Czwarty Książę

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
[SIZE=18pt]Czwarty książę[/SIZE]

[SIZE=14pt]Prolog[/SIZE]


Wybrukowany gościniec rozciągał się na kilka metrów wszerz. Natomiast wdłuż... Niewielu ludzi to wiedziało. Droga powstała w czasach tak odległych, że wieści o nich przechowywano w starych tomiskach w starych bibliotekach. Był to jednak trakt uczęszczany przez licznych kupców, podróżników i posłańców, pragnących szybko dostać się do stolicy. Gościniec Główny, jak go nazywano, przechodził w pobliżu wielu miast i miasteczek, zanim wypływał poza granice królestwa, ku górom.

Tym razem jednak nie kupcy, a czterej jeźdzcy przemierzali trakt galopem swych koni. Pędzili, zdawać się mogło bez celu kilkanaście minut, aż w końcu jeden z nich zwolnił. I stanął. Reszta zrobiła to za jego przykładem.
- Nie ma sensu jechać tak dalej. Zgubiliśmy ich - powiedział pierwszy z jezdzców.
- Niemożliwe - prychnął jego towarzysz. - Przecież widzieliśmy ich jeszcze chwilę temu.
Na chwilę zapanowała cisza. W końcu cała czwórka zeszła z koni i poprowadziła je w cień drzew.
- Zwierzęta są zbyt zmęczone. Nie wytrzymają dłuższej jazdy - stwierdziła blondynka, głaszcząc swego wierzchowca po pysku. - Zatrzymajmy się na chwilę. Ich i tak nie złapiemy, a głupio byłoby pokazać się w mieście na piechotę.
- Tia...
Podróżni pozwolili koniom pogryźć trawę, lecz nie zdjęli z nich siodeł. Blondynka rozwiązała jednak mały tobołek i wyjęła z niego manierkę oraz zwinięty kawałek wędzonego mięsa.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę coś zjeść. Już godzinę burczy mi w brzuchu.
- Tia, tylko, że mamy zapasy polowe. Czyli najgorsze mięso, prawie zgniła woda i nic więcej - wzdychnął brunet. Odziany był kolczugę, podobnie jak pozostali. Położył trzymany dotąd puklerz i zabrał się do wyjmowania swojej racji. Pozostała dwójka zrobiła to samo.
Blondynka usiadła na pobliskiej kłodzie i zajęła się konsumowaniem mięsiwa. Brunet z jękiem usadowił się na ziemi i zaczął robić to samo. Natomiast jego długowłosy i wysoki towarzysz w milczeniu rozglądał po Gościncu. Nie przeszkadzało mu to jednak w konsumpcji jego porcji. Nieco z boku usiadł ostatni z czwórki, mężczyzna średniego wzrostu, o brązowych włosach. Położył pakunek z mięsem obok, wziął natomiast kilka łyków wody ze swojej manierki. Potem zamarł na chwilę, by zaraz potem zacząć udawać odgłosy ptaków. Blondynka uśmiechnęła się na to, brunet tylko parsknął. Po kilkunastu minutach i kilku zwabionych ptakach, towarzysze wrócili na konie.
- Dobrze, Karolinko, to może powiesz nam, gdzie teraz? - brunet ponownie prychnął i zaczął teatralnie rozglądać się po gościncu.
- Mój drogi, na szczęście to nie ja otrzymałam przywilej kierowania naszą grupą - ton blondynki był natomiast przesadnie przymilny.
- Trudno, panowie i o pani - brunet zawrócił konia. - Wracamy. Do Atown.
Ruszyli z kopyta, pozostawiając za sobą wzbity piach.


- Łaaa, włóczysz się po świecie, narażasz życie, robisz sobie siniaki i gubisz pieniądze, a jak wrócisz, to jeszcze na Ciebie narzekają... - Karolina rozłożyła się wygodnie na starym krześle - Mój drogi Marku, podaj mi ten wytworny kufel piwa.
Karczma była dość pusta, jak na tą porę. Poza kilkoma pijaczkami, siedzącymi w rogu, trójka towarzyszy była jej jedynymi goścmi.
- Norma, ale ponoć potem będzie lepiej. Im wyżej siedzisz, tym mniej boli, gdy cię kują - powiedział Marek, który niezgorzej naśladował ptaki. - Ależ proszę, madame.
- Och, jest pan taki uprzejmy - zatrzepotała rzęsami Karolina.
- Spokojnie, burżuje, bo jeszcze coś sobie o nas pomyślą - zabasował najwyższy z towarzystwa.
- Ależ sir Tomaszu, jak pan śmie tak odzywać się do milady? Toż to dyshonor i wyzywam pana na ubite pole!
Nim dokończył zdanie, stał już za nim młody mężczyzna w niebieskim stroju z peleryną.
- Jak pan zapewne wie, pojedynki są zakazane i karane. Dośc surowo.
Nowy gość był dość niski, lecz jego strój dodawał mu kilka centymetrów.
- Dobra już, czego chcesz? - warknęła Karolina, prostując się w krześle.
- Nic wielkiego. Musicie tylko iśc ze mną do pana generała. Natychmiast.
- Dobre sobie - zaśmiała się wdzięcznie dziewczyna. - Czekamy na Andrzeja i nie mamy zamiaru wdać się w twoje gierki. Spływaj do swoich kumpli.
- Tylko, że tym razem musicie. Oczywiście, nie musicie mi wierzyć.
Na te słowa wyjął zza pasa rulonik i podał go Karolinie.
- Generał nie będzie zbytnio uradowany, gdybyście się spóźnili... Zadbał o wszystko, gdybyś szukała jakiejś dziury.


