Co Widziało Słońce...

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Takie krótkie opowiadanie, po sporym okresie totalnego "nic nie pisania"

Co widziało słońce

Wynurzając się z mroków, wielka złota tarcza wciąż jeszcze rozespanym spojrzeniem omiotła zniszczoną ziemię. Krwawe podbiegnięcia na jej zmęczonej powierzchni jakby oddawały wszystko to, co miało miejsce w dawno już zapomnianej przez bogów krainie. Krocząc powoli w górę, niby chcąc uciec od śmiertelnych wyziewów wznoszących się nad sczerniałą powierzchnią, dzienna latarnia wyznaczała nieubłagany upływ czasu i kolejne bóle umierającego świata...

Martaus uniósł się w siodle i lekko zamglonym wzrokiem obserwował to, co rozciągało się przed nimi.
- Nie wygląda to najlepiej - dało się słyszeć po chwili.
Niemniej nie odpowiedział mu na to żaden głos. Każdy miał tą przeklętą świadomość poniesionej klęski.
- Dobra, ludzie, trzeba ruszać...
Również bez słowa, wszyscy spięli konie i oddział kawalerii runął galopem w dół doliny pędząc ku wciąż jeszcze nie znanemu im przeznaczeniu. W oddali majaczyły kłęby dymu...

Nie zniosę ni chwili dużej - myślał uporczywie - szlag by trafił tych przeklętych rycerzyków z Gartandu... nie dość, że nas wystawili to jeszcze teraz chcą nas spożyć na wieczerzy...
Nagle ciszę przerwał świt i ogromny łoskot. Pod niebo wzleciały tumany kurzu.
Bogowie...
Dało się słyszeć tylko krzyki, jęk ginących i odległy kobiecy śpiew...

Znienawidzone plemię, wyklęci przez braci, porzuceni przez matki. Grupa zakapturzonych postaci skradała się przez mrok zalęgły między drzewami.
- Hejjat un umathew - szepnął jeden
- Arkahat! Arkahat! - padła szybka odpowiedź
Wszyscy, jak jeden mąż, jednocześnie dobyli mieczy i rzucili się do biegu. Nieopodal kreślił swą śnieżnobiałą linię trakt królewski. Na nim zaś dostrzec można było spory konwój z powiewającymi flagami władcy. Uderzenie totalnie zdezorientowało maszerujących żołnierzy. Nieliczni napastnicy bez problemu rozbili maszerującą formację na drobne oddziały, które szybko zakończyły swój i tak marny żywot na ostrzach zakrzywionych mieczy Fertanów.

Dlaczego? - to pytanie wciąż przewalało się przez bolącą coraz bardziej głowę króla - dlaczego? Za co to wszystko...

Rzeź trwała w najlepsze, nikt nie był w stanie przeciwstawić się napierającej z ogromnym impetem piechoty. Wszystkie oddziały broniące zamku rozpierzchły się jak mrówki wokół zniszczonego mrowiska. Odległy śpiew wzmagał się z każdą chwilą... z każdą kroplą krwi...

- Naprzód ludzie - zawołał Martus - za króla! Za godną śmierć!
Świadomość nadciągającej klęski jakby dodała mu sił. I tak już szans nie ma, niech czyny pamiętają swoich twórcach... - pomyślał. Jedynym szczęśliwym zbiegiem okoliczności był fakt, iż atakowali z wyższego terenu, mogli się dobrze rozpędzić i dokonać bezlitosnej szarży, niemniej przewaga wroga była porażająca. Pędzące konie zdawały się rozumieć myśli jeźdźców, dlatego też nie hamowały się już zupełnie i pędziły co tchu. Każde uderzenie kopyt jakby wybijało rytm tętniącego serca, które z każdą chwilą zbliżało się do kresu żywota...

Parę godzin później rozpalona do czerwoności tarcza słońca układała się do snu w purpurowym oceanie...
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Ładne i miłe w czytaniu ale krótkie... choć zdaje się o to chodziło. Po prostu bitwa, streszczona i zgrabnie opisana. I pod tym względem jest git, nic dodać nic ująć, ale zdecydowanie wolę jak piszesz dłużej. Niemniej miło, że wracasz do pisania =]

Gothi Out
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Bardzo fajne opko, szkoda że takie krótkie ale przynajmniej od czegoś zaczynasz ( wracasz ). Wszystko ogólnie było ładnie napisane i opisane, licze że na stale powróciłeś do pisania :)
 
Do góry Bottom