Cloud

Vonlanthen

New Member
Dołączył
29.12.2004
Posty
19
....księżyc jeszcze świecił, gdy Cloud zgasił ognisko, zapalił skręta, zawsze mieszał bagienne ziele z niebieskim bzem, założył tarcze na plecy, spostrzegł w gwiazdy, i obrał kierunek. Po krutkotrwałym marszu doszedł do brodu na rzece Elia, słońce juz prawie wzeszło,zerwał sie lekki wiatr.
-Już niedaleko, do południa powinienem dojść-mruknął sam do siebie.
Wchodząc na gościniec spostrzegł ciemną chmurę, która nadciągała z północy.Nagle spostrzegł jakąś postać, był to siwy starzec z brodą sięgającą do piersi, spojrzenie przenikliwe i groźne, posiadał również dłuższą od niego laskę, na końcu miała ona niebieski kamień w kształcie kuli.
-Witaj wędrowcze- zaczął Cloud.
-Witaj, nazywam się Jerral, znalazłem księge, kiedyś dawno, opisywała ona o pewnych jaskiniach w odległych krainach, grotach błyszczących blaskiem, jest tam pewnien sztylet, sztylet Fiya, chcem go mieć, słyszałeś coś może o nim wędrowcze-powiedział starzec swoim cichym i niskim głosem.
-Dużo legend krąży w naszym regionie ale o żadnym sztylecie i grotach nie słyszałem.
-Mał kto posiada taką wiedze towarzyszu, widzisz te chmury na północy, to jest znak towarzyszu.
-Też mnie to zaniepokoiło, jak myślisz co to może być??
-Oj będą sie rzeczy działy, magowie w czeronych i błękitnych szatach rąbią na pólnocy eksperymenty, podobnież Robarowi brakuje na wojne, on coś knuje. Wynajął dwunastu magów, nie wiadmo jeszcze po co .Ale obawiam się tego. To nie jest już zabawa.
-Jesteś z tąd ?
- Chwilowo zatrzymałem się w opuszczonej wierzy składowej, tam koło kanionu Ereboth.Pochodze z Nordmaru.
- To jest jednak kawałek, no ale cóż życze ci szczęscia towarzyszu.
I tak jeszcze przed południem Cloud dotarł do stolicy państwa.Wszedł główną bramą, zycie w mieście toczyło sie normalnie.
Na targowisku jak zywkle tłok, rzemieślnicy jak zwykle zapracowani, gdzie niegdzie przechadzający sie magowie ognia i wody. W odróżnieniu od innych miast stolica posiadała bardzo bogatą dzielnice portową, Cloud jeszcze chciał wstapić do tutejszego alchemika, który mieszkał właśnie w dzielnicy portowej, w której było chyba z pół tuzina okrętów.
Chata alchemika"Alchemia" była małą chatką na uboczu.Pachniało tam starym drewnem i panował tam półmrok, jedynym oświetleniem był blask menzurki i mikstury która się w niej znajdowała.Było dużo ksiąg, i różnych dziwnych rzeczy.
-Witaj Aleksandrze, co tam u ciebie słychać??
-Ach witaj synu....dobrze, co moze sie dziać u starca, pamiętam jak byłem młody to razem z twoim wujem żeśmy ramie w ramie walczyli przeciwko orką, to były czasy, raz to byliśmy zdziesiątkowani, a...
-Rozumiem, słuchaj chciałbym się zaopatrzyć w pare mikstur.
Idąc dalej doszedł do centrum miasta, nabogatrzej dzielnicy, na srodku stał pomnik Robara I a także napis"Myrtana to moje dziedzictwo, nie oddam jej do ostatniej kropli krwi" W końcu Cloud wszedł do zamku króla.
-Witaj panie.Mam dla ciebie korone tą z Helmjardu, piękna i cała.
-Cloudzie, mam dla ciebie zadanie, w sumie to nawet dwa.
-Tak panie??
-Jest jakiś zdolny chłopak, bardzo chce służyć, byś zobaczył co potrafi i zapoznał go z tym i owym, a druga sprawa związana jest z barierą i magami, wiesz coś o tym prawda??
-Przyznam się że nie zabardzo.