Z rozkazu generała Tenila

Nakazuje się, by Karolina Derelin, Marek Tat i Tomasz di Loyan stawili natychmiast się w kwaterze głównej w biurze głównym.



Krótki rozkaz był podpisany i oznakowany w odpowiedni sposób. Istniało oczywiście podejrzenie, że został podrobiony, lecz Karolina nie miała pojęcia, kto narażał by się tak dla głupiego żartu.
- Już? - przybysz uniósł brwi.
- Nie wiem, co knujecie ale... chyba nie mamy wyboru. Mimo to i tak poczekamy na Andrzeja. - blondynka oddała rulonik.
Przybysz schował rozkaz za pas i uśmiechnął się pogardliwie.
- Czyżbym nie wspominał, że szanowny Andrzej jest już u generała?
Marek zawołał karczmarza i odliczył mu kilka monet. Następnia cała czwórka wyszła i ruszyła ulicami Atown. Było to miasto otoczone lasami, a także pozbawione jakichkolwiek większych atrakcji. Nie było centrum handlowym, gdyż okoliczni rolnicy woleli udawać się do pobliskie Tarnum na duży targ. Nie odbywały się tutaj także jarmarki, zaś za ważne punkty uznać można było gospodę "Do nikąd" oraz kilka sklepów. Jednak znajdowała się tutaj kwatera królewskiego generała Wiktora Tenila, który miał obowiązek baczenia na lasy, a także na ten odcinek Głównego Gościnca. Stały tu także koszary żołnierskie, a także niewielka akademia wojskowa dla młodych zdolnych. Właśnie tutaj Andrzej, Karolina, Marek i Tomasz zostali przydzieleni bezpośrednim rozkazem ze stolicy. Oczywiście wiedzieli, że mają się tutaj nauczyć słuchać poleceń i przygiąć nieco karki, by wrócić do głównej uczelni w stolicy, a potem - być może - zostać oficerami. Na razie jednak trafili pod Tenila i głównym ich zadaniem było ściganie bandytów ukrywających się w okolicznych borach. Oczywiście, nie byli jedynimi uczniami akademii w Atown, lecz trzymali się razem, zarówno prywatnie, jak i na służbie. Poza nimi uczyli przysposabiało się tutaj jeszcze kilka innych osób, a wśród nich von Poldron, szlachcic, który właśnie prowadził ich do generała.
Tymczasem jednak przebyli rynek i znaleźli się przed kwaterą generała. Był do dawniej murowany dom bogatego chłopa, lecz odkupiony i odpowiednio przebudowany prezentował się dość okazale. Oczywiście, jak na warunki Atown. Cała czwórka weszła do środka, po wylegitymowaniu się przed strażnikami. Kwatera generała znajdowała się na pierwszym piętrze, zaś w środku znajdowało się jedynkie kilku znudzonych strażników i urzęników.
- Wejść! - dobiegł ich znany głos.
Generał siedział za topornym, drewnianym biurkiem. Poza tym meblem, w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze szafa, komoda i stary zegar. Oraz cztery krzesła, z których jedno zajmował, nie kto inny, jak Andrzej.
- Proszę usiąść.
Trójka przyjaciół zajęła wolne miejsca, zaś von Poldron stanął przy drzwiach. Generał milczał chwilę, po czym spojrzał na szlachica.
- A ty tu czego? Precz.
Von Poldron nie odpowiedział, tylko wycofał się posłusznie za drzwi.
- Pan Andrzej już wie, ale wy jeszcze nie - stary żołnierz zwrócił się do nowych gości. - To, że waszą niekompetencją zniweczyliście wielotygodniowe przygotowania w sprawie obławy na bandytów. Ci, których mieliście złapać, uciekli z jedną z naszych map. Teraz nie możemy ryzykować życia naszych żołnierzy, a ci bezecnicy zyskają dużo czasu. Nie będę już wspominał, że bandyci, których ścigali ludzie von Poldrona zostali schwytani.
Andrzej zacisnął wargi i wpatrywał się w zegar.
- Stracilismy pieniądze, a kupcy nadal będą w niebezpieczeństwie. Oczywiście, będziemy musieli zwiększyć patrole, a z powodu ograniczonych środków możecie być gotowi na honorowe uczesnictwo w tychże. Żołd obcięty o połowę na najbliższe pół roku. A żebyście zapamiętali swoje chwalebne dokonania, dostaniecie w nagrodę godzinę dziennie robót społecznych, pięć dni w tygodniu przez trzy miesiące. Po szczegóły jutro, do mojego adiutanta. Pierwszy patrol także jutro, po osiemnastej zaś zaczniecie sprzątać stajnie. Aha, nie bójcie się. Wieści o waszych dokonaniach dotrą do króla - trumwira Yeeda. Ciekawe, czy nadal będzie się tak wstawiał za wami. To wszystko, odmaszerować.
Cała czwórka wstała i wyszła. Poldrona już nie było za drzwiami, więc udali się w milczeniu do koszar. Nikt się nie spodziewał, że tak zakończy się ta niewinna wyprawa.


Ciąg Dalczy Planowany
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Cóż tak siedzę i nic nie robię na tym forum, to przynajmniej sobie coś skomentuje.
Póki co nie jest źle. Jeżeli chodzi o błędy to zaledwie dopatrzyłem się jednego powtórzenia, braku literówek, ale to może dlatego, że za szybko czytam -_-. Jeśli zaś chodzi o fabułę to niezbyt wciągająca, ot taka sobie, ale nie piszę tego na minus, bo to dopiero początek i na wszystko jest jeszcze czas. Styl, gramatyka, forma budowania zdań jak najbardziej mi pasują i brak zastrzeżeń na tym tle. Czekam na ciąg dalszy.

Txau.
 
Do góry Bottom