Arcania: Odkrycie

Assargadon

New Member
Dołączył
24.8.2011
Posty
4
Witam, oto moje opowiadanie o początkach wojny na Argaanii. Dość długie, według mnie, ale zapraszam do czytania i komentowania.

Arcania: Odkrycie

Rhobar III leżał w swojej komnacie na Zamku Królewskim w Vengardzie. Ściełane aksamitem łoże zapewniało mu ukojenie po godzinach wypełnionych strategiami walki, audiencjami i wszelkiej maści polityką. Spoczywał tak już dłuższą chwilę, czując przyjemne odprężenie rozlewające się po jego ciele. W ciągłym bezruchu wyglądał jakby umarł. Jedyną oznaką egzystencji było mruganie powiekami oczu wpatrzonych w niesamowicie niebieskie niebo za oknem. Król dostrzegał w tym widoku coś hipnotyzującego, co nie pozwalało oderwać się od błogich myśli, wstać i zająć się czymś. Uśmiechnął się nagle na myśl, że pilnująca go wszędzie straż mogłaby nie zauważyć śmierci króla, który zbyt długo wpatrywał się w okno. Lecz, w istocie, żadnego z członków gwardii przybocznej nie było teraz w komnacie co powodowało, iż ta imaginacja nie była do końca nierealna.
Jednak każdy w Zamku wiedział, że władca zasługuje na chwilę odpoczynku. Zarządzał on teraz rozległym terytorium, prawie tak dużym jak państwo Myrtany za panowania Rhobara I, zwanego Świętym. W skład Królestwa Myrtany, oprócz „Zielonej Krainy”, wchodziły także ziemie Nordmaru, pustynia Varantu i wyspa Khorinis. Pod berłem Rhobara III państwo to przeżywało swój Drugi Złoty Wiek. Potężna i liczna Armia Królewska pokonała samozwańczych watażków z południa oraz zdobyła Khornis. Piechotę wspierała Marynarka Królewska, która opanowała Morze Myrtańskie. Król przyłączył Nordmar na prawach częściowej samorządności. Uporządkowanie wewnętrznych spraw Kontynentu zapewniło stabilność Królestwa dając mu mocarstwową pozycję w świecie, a jego mieszkańcom dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa.
Panowanie Rhobara cechowała rozwaga. Rządził on twardą, acz sprawiedliwą ręką. Nie chciał być postrzegany jako władca słaby i uległy sprzedawczym arystokratom. Bał się również tyranii, która, prędzej czy później, doprowadziłaby do buntu ludu mającego dość wojen i zniewolenia, pamiętającego jeszcze czasy II Wojny z Orkami. Monarcha nie szukał także konfliktów z sąsiednimi państwami, znając zapach krwi niosący cierpienie i ból. Był przeciwny wojnie.
Do drewnianych drzwi komnaty rozległo się pukanie. Zbudziło to pięknego, wyrośniętego orła śpiącego na żerdzi w rogu pokoju. Natychmiast zwrócił swoje czarne spojrzenie na Rhobara, czekając na jego reakcję.
- Wejść! – krzyknął król odrywając wzrok od okna i siadając na brzegu łoża. Do pokoju wszedł ciemnoskóry, wysoki rycerz w pełnej zbroi. Przyklęknął na jedno kolano, wypuszczając cicho powietrze z płuc. Na jego twarzy Rhobar dostrzegł kropelki potu. Poczuł współczucie dla wartowników, takich jak ten człowiek, stojących całymi godzinami na zewnątrz, pilnując wejścia do Zamku w ten ciepły i słoneczny dzień.
- Wasza Wysokość, przepraszam, że zakłócam spokój, ale... – żołnierz przemówił niskim głosem. Przerwał mu jednak Rhobar, nakazując ruchem reki powstanie. – Dziękuję, Wasza Wysokość. Przepraszam, iż zakłócam spokój, ale jakaś kobieta w czarnej szacie poprosiła o spotkanie z Waszą Królewską Mością mówiąc, że to ważne. Kazaliśmy jej przyjść w dzień kiedy przyjmowani są obywatele. Ona jednak nie odeszła. Powiedziała, że prosi o prywatną audiencję oraz, że Waszą Mość zainteresuje przedmiot, który przyniosła. Trzymała oburącz duży pakunek owinięty w szarą tkaninę. Nakazaliśmy pokazanie owej rzeczy. Była to olbrzymia maska, taką jaką ma Beliar na niektórych chramach. To nas zaintrygowało. Posłaliśmy więc po pułkownika. Nasze pierwsze przypuszczenie było takie, że ta kobieta jest kultystką Mrocznego Boga. Pułkownik rozkazał przeszukanie jej. Nie odkryliśmy jednak niczego niebezpiecznego. Pułkownika zaciekawiły jej oczy. Były całkowicie białe, pozbawione tęczówki i źrenicy. Dlatego nakazał konsultację z Waszą Wysokością w sprawie tej kobiety.