-Chcem stworzyć kolonie karną dla więźniów, w kształcie takiej klatki, polegała by ona na magii, mozna by było w nią wejść ale nie można bybylo z niej wyjść, swego rodzaju bariera.Wysłałem najlepszych magów, by rozpracowali ten problem, ale jeszcze miejsca nie wybrałem.
-Wiec co mam zrobić dokładnie?
-Dam ci mape,pójdziesz na północ i zbadasz teren, zdasz raport i przyjdziesz tu, ale najpierw pokaze ci tego chłopaka, Lordzie Gelhedzie, przyprowadź mi go.
Do sali wchodzi dobrze zbudowny, czarnowłosy chłopak, niezpełna dwudziestoletni
-Witaj o panie, nazywam się Lee,chciałbym zaoferować swoje usługi...
-Dobrze choć kolego ze mną, zobaczymy jaki bedziemy mieli z ciebie pożytek.-powiedział Cloud i odszedł, wraz z nim lekko zdezorientowany Lee.
Wychodząc z zamku Cloud zapalił skręta.
-Chcesz??
-Nie dzięki.
-Sluchaj chłopcze zastanów się dobrze w co się pakujesz, paraca u króla to nie poszukiwanie przygód, to ciężka i cholerna robota, jutro o świcie wyruszamy, więc masz jeszcze trochę do namysłu. Jesteś wolny, mozesz iść. Do jutra.
Następnie Cloud klepnął żółtodzioba po ramieniu i wybrał się do klasztoru Wody by złozyć ofiarę i pomodlić się , w klasztorze było chłodno i kolorowo od witrarzy, które przedstawiały myrtane w całej okazałości.
-Witaj Anrosie, chciałbym złożyć ofiarę i pomodlić się, nie będe przeszkadzał??
"Adanosie, przpraszam Cię za moje złe uczynki, powinienem się zrównoważyć,polepszyć, więcej czasu tobie poświęcać,sam nie wiem czy dobrze robie pracując dla Króla, zawsze chciałem tobie służyć, teraz wiem, zapóźno, mgła już otarła me serce, nie mogę się podnieść, tkwie w tym, az sam siebie nie poznaje, niechcem juz zabijać w imię Króla, chce pomagać ludzią, Boże pomóż"
Na dworze zapanowała noc, Cloud postanowił pójść do tutejszej tawerny "pod groźnym wilkiem". W tawernie rozchodziła się muzyka jakiejś ballady gitarowej, był względny spokój, było kilku ludzi z północy,reszta to tutejsi obywatele.
-Witaj Qerdi
-To samo co zwykle Cloudzie Jaffs??
-Daj mi dwa kufle piwa, ale najlepsze jakie masz.
-Mam tu piwo z Nordmaru. Szanowni panowie co napewno ich rozpoznałeś, dzisiaj mi przywieźli towar z krain północnych.
-Może być, a masz może tytoń, tylko nie tutejszy?
-W tej chwili nie,ale przyjdź za tydzień to może bede miał.
Po dwóch piwach, Cloud zamówił jeszcze dwa i w taki sposób lekko upojony, doszedł na góre do oberżanego pokoju.Słyszał jeszcze w oddlani muzykę, lecz teraz, był szczęsliwy,niestety wiedział że z rana musi wyruszyć, więc usnął.
Rano obudził go Lee, wstał, ogarnął się, wypił łyk wina które zawsze nosił przy sobie, zjadł kawałek sera, i wyszedł z kompanem na zewnątrz.Tutaj zauważył że młodziak ma dobrą zbroje, dobry miecz i świetny łuk, sięgający az do ziemi.
-Lee musze jeszcze po coś skoczyć da klasztoru, poczekaj tutaj namnie.
Cloud ruszył, potem już biegł, wpadł do klasztoru jak błyskawica, otworzył drzwi od biblioteki z wielkim hukiem.
-Księge mi dajcie, coś o magicznej rudzie !!!!!
-Clodzie Jaffs nie dajemy nikomu ksiąg,wiesz o tym, mozesz niektóre poczytać, ale napewno nie tej.
Wtem Cloud wyciągnął miecz i przystawił do maga wody.
