Nie wiem czy CD tego będzie, czy też nie, w każdym razie sam ów epizod bardzo dobrze jest całością.
"She had so many friends,
Gliding through many hands."
Soad - Bounce
Epizod I
Na farmie zagrzmiał gromki śmiech. Aulus aż otarł łzę, którą wywołała ta szczera radość.
-To było naprawdę świetne – powiedział nabierając tchu.
Mówił to do dziewczyny, zwykłej wieśniaczki o jakże przeciętnej urodzie. Nie była nawet ładna. Brzydka co prawda też, ale znał i widywał wiele i wiedział, że na większości mężczyzn nie zrobiłaby wrażenia.
Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się, a Aulus doszedł do wniosku, że bardzo to do niej pasuje. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nagle przerwał im gromki głos.
-Do roboty nieroby, a ty – przez usta nadbiegającego nadzorcy przeszło wiele obelżywych słów w stronę dziewczyny – spróbuj raz jeszcze się lenić a popamiętasz.
Stanął i zamilkł. Splunął na ziemię, a jego twarz pojaśniała na widok mężczyzny.
-Kogo moje oczęta widzą! – wrzasnął niespodziewanie i unosząc ręce podszedł do przybysza – Aulus! Kopę lat! Daj pyska chłopie.
Uścisnął go mocno i serdecznie po czym zawołał:
-Zapraszam do siebie!
Już zaczął iść, kiedy spostrzegł, że dawny przyjaciel miast iść za nim mówi coś do wieśniaczki.
-Bywaj. Może jak będę wracał jeszcze pogadamy.
-Nie pozwoli mi – głos dziewczyny był niepewny. Spoglądała kontem oka na dozorcę i nerwowo mięła w dłoniach źdźbło trawy.
-A tam – głos Aulusa był pozornie beztroski, ale i pełny współczucia – to mój stary druh. Pogadam z nim. Wbrew pozorom nie jest taki zły...
Dziewczyna uśmiechnęła się ładnie:
-Aż się nie chce wierzyć, że należysz do... nich. A on jest taki jak widziałeś przed chwilą. Przynajmniej dla, w jego pojęciu, gorszych od niego.
Aulus milczał jeszcze chwilę i pożegnał się, po czym poszedł za dawnym przyjacielem.
***
Dom Lysanisa był mały, ale urządzony z przepychem, tzn. z przepychem jak na właściciela średniej wielkości gospodarstwa. Z zewnątrz był gęsto obrośnięty jakimś pnącym zielskiem, którego Aulus nie znał. Przed domem biegało stadko kur, a nad nimi stał inna dziewczyna. Po tej od razu było widać, że żyje lepiej. Miała zadbane włosy, czystą i porządną, jak na wieśniaczkę, sukienkę. Odgarnęła jasne włosy z czoła i uśmiechnęła się w stronę Lysanisa, ale był to zupełnie inny uśmiech. Nie było w nim nic z szczerości i nie dodawał jej urody, bo w sumie miała jej tyle ile mogła mieć robotnica w gospodarstwie średnich rozmiarów.
Kiedy ją mijali Lysanis klepnął ją lekko po tyłku, a Aulus minął nawet na nią nie patrząc.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia z dwoma zdobionymi fotelami i stolikiem. Usiedli, a właściciel wyjął butelkę.
-Wino z mojej winnicy. Nie ma może dobrego rocznika, bo winnica zaczęła dawać wystarczającą ilość owoców dopiero... hmmm... jeśli dobrze pamiętam to osiem lat temu. Równo pięć po twoim odejściu.
-Ano – odpowiedział Aulus patrząc obojętnie na głowę cieniostwora zwisającą ze ściany.
Lysanis nalał wina do dwóch czarek i opróżnił swoją. Aulus chwycił swoją i powoli przyłożył do ust.
-Tfu... toż to wino! – zawołał.
-Przecież ci mówiłem!
-Argh... Nic się nie zmieniło od dawnych czasów. Trwam w postanowieniu. Nie pije. Ale widocznie moja wina, nie dosłyszałem.
Nadzorca zarechotał i przyniósł gliniany dzbanek. W powietrzu uniósł się zapach jabłek. Aulus uśmiechnął się lekko.