- Białe oczy, powiadasz... – król zadumał się na krótką chwilę, wypowiadając przypadkowo imię osoby, o której natychmiast pomyślał. – Tak jak Xardas...
- Xardas? Ten nekromanta, Wasza Wysokość? – spytał zaciekawiony rycerz.
- Tak, ten nekromanta... – Rhobar odpowiedział podświadomie, cały czas zastanawiając się nad wieściami, które przyniósł wartownik. – Chciałbym się spotkać z tą kobietą. Przyjmę ją w Sali Tronowej.
- Wasza Królewska Mość, jeśli mogę się wtrącić to odradzam spotykania się z tą osobą. Może być niebezpieczna.
- Dziękuję za troskę, ale podjąłem już decyzję. – zripostował król widząc obawę w oczach wartownika. Ci ludzie dostrzegali we wszystkim potencjalne zagrożenie i właśnie dlatego powierzano im funkcje osobistych ochroniarzy i strażników bram. – Zezwalam Wam jednak na wzmocnienie straży przybocznej. Po dwóch strażników po każdej stronie tronu. Dwóch rycerzy wprowadzających kobietę i pilnujących jej w czasie audiencji pod bronią. Dodatkowo uzbrojony kusznik za jej plecami. I oczywiście standardowa warta przy ścianach głównej nawy. – na twarzy ciemnoskórego wojownika nadal nie znikała zaniepokojona mina wyrażająca sceptyczne zdanie o całej tej szopce.
- Jeśli ona jest magiem, Wasza Wysokość, to może być zbyt mało. Zalecam ubranie przynajmniej lekkiego pancerza ceremonialnego. – powiedział basem rycerz. Rhobar chciał go wyśmiać i odpowiedzieć, że nie obuduje się w zbroję jak na wojnę, bo to niepotrzebne, ale dotarł do niego tok myślenia żołnierza z Torgaanii. Wartownik przypuszczał, że ta kobieta to Xardas w innej postaci. Rhobar nagle uświadomił sobie, iż po tym wszystkim co zobaczył w wykonaniu Czarnego Maga, może to być prawdą.
- Dobrze. – zgodził się Rhobar. Rycerz przyklęknął i wyszedł.
Kilka minut później Rhobar był już ubrany w zbroję. Wszystko to dzięki pomocy służby zamkowej, która musiała przyodziewać władcę w pancerz aby ten nadto się nie przemęczył. Służba otwarła królowi drzwi, kłaniając się przy tym w geście szacunku. Na oświetlonym promieniami Słońca korytarzu czekało czterech paladynów: dwóch pełniło wartę przy drzwiach, dwóch miało eskortować monarchę do Sali Tronowej. Rhobar ruszył w stronę schodów wiodących na niższe poziomu Zamku Królewskiego nie zważając na honory oddawane przez piechurów. Jego straż ruszyła zaraz za nim. Trzy kondygnacje niżej pokonywali ostatnie schody dzielące ich od Sali. O ile dla Rhobara zejście nie było niczym trudnym, to dla żołnierzy w pełnym ekwipunku było to katorgą, podobnie jak klękanie przed monarchą. Dlatego też większość żołnierzy salutowała unikając mąk związanych z pokonywaniem ograniczeń ruchowych w zbroi i jednocześnie nie naruszając punktu etykiety związanym z obrazą majestatu króla.
Sala Tronowa była długim i wysokim pomieszczeniem zbudowanym na kształt krzyża. Główna nawa, od wejścia do podwyższenia z tronem, była miejscem gdzie toczono burzliwe dysputy polityczne. Teraz dwa podłużne stoły, ciągną się wzdłuż Sali, stały pusty. Dwie boczne nawy slużyły jako wejście dla króla oraz umożliwiały komunikację między Salą, a resztą Zamku.