-Dasz mi ją czy dalej masz jakiś problem??
W tej samej chwili inni magowie przygotowali już czary do ataku.
-Nie rób tego Jaffs-ostrzegali go.
-Daj mi księge to bedzie po wszystkim, bo inaczej utne ci łeb!!!!
Mag powoli wyciągnął z półki książkę i podał ją.
-Teraz wszyscy się nie ruszać bo zabije go.-powiedział i powoli wychodząc i trzymając nieszczęsnego maga wyszedł z biblioteki puścił starca i uciekł z księgą.
Mijając tawerne krzyknął za Lee i obydwoje uciekli ze stolicy, zanim magowie zdążyli cokolwiek zrobić.
-Po co ci ta księga??
-Król coś knuje, chcem się dowiedzieć coś na temat tej jego rudy i tych eksperymentów i tej cholernej bariery.Chyba oszalał na stare lata.
Szli lasem, była jesień, liście spadały z drzew, słońce przebijało się przez korony drzew.Cały czas CLoud czytał księge, dniem i nocą.Nieraz Lee upolował jakąś zwierzyne, to starczało im na pare dni. Po tygodniu marszu, byli już w połwie drogi, była gwieździsta noc, słychać było pochukiwania różnych zwierząt.
-Prawde mówiąc Cloudzie to już nie masz po co wracać do stolicy, w sumie to wogule raczej nie radziłbym ci pokazywać się królewskim władzą, chyba zebyś zapłacił karę i myslę ze ona była by duża.
-Wiesz co Robar chce zrobić, zebrać wszystkich więżniów, poczynając od drobnych kieszonkowców kończąc na mordercach, wsadzić do jednej kolonii i tam wszystkich ich zostawić,pod nadzorem straży, chce wydobyć większą ilość rudy, lecz ja nawet nie mysle co tam bedzie się działo, straż nie poradzi sobie z wszystkimi, potworzą sie grupy, ruda nie bedzie wydobywana i wszyscy się wyrżną jak zwierzęta, lecz król wszystko trzyma w tajemnicy, nawet przed jego sługami, wyrzekam się Robara, może pójdę w ślady najemników.
-Co najemnik? Przecież to niemożliwe, jak ty i najemnik, nie chcesz zyć już dla króla, .Po co ja więc ide, jak dawno już zboczyłeś z ścieżki światła.
-Po pierwsze musiałem cię odciągnąć od stolicy i od króla żebyś za szybko nie wypaplał wszystkiego, a po drugie ja cię nie ciągne za sobą.
-Spodziewałem się potobie honoru, gdzie on zanikł, co się przyćmiło jasne myśli??
Cloud stanął jak wryty.
-Ty śmiesz mie pouczać, nie wiesz co to jest honor żółtodziobie- krzyknął CLoud.-Robar tylko myśli o pieniądzach i potędze, to nie jego ojciec, który był prawdziwym władzcą.Sam się przekonasz, jak chcesz być jego sługusem to się napewno przekonasz!
Lee tylko odpowiedział groźnym spojrzeniem i odszedł w przeciwną stronę.Wróciwszy wszystko powiedział Królowi, wykonał parę zadań i tak stał się już w takim mlodym wieku jego prawą ręką i a później generałem.
W tym samym czasie co Lee wydawał Clouda, nasz świerzy najemnik , dotarł do obozowiska piratów, które dobrze znał, bo chodził tu za młodu, fascynowali go piraci, choć teraz nie przywitali go uprzejmnie.
-Czego tu szukasz psie lądowy.
-Witaj Esperanzo, chciałbym abyście podrzucili mnie w okolice Khorinis, czy wypływacie niezadługo??
-Jutro z rana bądź gotów kolego,zabierzemy cię, ale więcej na mnie nie licz.-odpowiedział pirat, miał na sobie bardzo duzo łańcuchów i opaske na głowie, sygnet w kształcie trupiej czaszki, odznaczał go od wielu piratów.
Wioską było pare czarnych namiotów, i kilku piratów, na srodku było wielkie ognisko gdzie piekł się scierwojad, potem CLoud chętnie zjadł kawałek. Tak zapadła noc i piraci zaczęli szykować się do spania. Cloud tez był już zmęczony.Usnął.