-Masz dobrą pamięć – powiedział wciągając przesycone zapachem powietrze – jak za starych dobrych czasów. Kompot jabłkowy wedle wskazań babuni! Nalewaj, nalewaj... To jest lepsze od najlepszych trunków które nawet król pije.
Siedzieli chwilę w ciszy. Nie wiedzieli co powiedzieć. Nie widzieli się tyle czasu, tyle rzeczy uległo zmianie, świat tak bardzo się w ich oczach zmienił. Rozmowę podjął Lysanis.
-Czemu rozmawiałeś z tą wieśniarą, zamiast od razu pójść do mnie?
Aulus westchnął. Jego twarz zmieniła wyraz. Oczy zdawały być się obojętne i zimne, a na ustach pojawił się mały, ironiczny uśmieszek.
-To powiedz mi czemu poklepałeś tę od kur?
Lysanis zarechotał, ale spostrzegł, ze celem tych słów nie było wywołanie śmiechu. To nie był żart. To było prawdziwe pytanie. Wyraz twarzy także mu się zmienił, na taki którego określić się nie da.
-Przecież to zdrowa reakcja, czyż nie? Kobitka ma swoje... khy, khy... wdzięki. A żebyś wiedział, co ona umie...
-Nie jestem ciekaw.
-A więc? Co z moim pytaniem? Będzie odpowiedź?
-Zacytuje cię: „ma swoje wdzięki”.
Lysonis ponownie wybuchnął śmiechem i znów zrozumiał pomyłkę.
-Jakie dźwięki? Przecież takich jak ona są setki, tysiące! Nie ma w niej nic...
-A takich jak ta twoja? Ma wielu „przyjaciół”, przechodziła już przez wiele rąk. Teraz jest w twoich.
-Mam to gdzieś. Żonę mam, dla posagu i dla zwyczaju. A ona... jest po prostu cudowna...
Aulos chwycił dzbanek i prosto z niego napił się kompotu.
-Niemalże jak babuni...
Odstawił go i wrócił do rozmowy.
-Co ona ma? Wygląd? Też mi coś!
Twarz Lysonisa skurczyła się dziwnie. Nagle wybuchnął:
-Zawsze to samo! Zawsze bredzisz, bo masz te swoje ideały! To powiedz, co tamta poczwara ma?
-Rozum. I honor.
Lysonis wybuchnął śmiechem pogardy.
-Kobiety nie są do filozofowania tylko do uszczęśliwiania nas. A jak nie ma możliwości niech w polu robi.
Aulus wstał.
-Mam nadzieję, że mój pokój wciąż jest wolny.
-Oczywiście... Mimo tych wielu lat wiedzieliśmy, że wrócisz kiedyś. Przecież zawsze lubiłeś wyprawy. Może nie tak długie jak teraz...
Nagle Lysanis zauważył, że jest sam w pokoju. Zaklął szpetnie i wypił całe wino.
Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi i odwrócił się. W progu stała dziewka od kur. Uśmiechnął się do ciebie, bo wiedział, że kolejna noc nie będzie, przynajmniej dla niego, zmarnowana. W końcu żona jest w mieście, bo przez tydzień festyn i interesu dobić będzie można dobrego.
***
Aulus nie mógł spać. Zastanawiał się, czemu musi być tak jak jest. Czemu zapomniano, że liczy się przede wszystkim umysł, że nie jesteśmy zwierzętami, a właśnie tak się zachowujemy mimo, ze przeczymy.
Nagle usłyszał jęki rozkoszy z sąsiedniego pokoju.
Wstał, chwycił swoją torbę i wyszedł z domu.
Noc była chłodna i pobudzała go. Zamyślił się chwile. Obiecał jej przecież, że się pożegna.
-Trudno – powiedział do siebie – tego świata nie zmienię. Wybacz...
***
Wieśniaczka nie mogła spać. Wpatrywała się w gwiazdy i księżyc. Nagle w ich świetle dostrzegła odchodzącą postać. Poczuła dziwne ukłucie, gdzieś w środku siebie. Ale wiedziała, że tego świata nie zmieni.
