze lśniły odznaczenia za odwagę w bitwie i zasługi dla kraju. Na prawej dłoni, pod rękawa, widoczna była wąska blizna, którą zapewne odniósł w bitwie.
- Miło mi cię poznać.- odparłem i uścisnąłem dłoń żołnierza.
- Mnie również, generale. Erich mówił o panu wiele dobrych rzeczy, ale nie sądziłem, że poznam pana osobiście.- powiedział.
- Najwidoczniej miałeś szczęście. Napijecie się?- spytałem ich dwóch.
- Ja bardzo chętnie, a ty, Gustav?- zapytał Eryk.
- Nie, dziękuję.
- Powiedz mi, dlaczego na drugie imię masz Radamantys? To był chyba ktoś z mitologii greckiej, jeśli się nie mylę?- zadałem pytanie.
- Tak. Moja matka fascynowała się mitologią i nadała mi takie imię, ku zdziwieniu ojca.- odpowiedział.
Po krótkiej rozmowie do Gustava podszedł niemiecki żołnierz, zasalutował mi w niemiecki sposób (tak naprawdę uniesienie prawego ramienia w geście pozdrowienia wywodziło się ze starożytnego Rzymu) i powiedział:
- Generale, potrzebujemy oficera Diüse’a w więzieniu.
- Dobrze. Mam nadzieję, Gustavie, że jeszcze się spotkamy.
- Z pewnością, Mein Führer.- odrzekł.
Ponownie uścisnąłem dłoń niemieckiego wojaka, po czym on i drugi żołnierz skierowali się do wyjścia. Od Eryka dowiedziałem się kilka chwil później, że Gustav służył w niemieckim lotnictwie. Jednak odniesione rany podczas zestrzelenia uniemożliwiły mu dalszą służbę. Gdy wyzdrowiał dostał przeniesienie do piechoty. Chciał wrócić do latania, lecz nie dostał na to pozwolenia. Według niektórych był najlepszym pilotem i drugi taki się nie narodzi. Nagle gdzieś z głębi sali rozległ się krzyk:
- Mein Führer, on ma broń!
Kolejne rzeczy działy się w mgnieniu oka. Obok mnie znalazł się zamachowiec i kopnął z wielką siłą Eryka w brzuch, a ten przeleciał chwilę nad ziemią, po czym uderzył w ścianę. Następnie ten, który miał dokonać zamachu przystawił mi długi, zimny nóż do szyi i spojrzał na tłum. Wszyscy zaczęli panikować i biegać po całym pomieszczeniu. Moi żołnierze chcieli mnie ratować, ale zrozumieli, że wtedy mógłbym zginąć, więc zostali na swoich miejscach.
- Niech się nikt nie rusza, bo wasz przywódca zginie!- krzyknął agresor.
- Czego chcesz?- spytałem go.
- Milcz! Chcę jedynie twojej śmierci.- odpowiedział.
Wtem do budynku wbiegł Gustav i ten drugi żołnierz. Gdy zobaczyli scenę, jaka rozgrywała się na ich oczach powoli wyjęli broń.
- Rzućcie to, jeśli chcecie go widzieć żywego!