Rhobar wkroczył do Sali. Żołnierze stojący przy ścianach zasalutowali i wyprężyli się dumnie. Przed królewski tron przyprowadzono już kobietę. Gdy król wszedł, uklękła w ślad za trzema pilnującymi jej paladynami. Widocznie poinstruowano ją jak należy się zachowywać w obecności króla, ponieważ nie powstała do chwili spoczęcia monarchy na tronie ozdobionym emblematami przedstawiającymi orla, godło Myrtany. Taki sam symbol widniał na większości flag, które rozwieszono na ścianach. Pozostałe przedstawiały herby Królewskiej Armii i Marynarki.
Król spoczął, a klęcząca przed nim czwórka powstała. Kobieta była niska i krępej budowy. Miała opuszczony kaptur odsłaniając swoje czarne włosy spięte w kitkę, w których pozostał jeszcze przebłysk dawnego piękna. Teraz były matowe i lekko przetłuszczone. Postarzało to ową kobietę. Choć Rhobar nie mógł określić ile dokładnie ma lat, nie była to młoda osoba, jednak obraziłby ją mówiąc o niej jako o starej. Król od razu spojrzał na jej białe oczy bez źrenic. Tak bardzo przypominały one oczy Xardasa, iż można było pomyśleć sam nekromanta przybył osobiście do Zamku. Władca aż zbyt dobrze znał to irytujące uczucie niewiedzy czy to puste spojrzenie spoczywa na nim, na czymś obok niego czy jest oznaką ślepoty.
Do Sali wleciał orzeł. Wpadł dość nagle przez podłużne okno i, łopoczącą skrzydłami, spoczął na oparciu trony, tuż obok ramienia Rhobara. Król wcale się nie dziwił przybyciu swojego pierzastego przyjaciela. Pogładził ptaka po dziobie i znów zwrócił swoją uwagę na gościa, który wcale nie wydawał się zaskoczony pojawieniem się drapieżnika czy jego oswojeniem w stosunku do Rhobara. To dało władcy sygnał, iż kobieta musiała już słyszeć o orle. Tym samym musiała być świadoma kim jest owy monarcha i jakich czynów dokonał. Zwykli obywatele przeważnie ujawniali swoją ignorancję co do opowieści o ptaku i władcy za miejską bajkę, a przybycie orła na koronację za przypadek. Wokół postaci króla krążyło już tyle mitów, że niejeden kronikarz połamał pióra kreśląc swe błędne zapiski dotyczące monarchy. Wielu wierzyło, że po koronacji ptak odleciał i tylko zaznajomieni z życiem toczącym się w Zamku wiedzieli, że niezwykła znajomość trwa, a orzeł nie odstępuje Rhobara.
- Kim jesteś? – król rozpoczął konwersację zgodnie z prawem dotyczącym prywatnych audiencji. Lubił ten przepis, szczególnie w czasie negocjacji, ponieważ już od początku rozmowy był w lepszej pozycji. To on sam pytał i wyczekiwał odpowiedzi, a nie był pytanym.
- Wybacz, Panie, ale moja tożsamość nie ma tu większego znaczenia. – kobieta miała dziwny, wysoki i lekko piskliwy głos. – Przynoszę wieści znacznie bardziej interesujące.
- Każdy na prywatnej audiencji przedstawia się. Ponawiam więc pytanie: kim jesteś? – król nie ustępował.
- Wasza Wysokość, powinieneś dobrze wiedzieć, że imię nie odgrywa większej roli w rozmowie o sprawach tak doniosłych. – nieznajoma wymigiwała się od odpowiedzi. Król poczuł lekkie zażenowanie. Już nie lubił tej kobiety. Czy imię jest taką tajemnicą?
- Wiesz, że królowi się nie odmawia? – spytał Rhobar.
- Wiem, jednak śmiem się temu sprzeciwić, Rhobarze Bez Imienia. – paladyni zakłopotali się na słowa kobiety. Jedni chwycili za miecze i zbliżyli się do kobiety, inni patrzyli na reakcję króla. Nikt nigdy nie odważył się zwrócić do króla po jego imieniu koronacyjnym, a tym bardziej podkreślając brak imienia. Nawet sam Rhobar uniósł w zdziwieniu brwi, nieprzyzwyczajony do takiej bezpardonowej odzywki. Jednak jego reakcja ograniczyła się do skinienia ręką aby paladyni schowali broń i pozwolili kontynuować rozmowę.
- Gdyby nie to, że ciekawi mnie przedmiot, który przyniosłaś, kazałbym zakuć Cię w łańcuchy i wychłostać.
- Chciałam tylko pokazać, że tożsamość nic o nas nie mówi. Wybacz, moją nietaktowność, Wasza Wysokość. – kobieta nie powiedziała tego szczerze. Nie chciała wyjawiać swego imienia, a Rhobar wyczuł to teraz z całą mocą.
