Gambir

Megahertz

New Member
Dołączył
20.3.2008
Posty
4
Jako, że jestem nowy na forum to na dobry początek opowiadaniem zarzucę :D Wystawcie ocenę, napiszcie komentarz czy wam sie podoba i co źle i czy warto pisać dalej bo nie wiem czy mam talent :p

Rozdział I


Gambir zawiązał ostatniego buta po czym mógł ruszyć w dalszą drogę, powolnym i luźnym krokiem udał się na polowanie, kierował się w stronę lasu wiedząc, że tam uda mu się upolować to czego chciał. Czasy były ciężkie, jak zwykle brakowało grosza dlatego też trzeba było podejmować się trudniejszych zleceń. To było o tyle niebezpieczne, że Gambir nie posiadał odpowiedniego ekwipunku. Zwykłe szmaciane buty, spodnie i jakiś kaftan, gdzieniegdzie widać było metalowe płyty służące jako pancerz. Broń też nie była pierwszych lotów, zwykły amatorski łuk, krótki miecz, który bardziej podchodziłby pod sztylet oraz komplet strzał, również amatorskich. Miał też butelkę wody w swojej skórzanej torbie. Jednak Gambir jako optymista szedł spokojnym krokiem nucąc swoją ulubioną melodię. Myśliwy lubił kontakt z naturą, przyglądał się nisko rosnącej soczyście zielonej trawie. Drzewa dookoła pięknie komponowały się z zachodzącym słońcem, w oddali cichy szum rzeki jak piękna muzyka grał nieprzerwanie, co jakiś czas słychać było śpiew ptaków. Gambir od miasta oddalił się już dawno.
Dotarł w końcu, gęsty las rozciągający się przed nim, niemal sięgał chmur, piękne ogromne drzewa, setki dołów i pagórków oraz jeszcze więcej niebezpieczeństw. Tak wygląda codzienne życie myśliwego. Gambir udał się w głąb lasu rozglądając się. Im dalej się zapuszczał tym wolniej szedł, aż w końcu zaczął się skradać. Na lekko ugiętych nogach bezszelestnie stąpał po ziemi. Już dawno dobył łuku, przygotował strzałę. Cisza, wszystko dookoła przestało istnieć, nie słychać było żadnych ptaków, żadnych innych zwierząt, nawet pobliska rzeka jakby ucichła. Jedyne co słyszał to cicho bijący rytm serca, który wyznaczał mu rytm kroków. Niespodziewanie coś trzasnęło. Gambir odwrócił się. Ku niemu biegła ogromna czarna bestia. Ryczała i darła się.Ukazała ogromne kły gotowe by wbić się w nieszczęśnika. Myśliwy naprężył cięciwę i wystrzelił. Bestia chwilę biegła następnie upadła. Serce zaczęło bić szybciej, Gambir przez chwilę jeszcze pozostał w miejscu rozglądając się. Spojrzał za siebie, pusto. Jeden bok, drugi. Jego oczy szybko poruszały się. Sprawdzały każdy zakamarek. Dookoła było pusto. Myśliwy podszedł więc do bestii, ostrożnym krokiem. Zachowując dystans kopnął ją parę razy nogą. Sprawdzał czy martwa, nie mylił się. Schylił się więc i oprawił zwierzynę zdejmując z niej jej czarne futro. Był to cieniostwór. Gambir dumny jak zwykle z każdego trofeum wziął je i schował do swojej skurzanej torby.
Szedł dalej spokojnym krokiem przez las, co jakiś czas zatrzymywał się by nazrywać ziół, umie je rozpoznawać, nauczył go tego miejski Alchemik, co jakiś czas Gambir zanosił mu trochę zielska i dostawał w zamian zapłatę. Czasem było to złoto, czasem jakiś zwój. Gdy myśliwy opuścił las, cała świadomość otoczenia powróciła, ptaki znowu zaczęły śpiewać, rzeka pięknie szumiała grając swoją muzykę, zapach trawy znowu zaczął unosić się w powietrzu. Niebo było już ciemno fioletowe i dostrzec można było kilka gwiazd. Zwierzęta powoli wracały do swoich gniazd, jam i legowisk. Gamirowi pozostała spokojna droga do miasta, wyciągnął więc ze swojej torby zwitek ziela, zapalił i wyruszył drogą cięsząc się pięknymi widokami oraz aromatem bagiennego ziela.
Kończył dopalać swojego trzeciego skręta, gdy zza drzew wyłoniły się mury miasta.
Przed bramą stało dwóch strażników uzbrojonych w halabardy. Myśliwy nie zwrócił na nich uwagi
i wkroczył do miasta. Przed nim znajdowała się długa i szeroka ulica pełna ludzi, wyłożona była dużymi kamiennymi płytami, które zamiatali niektórzy mieszkańcy Miasta. Boczna, nieco węższa alejka prowadziła prosto na zatłoczony stragan na którym kupcy z innych miast sprzedawali swoje towary. Na wprost bramy wzdłuż drogi znajdowały się domy bogatych kupców, którzy cieszyli się popularnością i dobrym towarem. Myśliwy wyruszył przed siebie, przechodząc przez tłum ludzi. Minął sklep myśliwego Gotta, następnie sklep Alchemika Corrina oraz zakład kowalski Harda. Skręcił w prawo w wąską i mniej zatłoczoną uliczkę prowadzącą w dół do dzielnicy portowej, w której zamiast domów kupców znajdowały się mieszkania zwykłych ludzi. Dzielnica portowa była najniebezpieczniejszą i najmniej zadbaną dzielnicą w mieście. W każdym zaułku czaiło się niebezpieczeństwo. Gambir zwykł trzymać się głównej drogi. Mijał co chwila jakiś sklepik lub burdel. W końcu dotarł do portu, pełnego ludzi, skrzyń z towarami i kupców z dalekich krajów. Gwar i ruch, nie był tak wielki jak w środku dnia. Warsztaty i sklepy powoli kończyły dzisiejszą pracę. Ludzie rozchodzili się albo do domów albo do karczm. Gambir uważnie wpatrzył się w blask zachodzącego słońca, przyglądał się ostatnim promykom słońca które miały niebawem ustąpić miejsca gwiazdom na niebie. Czuł wspaniały zapach morza, chłodne podmuchy wiatru łaskotały jego skórę. Myśliwy przyjrzał się miejskim uliczkom oświecanym przez światło latarni. Małe żółte punkty w oddali rozświetlały miasto tworząc wspaniałą kompozycję współgrająca z nocnym niebem. Wpatrując się tak jeszcze przez chwile Gambir przypomniał sobie cel wizyty w mieście po czym ruszył dalej. Minął parę domków i zatrzymał się przy jednym z nich. Był to sklep myśliwski. To tutaj Gambir dostał zlecenie na skórę cieniostwora. Wszedł do środka przez stare drewniane i skrzypiące drzwi które od razu informowały o nadejściu przybysza.. Sklepik był niewielki, znajdowały się tu praktycznie trofea wiszące na ścianie. W przejściu za ladą pojawił się średniej postury człowiek. Miał na oko metr siedemdziesiąt wzrostu, siwe włosy, ubrany był w zwykłe spodnie i poszarpaną koszulę na którą nałożony był zdobiony Kaftan, modny ostatnimi czasy.
-Nareszcie jesteś, ile można czekaćr11; Sprzedawca ucieszył się na widok Gambira
- Ta praca wymaga czasu - uśmiechnął się myśliwy - przejdźmy jednak do interesów -
Zdjął swoją skórzaną torbę i położył na ladzie,
- Tutaj masz skórę -
- Widzę, że nie próżnowałeś, torba jest wypełniona po same brzegi -
Kan -bo tak miał na imię sprzedawca- wyciągnął z torby skórę po czym uniósł do góry i zaczął się jej bacznie przyglądać. Po chwili położył ją na ladzie i sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej skórzany mieszek który wręczył Gambirowi
- Masz, oto twoja zapłata, należy Ci się, dwieście sztuk złota. Możesz przeliczyć -
- Nie muszę, jeżeli mnie oszukałeś znajdę Cię i zabiję - odpowiedział sarkastycznie myśliwy. Obydwaj wybuchli śmiechem
- Cieszę się, że się dogadaliśmy - rzekł Kan po czym dodał - słuchaj ostatnio do dzielnicy portowej zajrzała straż miejska i nie zgadniesz co mi przynieśli -
- no mów -
- szkoda gadać, sam zobacz - Kan sięgnął pod ladę i wyciągnął zwitek papieru po czym wręczył go Gambirowi. Ten rozwinął go i zaczął czytać.