Na zajutrz był już przycumowany statek piratów. Był on olbrzymi, cały czarny, miał czarne żagle, pełno na nim było piratów, nagle poczeło się słyszeć donośne rogi piratów i ich wołania.
-Co to za szczur lądowy, Esperanzo??-spytał się wysoki męszczyzna, ubrany w rozciągniętą czarną koszule i brak jednego palca w prawej ręce.
-Ach to mój przyjaciel CLoud, świerzy najemnik, choć jeszcze nie zatrudniony, przewieźiemy go do Khorinis.
Gdy, wszystko było gotowe, kapitan statku, którym był kuternogi i jednooki starzec, kazał podnosić kotwice. Statek podniósł żagle i wypłynął na pełne morze.Cloud wyrzucił swoją dawną i bardzo dobrą zbroję, wraz z tarczą z godłem królewskim, zostawił tylko swój czarny miecz. Piraci , oczywiście nie za darmo, dali Cloudowi zbroję typowego najemnika.Gdy zapadł zmrok, a za nim gęsta mgła,najemnik wyszedł ze swojej kajuty, mimo że widoczność była słaba spostrzegł dziwne błyski na pólnocy, pamiętał o dwunstu tajemniczych magach i ich eksperymentach, czyżby było to gdzieś tu, tak blisko?? Pstanowił nie spać tamtejszej nocy, lecz nic dziwnego nie zauważył. Rankiem piraci wysadzili go na wybrzeżu wyspy. Cloud nie zastanawiajac się długo podążył do tutejsdzego zamku gdzie mieszkał książę Berichop. Idąc usłyszał ryk orka, szybko wyciągnął miecz i skupił się. Podszedł kawałek dalej, zobaczył, orka szamana, odprawiającego rytułał, koło niego leżało dwóch Paladynów, ork miał na sobie rózne kości i frendzle, odprawiał czary i tańczył przy ciałach zabitych. Cloud nie wiedziąc czemu wstał, podciągnął miecz do góry, powiedział w duchu " W imię Adanosa" i uderzył orka tak silnie i tak mocno że podał za pierwszym razem.Lecz nagle usłyszał ten sam ryk co pare chwil wcześniej, i zrozumiał że to była swego rodzaju pułapka.Sześciu orków żołnierzy biegło w jego strone, a tuż za nimi ork-szman. Cloud uniósł miecz, odparł atak pierwszego orka, nagle musiał się schylic przed kulą gnia, która zmiotła swym podmuchem drzewo.Cloud na wpół leżąco pchnął jednego orka, który zawył na całą kotline, uciekł pare metrów, by znów schylić się przed kulą,wtedy najemnik w desperackim czynie żucił w najbliższego orka swój miecz, który odrazu powalił go na ziemie, chciał podbiec by chwycić miecz lecz,widział już tylko nad swoją nogą ogromny topór, zraniony i jeszcze bardziej desperacki, odepchnął orka nogą by potem szybkim cięciem sztyletem poderznąc mu gardło, potem to unikając toporów lub kul ognia, walczył z orkami, którzy umiejętnie odpierali jego ataki, gdy myślał że już nie wytrzyma, nagle ork-szman powiedził coś w swoim języku i wszystkie bestie zniknęły gdzieś w gęstwinie lasu. Ledwie żywy padł na ziemie, leżał, aż zapadł zmrok, przebudził się , noga go strasznie bolała, ledwie widział, może wogule nie widział, tylko coś mu się przewidywało, gdzieś w oddali widział zarysy jakis postaci, jakby cały tuzin osób w kapturach szło, i rozmawiało ze sobą, nagle zatrzymali sie i rozeszli się we wszystkie strony,chwile później CLoud zobaczył niebieską materie która wędrowała po niebie i łączyła się w jedną całość i zamykała jakby bariere, jeszcze później widział jakiegoś maga który biegł przerażony nie wiedząc co ze sobą czynić.
 
A

Anonymous

Guest
No, te opowiadanko świetne, zresztą kolejne, nie wiem jak ty to robisz koleś, napięcie jest, i atmosfera, pisz więcej.....
 
Do góry Bottom