- Z czym przybywasz? Co za przedmiot mi przynosisz? – król przeszedł do sedna spotkania wiedząc, że nie wyciśnie już godności kobiety z jej ust. Poza tym, coraz bardziej zżerała go ciekawość cóż za podarkiem chciała uraczyć go nieznajoma.
- Ten przedmiot to prastary i niezmiernie potężny artefakt. – kobieta zdjęła szare płótno, zwinęła je i włożyła za pazuchę swojej szaty. Oczom zgromadzonych w Sali ukazała się duża, olbrzymia wręcz, maska. Tak jak powiedział ciemnoskóry rycerz, przypominała maskę Mrocznego Boga. Jednak Rhobar natychmiast odświeżył sobie obraz wrednego pyska Śniącego osłoniętego właśnie takim nakryciem. Co prawda, maska demona nie była tak pięknie pozłacana, inkrustowana drogim kamieniem i wygrawerowana ale odpowiadała temu egzemplarzowi rozmiarami. Szerokością była większa od niosącej ją kobiety i w ponad połowie tak wysoka jak niska nieznajoma. Rhobar poczuł nagle w swojej głowie lekki ucisk. Miał przeczucie, że wiąże się to z artefaktem. Odczuł jak zionie on czarną magią.
- Dlaczego mi to przynosisz? To relikt dawnych czasów, dawnego zniewolenia przez bogów. – ucisk w głowie władcy ustąpił. Król, mimo powiązania artefaktu z Beliarem, zaciekawił się maską. Zdawało mu się nawet, że szepcze ona coś w jego umyśle.
- Owszem, to relikt z czasów przed Wygnaniem. Mimo, że bóstwa odeszli, ich demony i coś w rodzaju mocy pozostało. Ten artefakt to Amulet Śniącego. Magiczne więzienie dla arcydemona, którego wygnałeś, Wasza Wysokość. – słowa kobiety spowodowały powódź pytań w głowie Rhobara. Obawiał się jednak poznać na nie odpowiedzi. Gdzieś w głębi serca, wiedział, że sprowadzą one czarne chmury nad jego spokojne życie.
- Powiedziałaś, że to amulet, ale chyba tylko troll mógłby go nosić? – kobieta zaśmiała się chrapliwie i udzieliła odpowiedzi swym nieprzyjemnym dla uszu głosem.
- To prawda. Jest zbyt duży dla człowieka. Dla człowieka, ale nie dla Bogini. Dzięki niej, jej główna kapłanka, Xesha, mogłaby uwolnić Śniącego.
- Kim jest Bogini? – spytał Rhobar próbując rozplątać mętlik powstający w jego głowie.
- To prastare bóstwo. Była wyznawana na Argaanii, lecz pomiędzy jej kapłankami wybuchła wojna. Obie strony poniosły dotkliwe straty, a kult Dwugłowej Pani upadł.
- Dwugłowej? – władca nie mógł sobie wyobrazić człowieka o dwóch głowach.
- Tak, dwugłowej. Jedna z jej głów symbolizuje dobra, druga zło. Te dwa aspekty czciły jej kapłanki: mroczne Ahn’Bael i dobre Ahn’Nosiri. – Rohbarowi trudno było uwierzyć w słowa nieznajomej.
- Czy Bogini odeszła razem z myrtańskimi bogami?
- Trudno powiedzieć. – kobieta urwała na chwilę zastanawiając się co powiedzieć. Po chwili kontynuowała ostrożnie dobierając słowa. – Uważam jednak, że tak. Istnieje pewien związek między Innosem, Beliarem a argaańską Boginią. Zważ jednakże na boską moc zawartą w artefaktach, takich jak ten amulet. Oznacza to, że echo bóstw jeszcze się tli. To bardzo zawiłe sprawy.
Rhobar wstał z tronu aby przyjrzeć się amuletowi z bliska. Znów odczuł ucisk w głowie, który sekundę później ustąpił. Ciężko było nazwać owy artefakt amuletem. Zresztą tak samo ciężko było uwierzyć nieznajomej kobiecie zjawiającej się z czarnomagicznym przedmiotem w rękach i wygadującej o implikacjach wygnania bóstw.
- Co należy zrobić? Chyba nikt nie chce Śniącego na wolności. – powiedział król.