Koniec Epizdou I
"She had so many friends,
Gliding through many hands."
Soad - Bounce
Epizod I
Na farmie zagrzmiał gromki śmiech. Aulus aż otarł łzę, którą wywołała ta szczera radość.
-To było naprawdę świetne – powiedział nabierając tchu.
Mówił to do dziewczyny, zwykłej wieśniaczki o jakże przeciętnej urodzie. Nie była nawet ładna. Brzydka co prawda też, ale znał i widywał wiele i wiedział, że na większości mężczyzn nie zrobiłaby wrażenia.
Na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się, a Aulus doszedł do wniosku, że bardzo to do niej pasuje. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nagle przerwał im gromki głos.
-Do roboty nieroby, a ty – przez usta nadbiegającego nadzorcy przeszło wiele obelżywych słów w stronę dziewczyny – spróbuj raz jeszcze się lenić a popamiętasz.
Stanął i zamilkł. Splunął na ziemię, a jego twarz pojaśniała na widok mężczyzny.
-Kogo moje oczęta widzą! – wrzasnął niespodziewanie i unosząc ręce podszedł do przybysza – Aulus! Kopę lat! Daj pyska chłopie.
Uścisnął go mocno i serdecznie po czym zawołał:
-Zapraszam do siebie!
Już zaczął iść, kiedy spostrzegł, że dawny przyjaciel miast iść za nim mówi coś do wieśniaczki.
-Bywaj. Może jak będę wracał jeszcze pogadamy.
-Nie pozwoli mi – głos dziewczyny był niepewny. Spoglądała kontem oka na dozorcę i nerwowo mięła w dłoniach źdźbło trawy.
-A tam – głos Aulusa był pozornie beztroski, ale i pełny współczucia – to mój stary druh. Pogadam z nim. Wbrew pozorom nie jest taki zły...
Dziewczyna uśmiechnęła się ładnie:
-Aż się nie chce wierzyć, że należysz do... nich. A on jest taki jak widziałeś przed chwilą. Przynajmniej dla, w jego pojęciu, gorszych od niego.
Aulus milczał jeszcze chwilę i pożegnał się, po czym poszedł za dawnym przyjacielem.
***
Dom Lysanisa był mały, ale urządzony z przepychem, tzn. z przepychem jak na właściciela średniej wielkości gospodarstwa. Z zewnątrz był gęsto obrośnięty jakimś pnącym zielskiem, którego Aulus nie znał. Przed domem biegało stadko kur, a nad nimi stał inna dziewczyna. Po tej od razu było widać, że żyje lepiej. Miała zadbane włosy, czystą i porządną, jak na wieśniaczkę, sukienkę. Odgarnęła jasne włosy z czoła i uśmiechnęła się w stronę Lysanisa, ale był to zupełnie inny uśmiech. Nie było w nim nic z szczerości i nie dodawał jej urody, bo w sumie miała jej tyle ile mogła mieć robotnica w gospodarstwie średnich rozmiarów.
Kiedy ją mijali Lysanis klepnął ją lekko po tyłku, a Aulus minął nawet na nią nie patrząc.
Weszli do niewielkiego pomieszczenia z dwoma zdobionymi fotelami i stolikiem. Usiedli, a właściciel wyjął butelkę.
-Wino z mojej winnicy. Nie ma może dobrego rocznika, bo winnica zaczęła dawać wystarczającą ilość owoców dopiero... hmmm... jeśli dobrze pamiętam to osiem lat temu. Równo pięć po twoim odejściu.
-Ano – odpowiedział Aulus patrząc obojętnie na głowę cieniostwora zwisającą ze ściany.
Lysanis nalał wina do dwóch czarek i opróżnił swoją. Aulus chwycił swoją i powoli przyłożył do ust.
-Tfu... toż to wino! – zawołał.
-Przecież ci mówiłem!
-Argh... Nic się nie zmieniło od dawnych czasów. Trwam w postanowieniu. Nie pije. Ale widocznie moja wina, nie dosłyszałem.
Nadzorca zarechotał i przyniósł gliniany dzbanek. W powietrzu uniósł się zapach jabłek. Aulus uśmiechnął się lekko.