Nie mieli wyboru, więc zrobili to, co kazał napastnik. Ich bronie narobiły trochę hałasu, uderzając o podłogę. W tym czasie ja dokładniej przyjrzałem się temu, który w każdej chwili mógł mnie zabić. Był to wysoki żołnierz czeski. Miał ciemnobrązowe włosy i zielone oczy. Ubrany był w najzwyklejszy w świecie czarny garnitur. Czech nerwowo rozglądał się dookoła, jakby nie wiedział co robić. Widocznie nie wierzył w to, że jego plan się powiedzie. Wiedział, że jeśli przesunie nóż po moim gardle, natychmiast zginie razem ze mną. Ja zaś gorączkowo myślałem, co mam zrobić, aby się uwolnić. Wszyscy moi ludzie byli bezradni tak, jak ja. Eryk dostał tak silny cios, że z trudem podniósł się z ziemi i łapał powietrze. Skoro von Nacht nie mógł mnie uratować, i również ja sam nie mogłem tego zrobić, starałem się odszukać wśród tłumu Kruka. Moje oczy jednak nigdzie go nie dostrzegły. Zacząłem powoli rozmyślać. Czy to koniec mój i mojej władzy? Czy Rzesza upadnie, nim tak naprawdę powstała? Czyżbym miał skończyć w tak prosty i marny sposób? Nie, to niemożliwe, abym tak zginął! Wszystko we mnie chciało zrobić cokolwiek, aby tylko przeżyć. Wtem przed napastnikiem, swoim tajemniczym, bezszelestnym i szybkim zwyczajem, zjawił się Kruk.
- Odsuń się, albo on wykrwawi się na podłodze!- wrzasnął Czech, wskazując podbródkiem na mnie.
- Nie możemy załatwić tego w inny sposób? Damy ci wszystko, tylko puść go.- zaproponował Kruk.
Moment nieuwagi napastnika wykorzystał Gustav. Po cichu podszedł do jednego z żołnierzy i wyjął mu z kabury pistolet. Wymierzył dokładnie i oddał strzał w plecy. Czech poluźnił zacisk, a z ust wyleciała mu rzeka krwi. W tym samym czasie Eryk podniósł swoją broń i przestrzelił szyję zamachowca. Ostatni, śmiertelny strzał w serce oddał Kruk z broni, schowanej pod mundurem. Raniony trzy razy czeski żołnierz upadł na posadzkę w kałuży krwi. Ludzie i żołnierze zaczęli wiwatować po zlikwidowaniu zagrożenia. Położyłem dłoń na szyi, aby sprawdzić, czy nie mam żadnej rany. Nagle poczułem ogromny ból i natychmiast odsunąłem dłoń. Gdy zobaczyłem na niej krew obraz rozmazał mi się przed oczami. Nie z powodu widoku krwi, ale dlatego, że zbyt wiele jej straciłem, nie czując tego.
- Kruk...- zdołałem wyszeptać, po czym zachwiałem się i upadłem.
Słyszałem ponowną panikę ludzi i zdecydowane rozkazy Kruka. Jeszcze przez krótką chwilę byłem świadom tego, co działo się wokół mnie. Potem nie czułem i nie słyszałem już niczego...
Rozdział 6: Rzesza w pełni chwały
Ocknąłem się dopiero kilka dni później w Głównym Szpitalu Wojskowym w Berlinie. Powoli rozglądałem się po pokoju, w którym leżałem. Po mojej prawej stronie stała mała, szpitalna szafeczka, do której pacjent chował niezbędne rzeczy. W sali było tylko jedno łóżko i jeden mały telewizor umieszczony pod sufitem. Z trudem obróciłem głowę jeszcze bardziej w prawo i dostrzegłem, że na dworze, ku mojej uciesze, padał deszcz. Drzwi były nieco uchylone, więc mogłem kogoś zawołać. Gdy jednak chciałem krzyknąć głos utknął w moim gardle. Nie mogłem wypowiedzieć ani jednego słowa. Po chwili jednak do sali wszedł Kruk, mówiąc od progu:
- Hej! Świetnie, że się wreszcie obudziłeś. Wszyscy bali się o ciebie. Gdybyś umarł tutaj, to Rzesza zginęłaby razem z tobą. Lekarze mówili, że miałeś ogromne szczęście. Kilka milimetrów dalej i wykrwawiłbyś się na miejscu. Eryk doszedł do siebie, chociaż został mu siniak. Nie mógł przybyć ze mną, bo miał coś do załatwienia w Berlinie. A Gustav wyjechał do Polski w sprawach rodzinnych.
- Dzięki, że...przyszedłeś...- powiedziałem z trudem.