- Wasza Wysokość, musisz odnieść Amulet do Miejsca Przeznaczenia. Znajduje się ono na Argaanii, najprawdopodobniej w Klasztorze Bogini na Klifie. Wymagany jest pośpiech. Magiczne okowy pętające arcydemona słabną. Jeśli artefakt nie dotrze na Arganię nim kajdany opadną, demon może się uwolnić. Wasza Wysokość, proszę pamiętać, że pragnie on zemsty i zniszczenia. To wszystko co wiem. – kobieta wręczyła Rohbarowi Amulet. Był dość ciężki i nieporęczny. Nieznajoma skłoniła się nisko, włożyła kaptur i odeszła. Król patrzył na powoli zmniejszającą się postać, czując brzemię jakim go obciążono. Zupełnie jak za dawnych czasów.
- Dlaczego mam Ci ufać? Skąd mam wiedzieć, że to prawda? – zawołał za odchodzącą kobietą. Ta jednak się nie odwróciła, szła dalej.
- Ona mówiła prawdę, Wasza Wysokość. – rozległ się znajomy, niski głos spod ściany głównej nawy należący do ciemnoskórego rycerza. Król właśnie zaczął się zastanawiać dlaczego ów żołnierz przebywa wewnątrz Sali Tronowej zamiast pilnować głównej bramy Zamku Królewskiego. Przerwał mu jednak paladyn chcący dać potwierdzenie swym wcześniejszym słowom. – Urodziłem się i wychowałem na Torgaanii. Słyszałem tam wiele historii od podróżników i kupców znajdujących posągi dwugłowej kobiety oraz rozgałęzione obeliski w lasach i na wybrzeżach Argaanii.
Monarcha podrapał się po szorstkim zaroście analizując informacje, które dziś uzyskał.
- To co usłyszeliście w tej Sali, ma zostać w tej Sali. – rozkazał żołnierzom.
Musiał zapobiec uwolnieniu się wcielenia Beliara, upadłego boga. Przynajmniej tak twierdziła kobieta. Niestety, wszystko co powiedziała niepokoiło Rhobara. Jej słowa wskazywały na to, że jego bunt przeciw bogom jeszcze się nie zakończył.

* * *​
Rhobar stał pod ścianą w swojej komnacie wpatrując się intensywnie w zawieszony na niej Amulet. Po pomieszczeniu hasała swobodnie, chłodna, morska bryza siejąc spustoszenie w pergaminach rozłożonych na biurku. Król nie dbał o to. Przytłoczyły go myśli, natłok pytań. Wiedział, że to wiąże się obecnością artefaktu i czuł, że w nim znajdzie odpowiedzi.
„Jak to zrobić? Jak mam Cię zanieść do Miejsca Przeznaczenia? Jestem królem. Nie wejdę niezauważony do Klasztoru z czarnomagicznym artefaktem w rękach.” – władca pytał się w myślach. Ostatnio było to jego zwyczajem. Nie bał się już Amuletu. Zafascynował się nim, odkładając śłowa kobiety o uwięzionym demonie gdzieś w głąb swego umysłu.
„Dlaczego masz być niezauważony. Niech wszyscy Cię widzą. Największego człowieka w historii. Władcę najpotężniejszego imperium na świecie.” – odpowiedź pochodziła wprost z umysłu Rhobara. Narcystyczne słowa powoli wpływały na tok myślenia króla.
Wszyscy obecni w Sali Tronowej w dzień, w którym kobieta przekazała Amulet władcy, zauważyli zmianę w zachowaniu monarchy. Oni, w przeciwieństwie do króla, wiedzieli, że magiczne więzienie słabnie, a demon rozpoczyna swą zemstę na głowie państwa wnikając w jego umysł. Niestety, każda próba uświadomienia Jego Królewskiej Mości o zagrożeniu kończyła się tragicznie dla śmiałka. Demon miał już tak mocny wpływ na Rhobara, że zmienił jego politykę. Król napomknął już kilka razy o wojnie z Królestwem Argaanii i wielu wiedziało, że wybuch nowego konfliktu jest kwestią czasu.
„Wypowiedz Argaańczykom wojnę. To słabe państwo śmiało się wyzwolić kilka lat temu. Nie tylko odbijesz terytorium, ale zdobędziesz też dostęp do Klasztoru.”
„Tak zrobię.” – mimo, że władca natychmiast przystał na sugestię demona, w jego umyśle pojawiła się iskra opamiętania. – „Nie! Nie będzie wojny! Zbyt dużo cierpienia widziałem. Dlaczego Ty go tak pragniesz?”
Głos z Amuletu nie czekał z odpowiedzią. Wzmocnił swój wpływ na opierającą się wolę monarchy, zadając mu przy tym ból.
