A teraz pare słów o tym i poprzednim opowiadaniu. Poprzednie jak wiecie ( przynajmniej niektórzy ) nazywało się Zakon Nadziei. Niektórym się nie podobało niektórzy czekają na dalszą część. Niestety nie napiszę jej, uznałem że było ono KOMPLETNYM niewypałem i nie ma sęsu tego kontynuować. A teraz o nowym opo :
wszystko dzieje się w czasie teraźniejszym w USA w Nowym Jorku. Nie ma ono NIC wspólnego z Gothicem. Domyślam się że wiele osób nie ardzo będzie wiedziało o co w nim chodzi, wstęp może mówić że nie będzie ono ciekawe, na szczęście wszystko wyjaśni się w częściach które wkrótce dopisze. A teraz do sedna:
Duch
Wstęp
To była straszna noc. W domu Mary rozpętała się kolejna awantura. Tak było niemalże co noc, od trzech lat. Powodem był jej mąż Peter, był pijakiem. To ona była głową rodziny, on przez trzy lata był tylko pasożytem który żerował na niej. Mieli trójkę dzieci. Dziesięcioletniego Johna, siedmioletniego Otta i czteroletnią Sue. Jak zwykle przy awanturach chowały się w pokoju najstarszego brata. Harmonogram wojny był zawsze taki sam. Peter z rana szedł „szukać pracy” potem około godziny jedenastej wieczorem przychodził zupełnie pijany. Dochodziło do rękoczynów i kłótni trwających po kilka godzin. Po każdej awanturze w nim, w dzieciach i w jego żonie umierała część uczucia jakim się darzyli przez co każda kolejna wojna była coraz bardziej zażarta.
Mary miała silną osobowość więc nie była posłuszną „kurą domową”. Była odważna, chciała walczyć. Tego dnia miała zamiar „radośnie” oznajmić mężowi o rozwodzie. Gdy tylko to usłyszał rozbudził się w nim gniew potężny jak nigdy.
- Nigdy – wrzeszczał – nigdy nie pozwolę na rozwód ! Ciebie i te bachory zabiję !
- Myślisz bydlaku że ci pozwolę ! – odpowiedziała mu Mary podchodząc do niego.
- Zacznę od ciebie ! – krzyknął i zamachnął się butelką po wódce którą trzymał w prawej ręce.
Kobieta zrobiła szybki unik. Butelka roztrzaskała się o kuchenną szafkę. Odłamki pokaleczyły Petera. Jeden z tych które go pokaleczyły wpadł do torebki Mary która leżała na stole.
W tym momencie kobieta nie wytrzymała. Wyrwała mężowi resztki butelki i wbiła je mu w serce. Jęknął i z grymasem bólu na twarzy osunął się na podłogę. Z trudem łapał oddech. Mary szybko ochłonęła po tym co zrobiła i zatelefonowała na pogotowie. Drżącym głosem powiedziała do słuchawki.
- Zraniłam męża. Mieszkam na ulicy Lincolna 8. Przyjedźcie szybko.
Na chwilę przed przyjazdem karetki Peter wydał z siebie ostatnie słowa
- Zemszczę się… suko.
Tak wstęp jest baaaaaaaaaaardzo krótki reszta będzie dłuższa.
wszystko dzieje się w czasie teraźniejszym w USA w Nowym Jorku. Nie ma ono NIC wspólnego z Gothicem. Domyślam się że wiele osób nie ardzo będzie wiedziało o co w nim chodzi, wstęp może mówić że nie będzie ono ciekawe, na szczęście wszystko wyjaśni się w częściach które wkrótce dopisze. A teraz do sedna:
Duch
Wstęp
To była straszna noc. W domu Mary rozpętała się kolejna awantura. Tak było niemalże co noc, od trzech lat. Powodem był jej mąż Peter, był pijakiem. To ona była głową rodziny, on przez trzy lata był tylko pasożytem który żerował na niej. Mieli trójkę dzieci. Dziesięcioletniego Johna, siedmioletniego Otta i czteroletnią Sue. Jak zwykle przy awanturach chowały się w pokoju najstarszego brata. Harmonogram wojny był zawsze taki sam. Peter z rana szedł „szukać pracy” potem około godziny jedenastej wieczorem przychodził zupełnie pijany. Dochodziło do rękoczynów i kłótni trwających po kilka godzin. Po każdej awanturze w nim, w dzieciach i w jego żonie umierała część uczucia jakim się darzyli przez co każda kolejna wojna była coraz bardziej zażarta.
Mary miała silną osobowość więc nie była posłuszną „kurą domową”. Była odważna, chciała walczyć. Tego dnia miała zamiar „radośnie” oznajmić mężowi o rozwodzie. Gdy tylko to usłyszał rozbudził się w nim gniew potężny jak nigdy.
- Nigdy – wrzeszczał – nigdy nie pozwolę na rozwód ! Ciebie i te bachory zabiję !
- Myślisz bydlaku że ci pozwolę ! – odpowiedziała mu Mary podchodząc do niego.
- Zacznę od ciebie ! – krzyknął i zamachnął się butelką po wódce którą trzymał w prawej ręce.
Kobieta zrobiła szybki unik. Butelka roztrzaskała się o kuchenną szafkę. Odłamki pokaleczyły Petera. Jeden z tych które go pokaleczyły wpadł do torebki Mary która leżała na stole.
W tym momencie kobieta nie wytrzymała. Wyrwała mężowi resztki butelki i wbiła je mu w serce. Jęknął i z grymasem bólu na twarzy osunął się na podłogę. Z trudem łapał oddech. Mary szybko ochłonęła po tym co zrobiła i zatelefonowała na pogotowie. Drżącym głosem powiedziała do słuchawki.
- Zraniłam męża. Mieszkam na ulicy Lincolna 8. Przyjedźcie szybko.
Na chwilę przed przyjazdem karetki Peter wydał z siebie ostatnie słowa
- Zemszczę się… suko.
Tak wstęp jest baaaaaaaaaaardzo krótki reszta będzie dłuższa.