- Nie ma sprawy, przyjacielu. Powinieneś jednak rozważyć kwestię swojego bezpieczeństwa.- zaproponował Kruk.
- Kiedy...będę mógł wyjść?
- Najpóźniej za dwa dni.
- Więc...wtedy o tym...pomyślimy.- powiedziałem.
Kruk kiwnął głową, po czym wyszedł. Ostatnie dwa dni mojego pobytu w szpitalu minęły szybciej, niż myślałem. Wychodząc ze szpitala mogłem już mówić bez żadnych kłopotów. Na szpitalnym parkingu czekała już moja limuzyna. Wsiadłem do wozu i nakazałem Janowi jechać do Dracheauge. Po drodze rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Mój szofer miał już na karku swoje lata i wiele wiedział, więc mogłem się od niego dużo dowiedzieć. Co prawda nie miał zielonego pojęcia o sprawach wojennych i strategii, ale miał ciekawe poglądy na każdy temat. Przez te dni, kiedy go nie widziałem zmienił się nieco. Jego włosy jeszcze bardziej posiwiały, oczy sposępniały a twarz zestarzała się. Jego głos wciąż jednak brzmiał stanowczo, jak dawniej. Gdy tylko zasiadłem na tronie w mojej komnacie zamkowej rozkazałem zwołać zebranie najważniejszych osobistości Rzeszy. Miałem kilka planów, które mogły się powieść. Zebranie odbyło się następnego dnia o 13:00 w sali konferencyjnej. Jako pierwszy zjawił się Kruk, za nim Eryk a następnie Gustav. Póki co to właśnie oni byli najważniejszymi członkami mojego faszystowskiego imperium.
- Moi drodzy.- zacząłem.- Wezwałem was, aby przedstawić wam moje plany dotyczące przyszłości Rzeszy. Przeprowadzony zamach na moje życie oraz słowa Kruka zmusiły mnie to przemyślenia paru rzeczy. Postanowiłem stworzyć organizację, której członkowie dbaliby o moje bezpieczeństwo. Przez długi czas starałem się wymyślić nazwę dla tej grupy. W końcu postanowiłem nazwać ich w języku niemieckim Satan Soldaten, czyli Żołnierze Szatana, a w skrócie SS. Będą to fanatycy naszej potęgi, natchnieni mocą Demona, który jest we mnie. Dowództwo nad SS obejmę osobiście jako Reichsführer SS, czyli przywódca CAŁEGO SS. Kruk, ty będziesz moim zastępcą i drugim przywódcą organizacji. Nadaję ci tytuł SS-Oberstgruppenführera, czyli generała SS.
- Dziękuję. Przysięgam wypełniać lojalnie me obowiązki ku chwale Rzeszy i Wodza. Co dalej?- zapytał Kruk.
- Dalej? Żadna armia nie może obejść się bez sił lotniczych. Nie inaczej jest z IV Rzeszą. Postanowiłem odtworzyć Luftwaffe. Gustavie, wiem, że kiedyś byłeś lotnikiem, ale nie dostałeś pozwolenia powrotu to lotnictwa. Teraz masz pozwolenie ode mnie i mianuję cię przywódcą sił lotniczych Rzeszy, Luftwaffe.
- Dzięki. Będę dowodził siłami lotniczymi najlepiej jak potrafię.- odpowiedział Gustav.
- Teraz Eryk, przywódca Berlina pod moją nieobecność. Wydałem już pismo na podstawie, którego Berlin stał się stolicą Rzeszy. Ciebie ustanawiam ministrem i przywódcą propagandy IV Rzeszy.
- Dam sobie radę na tym stanowisku. Będziesz jeszcze ze mnie dumny.
- Mam nadzieję, że wszyscy dacie sobie radę. Mam jeszcze ostatnią wiadomość. Mundury dla was, jak i dla każdego żołnierza, zostały skończone i sprowadzone do Niemiec.