„Głupcze, jesteś marnym robakiem w porównaniu do mnie! Pozwoliłeś aby pieczęcie magii wiążące mnie osłabły, a ja powoli przelewałem mój byt w Twój. Niczego nieświadomy zostałeś zmanipulowany. Twój upór jest bezcelowy. Cierpienie Twoje i każdej innej istoty daje mi siłę. Nie ma dla Ciebie ratunku. Jeszcze trochę czasu a proces się dopełni. Jesteś już zależny ode mnie. Istniejesz, bo na to pozwalam i zginiesz, kiedy tego zarządzam. Nie wiesz jak daleko sięgają moje intrygi.” – Śniący z cała mocą zwalczył buntujący się umysł Rhobara. Ból z tym związany chciał rozerwać ciało króla na strzępy. Monarcha krzyczał bez opamiętania, aż nagle cierpienie ustąpiło. Demona złamał jego opór.
Do komnaty wpadło dwóch paladynów wartujących przy drzwiach. Dobyli mieczy i rozglądali się nerwowo po kątach pokoju szukając powodu okropnego krzyku ich władcy. Nie znajdując niczego zrozumieli, że tym powodem był Amulet. To pod nim, król opierał się o ścianę i trzymał za głowę. Słaniał się na nogach.
- Biegnij po magów! – krzyknął żołnierz do towarzysza.
- Nie! – Rhobar wycharczał cicho przez zaciśnięte zęby. – Już mi lepiej. Tylko się potknąłem i uderzyłem w głowę. Nic poważnego. – skłamał król, lecz mimo tłumaczeń, paladyni nie wyglądali na usatysfakcjonowanych wymówką. Jeden z nich schylił się i podniósł złotą, zdobioną koronę królewską. Nałożył ją powoli na głowę monarchy. Władce odepchnął się od ściany i poprawił sobie jej ułożenie.
- Zwołajcie do Sali Tronowej generałów Lee i Hagena oraz tego najemnika, Drurhanga. Przygotujcie mapy, w tym te Argaanii. - Paladyni opuścili komnatę. Król ułożył na sobie przekrzywioną szatę i również wyszedł.
Królewscy generałowie, Lee i Hagen, siedzieli przy długim stole w Sali Tronowej. Na drewnianym blacie położono kilka map przedstawiających różne obszary świata: Argaanię, Khorinis i tereny Kontynentu. Wojskowi wiedzieli, dlaczego przyszło im się tu spotkać. Król miał im, najpewniej, do ogłoszenia plan swojej kampanii wojennej, a oni byli najwyżej, po Rhobarze, w strukturze dowodzenia. Nie napawało ich to optymizmem.
- Mam złe przeczucia. – powiedział Hagen swym spokojnym głosem. – Niby mamy olbrzymie siły, powinniśmy zmiażdżyć „Południowców”, a jednak wiem, że coś pójdzie nie tak.
- Rhobarowi się wydaje, że Argaania to drugi Varant. Przecież Argaańczycy mają zorganizowaną armię, choć niewielką. To nie są kłótliwi watażkowie rządni władzy kosztem innych. To będzie całkowicie inna wojna. – mina Lee dobrze podsumowała jego słowa o beznadziejności planów króla. Generałowie przerwali jednak swoje rozważania widząc wchodzącego przez drzwi bocznej nawy monarchę. Zerwali się z krzeseł i zasalutowali. Władca tylko skinął im głową.
- Gdzie Drurhang? – spytał Rhobar. Z odpowiedzią pośpieszył Lee.
- Wiesz, Panie, że on nie ma w zwyczaju punktualności. – w tym momencie wrota głównej nawy rozchyliły się. Przyszedł wspomniany najemnik. – I o wilku mowa.
Drurhang miał na sobie lekki pancerz ze skóry bez naramienników z emblematem czerwonego węża na piersi. Dowódca Krwawych Żmij wyglądał jak zazwyczaj, czyli lekko „wczorajszo”. Rozczochrane, czarne włosy, co najmniej dwudniowy zarost i nieobecne spojrzenie przekrwionych oczu wskazywały na ciężką noc. Ten najemnik prowadził tryb życia idealnie pasujący do jego profesji spędzając wieczory i noce w tawernach i domach publicznych.
- Wasza Wysokość wybaczy spóźnienie. – Rhobar nic nie powiedział w tym temacie. Poruszył za to sedno dzisiejszego spotkania.