Drodzy obywatele miasta Vadengard, straż miejska prowadzi otwarty nabór dla wszystkich obywateli. Teraz macie niepowtarzalną szansę wstąpić w szeregi armii królewskiej i wyruszyć na kontynent w obronie ojczyzny. Każdy kto uważa się za patriotę i chciałby walczyć za swój kraj oczekiwany jest w Koszarach Armii Królewskiej Vadengard.-
-Generał Pollen -
Gambir i Kan spojrzeli znowu na siebie wzrokiem w zupełnym milczeniu po czym znowu wybuchli śmiechem. Nie mogli powstrzymać łez.
- i sądzisz, że ktoś się zgłosi ? - powiedział Gambir ledwo wypowiadając przez śmiech każde słowo
- nie wiem, ale to musiałby być jakiś idiota - odrzekł Kan który również nie mógł zaprzestać chichotom. Po chwili jednak uspokoił się i dodał - mówili jednak, że chętnie widziani są myśliwi -
- o ba, jasne ja na żołnierza - Gambir uśmiechnął się szyderczo po czym dodał - dobra ja będę lecieć, mam parę spraw do załatwienia - Wziął swoją torbę po czym założył ją i skierował się do wyjścia
- Dobrze, żegnam więc Paladynie Gambir - zaśmiał się sprzedawca
- Żegnam więc Generale Kan - odrzekł myśliwy po czym opuścił sklep.
 
Do góry Bottom