Łucznik

firewolf

New Member
Dołączył
30.5.2008
Posty
5
Zameszczam tutaj fragment mojego niedawno napisanego opowiadania. Sami go oceńcie

Był jeszcze wczesny ranek, gdy Terb się obudził. Wspomnienia nie pozwalały mu spać. Terb był
28-letnim najemnikiem szkolonym przez najlepszych łuczników Nordmaru. Rok wcześniej został przywieziony do Khorinis przez królewskich żołnierzy, z zamiarem zesłania go do kolonii górniczej za przestępstwo, którego nie popełnił. Dopiero śledztwo przeprowadzone przez sędziego z Khorinis, wykazało, że jest on niewinny. Nie mając drogi powrotu na Kontynent, mieszkał przez parę miesięcy w jaskini przy farmie Onara. Gdy bariera upadła, a Onar wynajmował najemników, Terb został jednym z nich. Uzbrojony on był w krótki magiczny miecz, zbroję skórzaną z domieszkiem magicznej rudy wkutej w metalowe elementy, oraz łuk składający się z drewna bukowego i cięciwy ze ścięgna trola. Inni najemnicy go szanowali, a przynajmniej ci po stronie Lee. Gdy Lee wypłynął, Torlof został ich przywódcą, a Khaled jego doradcą. Popołudniu Torlof zebrał wszystkich najemników, by wydać ogłoszenie.
Słuchajcie-rzekł przywódca-Zauważyłem, że większość z was to nie najemnicy, tylko banda darmozjadów nieumiejących zabić chrząszcza. Żeby dać wam odpowiedni przykład, ja z garstką ludzi przeprowadzę akcję mającą osłabić orków. Od złapanego orkowego Herszta, dowiedzieliśmy się, że na północy utworzyli obóz. Sami nigdy go nie przejmiemy, ale dowiedzieliśmy się również, że jutro wyrusza z terenów koło miasta mały konwój żywnością dla wojowników. Powóz będzie przejeżdżać koło farmy, wystarczająco blisko żebyśmy tam poszli i przejęli go w godzinę. Pójdą ze mną: Wilk, Khaled, Rod, Raul, Terb, Jarvis, Sentenza, Bullko, Buster i Cipher. Jeżeli macie jakieś wątpliwości, to zmniejszę wam racje żywnościowe na tydzień. Więc, coś wam może nie pasuje?
Po trwającej dłuższą chwilę ciszy Khaled rzekł:
Świetnie, przygotujcie się na jutrzejszą bitwę.




Lord Hagen z zamyśleniem wpatrywał się w ponurą panoramę Górniczej Doliny z samego szczytu najwyższej wieży w zamku. Było stamtąd widać całą kolonię, od północy do południa. Przywódca paladynów spojrzał w dół. Zobaczył dziesiątki wojowników, które z góry wyglądały jak zwykłe mrowisko, tyle, że w srebrnych zbrojach potrafiących wytrzymać najcięższe ciosy przez dłuższy czas. Myślał, o królestwie, o królu, i o niebezpieczeństwie związanym z orkami. Z zamyślenia wyrwało go zawołanie: Panie Hagen-wypowiedziane przez młodego paladyna stojącego za nim-Mam dwie wiadomości. Po pierwsze nasi ludzie ukończyli dwudziestą drabinę oblężniczą. Po drugie, szanowny Pan Garond chce się z Panem widzieć. Proszę się nie pytać, w jakiej sprawie, bo nie wiem-rzekł wojownik, po czym odszedł. Ciekawe, czego on może chcieć-pomyślał, wiedząc, że zaraz pozna odpowiedź. Nie mylił się. Po krótkim czasie już siedział w Sali tronowej przy stole naprzeciwko kapitana Garonda.
-Przyjacielu, myślę, że to najodpowiedniejszy moment by zaatakować orków za palisadą. Nasze wojska nigdy nie były tak gotowe do walki jak teraz. Drabiny są już gotowe, taran też. Łowcy smoków zobowiązali się nam pomóc, ekipy z kopalni też. Liczyć możemy również na skazańców. Choć to marna pomoc, to jednak lepsze niż nic. Więc co o tym myślisz-wypowiedział Garond jakby uczył się tej kwestii parę dni wcześniej.
-Myślę, że nie mamy wyboru. Nie mamy już statku, którym można odwieźć rudę na kontynent, a wojska za palisadą zagrażają miastu i całej wyspie. Tylko najpierw mi wyjaśnij, jak to możliwe, że pod zamkiem było tak mało oddziałów wroga-Hagen powiedział to zdenerwowany, że nawet z tą garstką żołnierzy, najlepsi królewscy żołnierze nie mogli sobie poradzić.
-Może to się wydawać dziwne, ale niecały miesiąc temu był tu jeden z naszych rycerzy, i wybił niemal wszystkich orków znajdujących się pod zamkiem, lecz mimo tego nie mogliśmy uciec, bo obawialiśmy się zasadzki ze strony zielonoskórych. Ale dobrze. Dam moim ludziom sygnał by przygotowali się do walki.



Oddział paladynów z niechęcią maszerował w stronę orkowej palisady. W oczach wszystkich żołnierzy króla można było dostrzec strach, i niepewność tego, co się zaraz stanie. W końcu wszyscy dostrzegli mur. Był dosyć wysoki, i wytrzymały, lecz robiony w dużym pośpiechu, niestarannie przez niezgrabne zielone łapy orków. Składające się na palisadę sztachety już porastał mech, co było skutkiem częstego wylewanie pobliskiej rzeczki. Ludzi zdziwiło to, że przed główną bramą, i na całej długości drewnianego muru nie było żadnych zielonoskórych strażników. Skazańcy rozstawili drabiny oblężnicze, a knechci taran przed bramą. Lord Hagen czekał dłuższą chwilę, jakby zbierał się w sobie, po czym krzyknął do wszystkich-Do ataku, zostaniemy za to zapamiętani na wieki! Odwagi, odwagi!-po tych słowach knechci, rycerze, myśliwi i skazańcy rzucili się na drabiny, znacznie przewyższające przeszkodę. Ci, którzy zostali, rozruszali taran, w celu wyważenia wrót. Po minucie brama leżała u stóp żołnierzy. Hagena zdziwiło to, że w tym czasie nie słyszał żadnych odgłosów walki. Ostrożnie przekraczając dotychczasową granicę terytorium wroga, omal nie zemdlał z zaskoczenia. Za palisadą nie było nikogo prócz przed chwilą przerzuconych tam żołnierzy i skazańców, nie mniej zdziwionych niż ich dowódca.
-Panie, co to znaczy-rzekł jeden z knechtów
-Nie mam bladego pojęcia-odrzekł Hagen-Nie pozostaje nam nic innego, jak przeszukać teren. Może znajdziemy odpowiedzi na twoje pytanie.


CDN.
 
Do góry Bottom