- Zapewne wiecie czemu Was zwołałem. – Hagen i Lee spojrzeli po sobie ukradkiem. – Nadszedł czas, kiedy wojna z Argaanią jest koniecznością. „Południowcy” wywalczyli swoją wolność, a teraz my chcemy ją zabrać.
- Panie, - odezwał się Hagen. – to całkowicie przeciwne temu, co przez tyle lat mówiłeś poddanym. Jak im to wytłumaczysz?
- Nie martw się o to. Na jutrzejszym wystąpieniu dam im powód, który ich zadowoli. – słowa monarchy nie uspokoiły generała.
- Jakie masz plany, Królu? – spytał Lee.
- Naszym celem jest tylko Argania. Użyjemy naszej Marynarki. Otoczymy wyspę blokadę morską. Dwie duże grupy okrętów. Jedna tu – król znalazł mapę wyspy i położył ją na wierzch. Palcem zaznaczył położenie wspomnianej floty nad wysepką Feshyr, na wysokości argaańskiego miasta Thorniara. – Nasza druga grupa opłynie wyspę i zatrzyma się na wschodnim wybrzeżu gotowa do wylądowania. Wojskami lądowymi rozpoczniemy podbój od północy. Zajmiemy Thorniarę i pójdziemy wzdłuż dwóch zboczy Białookiej. Lee, będziesz oblegał Setarrif. Drurhang, Ty i Krwawe Żmije zajmiecie się podkopaniem morale wroga. Zaatakujesz kilka celów na wyspie. – Najemnik kiwnął tylko głową. Dwaj generałowie znów spojrzeli na siebie. Oboje myśleli to samo: plan miał pewne zalety lecz wymagał on zbyt idealnych warunków i praktycznego braku oporu.
- Na zachodnim wybrzeżu możemy zbytnio rozciągnąć armię. Są tu aż dwa dobrze ufortyfikowane zamki. Szczególnie trudno będzie nam zdobyć Stewark. – wyraził swoje wątpliwości Hagen pukając palcem w cypelek z kropką oznaczającą wspomniane miasto.
- Nie sądzę. – Pierwszy raz, głos zabrał Drurhang. – Stewark jest uzależnione od dostaw z zewnątrz. Wystarczy obstawić most, a nie będzie trzeba szturmować miasta.
Rhobar uśmiechnął się tryumfalnie. Wszystkie plany jakie przedstawił generałem miały szansę się udać. To prawda, wiele może się nie powieść, lecz demon dość dobrze poskładał elementy wojennej układanki.
- Wasza Wysokość, nie uważasz, że ten plan jest zbyt czytelny. Ethorn z pewnością się spodziewa zajęcia Thorniary. – Lee zaczął wylewać wszystkie znaki zapytania i wątpliwości jakie dostrzegł w planie króla. – Zajęcie stolicy zaskoczyłoby ich. Następnie przerzucilibyśmy część wojsk do Thorniary drogą morską. Wtedy moglibyśmy się skupić tylko na zachodnim wybrzeżu. Setarrif i Thorniara byłyby bezpieczne, ponieważ związalibyśmy w walce armię „Południowców”. Ich flota wcześniej zostałaby zniszczona, zaraz na początku kampanii. Na pewno wypłyną nam na spotkanie już nad Feshyr. – generał miał rację. Jego plan był bardziej zaskakujący dla Argaańczyków niż strategia Rhobara. Trudniej było zaatakować dobrze obstawioną wojskami stolicę niż odsłoniętą Thorniarę. Taktyczny krok szaleńca.
- Nie. – Król nie dostrzegał przewagi argumentów Lee nad jego własnymi. Śniący na to nie pozwolił. Nie pozwolił aby jego skryty plan mógł się powieść, a zemsta na Rhobarze dopełnić. – Rozbijamy się na dwie floty, zajmujemy Thorniarę i wędrujemy obojga wybrzeżami zajmując miasta. O momencie podzielenia Marynarki zadecyduję na morzu. Wyruszamy za miesiąc. Wykonać rozkazy. Drurhang, będę osobiście wybierał Ci zadania.
Trzej mężczyźni kiwnęli głowami przyjmując do wiadomości obiekcje monarchy. Wszyscy z nich wiedzieli, że będą wykonywać wolę demona, nie króla. Nie mieli jednak wyjścia. Musieli poprowadzić wojnę o Argaanię.