-Masz dobrą pamięć – powiedział wciągając przesycone zapachem powietrze – jak za starych dobrych czasów. Kompot jabłkowy wedle wskazań babuni! Nalewaj, nalewaj... To jest lepsze od najlepszych trunków które nawet król pije.
Siedzieli chwilę w ciszy. Nie wiedzieli co powiedzieć. Nie widzieli się tyle czasu, tyle rzeczy uległo zmianie, świat tak bardzo się w ich oczach zmienił. Rozmowę podjął Lysanis.
-Czemu rozmawiałeś z tą wieśniarą, zamiast od razu pójść do mnie?
Aulus westchnął. Jego twarz zmieniła wyraz. Oczy zdawały być się obojętne i zimne, a na ustach pojawił się mały, ironiczny uśmieszek.
-To powiedz mi czemu poklepałeś tę od kur?
Lysanis zarechotał, ale spostrzegł, ze celem tych słów nie było wywołanie śmiechu. To nie był żart. To było prawdziwe pytanie. Wyraz twarzy także mu się zmienił, na taki którego określić się nie da.
-Przecież to zdrowa reakcja, czyż nie? Kobitka ma swoje... khy, khy... wdzięki. A żebyś wiedział, co ona umie...
-Nie jestem ciekaw.
-A więc? Co z moim pytaniem? Będzie odpowiedź?
-Zacytuje cię: „ma swoje wdzięki”.
Lysonis ponownie wybuchnął śmiechem i znów zrozumiał pomyłkę.
-Jakie dźwięki? Przecież takich jak ona są setki, tysiące! Nie ma w niej nic...
-A takich jak ta twoja? Ma wielu „przyjaciół”, przechodziła już przez wiele rąk. Teraz jest w twoich.
-Mam to gdzieś. Żonę mam, dla posagu i dla zwyczaju. A ona... jest po prostu cudowna...
Aulos chwycił dzbanek i prosto z niego napił się kompotu.
-Niemalże jak babuni...
Odstawił go i wrócił do rozmowy.
-Co ona ma? Wygląd? Też mi coś!
Twarz Lysonisa skurczyła się dziwnie. Nagle wybuchnął:
-Zawsze to samo! Zawsze bredzisz, bo masz te swoje ideały! To powiedz, co tamta poczwara ma?
-Rozum. I honor.
Lysonis wybuchnął śmiechem pogardy.
-Kobiety nie są do filozofowania tylko do uszczęśliwiania nas. A jak nie ma możliwości niech w polu robi.
Aulus wstał.
-Mam nadzieję, że mój pokój wciąż jest wolny.
-Oczywiście... Mimo tych wielu lat wiedzieliśmy, że wrócisz kiedyś. Przecież zawsze lubiłeś wyprawy. Może nie tak długie jak teraz...
Nagle Lysanis zauważył, że jest sam w pokoju. Zaklął szpetnie i wypił całe wino.
Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi i odwrócił się. W progu stała dziewka od kur. Uśmiechnął się do ciebie, bo wiedział, że kolejna noc nie będzie, przynajmniej dla niego, zmarnowana. W końcu żona jest w mieście, bo przez tydzień festyn i interesu dobić będzie można dobrego.
***
Aulus nie mógł spać. Zastanawiał się, czemu musi być tak jak jest. Czemu zapomniano, że liczy się przede wszystkim umysł, że nie jesteśmy zwierzętami, a właśnie tak się zachowujemy mimo, ze przeczymy.
Nagle usłyszał jęki rozkoszy z sąsiedniego pokoju.
Wstał, chwycił swoją torbę i wyszedł z domu.
Noc była chłodna i pobudzała go. Zamyślił się chwile. Obiecał jej przecież, że się pożegna.
-Trudno – powiedział do siebie – tego świata nie zmienię. Wybacz...
***
Wieśniaczka nie mogła spać. Wpatrywała się w gwiazdy i księżyc. Nagle w ich świetle dostrzegła odchodzącą postać. Poczuła dziwne ukłucie, gdzieś w środku siebie. Ale wiedziała, że tego świata nie zmieni.
Koniec Epizdou I