* * *​
Rhobar siedział na pokrytym miękką tkaniną fotelu. Zmącone pastelowym kolorem szyb witrażowych okien światło padało na przedstawiający polowanie obraz. Źle przytwierdzone do drewnianej ściany kajuty malowidło kołysało się lekko na boki razem ze statkiem pokonującym fale na wschodzie Morza Myrtańskiego. Król wsparł swą głowę na oparciu prowizorycznego tronu i patrzył tempo w przestrzeń pokoju. Chciał w ten sposób uśmierzyć okropny ból gdzieś we wnętrzu jego umysłu. Ten straszny ucisk powracał co jakiś czas praktycznie paraliżując Rhobara. Następnie nagle ustępowałby równie nieoczekiwanie powrócić. Co gorsza, nie sypiał dobrze z powodu koszmarów i wizji. Nawiedzały go dziwne cienie i kształty. Ostatnio miewał halucynacje także w dzień. Te dolegliwości stawały się bardzo uciążliwe.
Pukanie do drzwi odbiło się echem od ścian statku jednak zdawało się ono nie docierać do królewskich uszu. Paladyn zdecydował się wejść.
- Wasza Wysokość? – rycerz zbliżył się do króla. Spojrzał na jego twarz. Lekko przeraziło go nieobecne spojrzenie monarchy. Rhobar jednak zwrócił wzrok na żołnierza. – Wezwę uzdrowiciela. – król nie zgodził się kiwając wolno głową. Paladyn z trudem zaakceptował tą decyzję. – Dobrze. Przekażę tylko, Waszej Wysokości, ostatnie raporty. Z tego co nam powiedziano, osiągamy sporą przewagę w bitwie. Udało się nam zatopić ich jednostkę flagową, „Łzę Setarrif”. Wiele wskazuje na to, że zwyciężymy, a starcie powinno się wkrótce zakończyć. W walce bierze udział prawdopodobnie cała flota Argaanii. Ethorn zachował się tak jak przewidywaliśmy.
- Cienie... – Rhobar wyszeptał cicho sam do siebie. – Odchodzą. Nie, znów wracają. Odejdzcie!
- Generał Hagen kazał się spytać Waszej Królewskiej Mości o moment przegrupowania floty. – paladyn przekazał pytanie tak jak mu kazano. Nie spodziewał się jednak żadnej odpowiedzi króla będącego oderwanym od świata. Po chwili ciszy, ruszył do wyjścia.
- Ich... – do uszu rycerza dotarł zmęczony głos króla. - ...decyzja... – monarcha wypowiadał wyrazy przeplatając je chwilami przerwy na zaczerpnięcie płytkiego oddechu. Otworzył usta aby cos dodać, jednak zrezygnował.
- Rozumiem. – powiedział paladyn i odszedł cicho zamykając drzwi kajuty.

* * *​
Lee i Hagen dźwigali ciało opętanego króla. Szli przez długą salę w pałacu w Thorniarze. Przed nimi, na podwyższeniu, stał tron dla myrtańskiego władcy. Rhobar ledwo powłóczył bogami. Ubrany w ciężki pancerz stanowił ciężar dla dwóch, nie najmłodszych już, generałów. Z wyraźną ulgą usadzili monarchę.
- Amulet. Trza... Trzeba walczyć... walczyć... – słowa króla znów były oderwane od rzeczywistości. Od wypłynięcia w morze coraz częściej tracił orientację w wydarzeniach wokół niego nawiedzany przez ból i coś co określał jako „cienie”.
Mimo, że Rhobar nie wydawał żadnych dyspozycji, generałowie znali plany ataku na wyspę. Wiedzieli co mają robić. Wiedzieli, że mają zwyciężać.

KONIEC​
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8223
Bomba. Bardzo przyjemnie opisane. Wszystko spójne i jasne. Niektóre zdania można byłoby zmodyfikować ciut językowo, jednak to kwestia gustu.
Nie sprawdzałem pod względem poprawności ale raczej nic dramatycznie nie rzuciło mi się w oczy. Czekam na dalszą część :)
 

Barneyek

Starsza Wiedźma
Członek Załogi
Moderator
Dołączył
4.11.2011
Posty
1306
Nie powiem, nie powiem, przyzwoite opowiadanie, choć jest nieco literówek i trochę niezręczności językowych. Jednak jako całość robi dobre wrażenie, czyta się je z zainteresowaniem i bez przymusu. Opisy w niektórych miejscach trochę przesadnie szczegółowe i łopatologiczne (typu „drewniane drzwi”), ale generalnie budują klimat. Znając życie, dalszego ciągu pewnie już nie będzie, a szkoda.
 
Do góry Bottom