Ostateczna decyzja

MadBull

Weteran
Weteran
Dołączył
6.9.2004
Posty
160
Zaciskał zębami gumową opaskę na ramieniu z całych sił, jednocześnie masując drugą ręką przegub w poszukiwaniu żyły. Na szafce nocnej obok leżała strzykawka z wyjątkowo dużą dawką rozrobionej heroiny. Wiedział jaki będzie skutek przyjęcia takiej dawki. Nawet on nie mógł tego przeżyć, choć już nie raz bywał na skraju przedawkowania. Zawsze się zastanawiał, jakby to było umrzeć w narkotykowym upojeniu. Jednak w najczarniejszych scenariuszach układanych w głowie, nie przypuszczał że człowiek tuż przed zażyciem śmiertelnej dawki mógłby być targany tyloma sprzecznymi uczuciami. Zawsze uważał, że te wszystkie opowieści o całym życiu przelatującym przed oczami tuż przed krytyczną chwilą to bajki. A jednak. W najmroczniejszym odmęcie jego zmęczonego umysłu zaczęło tworzyć się wspomnienie. Wspomnienie człowieka, chłopaka, jakim kiedyś był. Chłopaka wolnego od nałogu, witającego z radością każdy nowy dzień, cieszącego się życiem. Życie. Teraz było ono dla niego wyłącznie pustym słowem określającym stan ciała i umysłu, z którego chciał jak najszybciej wyjść. Ale wspomnienie stawało się coraz silniejsze. Jego oczom ukazał się obraz młodzieńca ubranego w sprasowaną na kant marynarkę. Stał on wyprostowany w równo ustawionym rzędzie podobnie odstawionych młodych chłopców. Na ścianie obok wisiał transparent z napisem: „Absolwenci 1999. Powodzenia!”. Naprzeciwko grupy stanęła uśmiechnięta kobieta. Nie pamiętał już, co powiedziała. Wiedział tylko, że jej słowa zaczynały się od:
-Kończycie szkołę podstawową, ale tak naprawdę dopiero zaczynacie się uczyć. Idźcie w świat, pracujcie ciężko, starajcie się, a na pewno każde z was zostanie kimś wielkim. Nie możecie nas zawieść...
Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech wyrażający raczej pogardę dla samego siebie, niż wesołość. Wszak pracował ciężko. Ileż to trzeba się było napracować, by mieć na kolejną dawkę. Obrobić matkę ż pierścionka, by mieć na dwa paski polfy, to każdy może, ale okraść hipermarket z kurtki o wartości 300,- to już trzeba się mocno postarać. Oto jednak jego oczom ukazywała się kolejna wizja.
Siedział na krześle w kuchni. Miał na sobie czarny garnitur z czarnym krawatem. Po jego policzkach ciekły łzy. Nad nim stał identycznie ubrany jego ojciec. Po chwili rzekł:
-Teraz beczysz sk***lu! Ale jak żeś wpędzał matkę do grobu, to jakoś się nie zastanawiałeś na swoim postępowaniem. Okradałeś, obrażałeś, przezywałeś ją i mnie. Mówiłeś żebyśmy się odpiepszyli od twojego życia i dalej brałeś to świństwo, a ona tylko chciała dla ciebie jak najlepiej. Nienawidzę cię niewdzięczny szczeniaku!
Tak ojciec miał rację, jak zwykle. Matka zginęła przez niego. Wszystko jak zwykle było przez niego... Po chwili przypomniał sobie, jak kiedyś chciał zrobić prawo jazdy. Już wtedy zażywał narkotyki a jego matka nie żyła. Ojciec natomiast wpajał mu, że to przez niego. Wtedy miał jednak jak to się mawia: swój życiowy zryw. Postanowił zerwać z nałogiem i coś ze sobą zrobić. Wspomniany kurs na prawo jazdy miał mu pozwolić skoncentrować się na czymś, co odciągnęłoby go od głodu narkotykowego, gdyż szkołę dawno już rzucił. Ojciec mówił mu że z tego całego jeżdżenia nic dobrego nie wyniknie, ale on jak zwykle musiał dopiąć swego. Nie wiadomo czemu zaraz po tym wspomnieniu pojawił mu się przed oczami obraz z bardzo niedawna. Sprzed dwóch dni. Leżał na masce samochodu kolegi. Obok leżała gumowa opaska i zużyta strzykawka. Świat wirował mu przed oczami. Nagle poczuł na sobie pierwsze krople letniego deszczu.
-Ku**a! Znów będzie lało- wycedził niewyraźnie jego kumpel.-Wsiadaj za kółko pojedziemy do pubu.
-No coś ty, ledwo mogę mówić, a co dopiero prowadzić-odparł.
-Nie pi**ol! To tylko trzy skrzyżowania i jesteśmy na miejscu.-niecierpliwił się kumpel...
Przekręcił kluczyk. Sprzęgło, jedynka, gaz, sprzęgło, gaz, dwójka.
-Widzisz nieźle ci idzie- zaśmiał się kumpel.
Pierwsza prosta, deszcz zalewał już całą przednią szybę. Nagle w reflektorach pojawiła się znajoma sylwetka. Hamulec wciśnięty do oporu, huk. Mężczyzna leżał już zakrwawiony obok samochodu. Naćpany kumpel darł się tylko o uszkodzeniach samochodu, ale On go już nie słuchał. Wiedział co się stało, i wiedział kim był człowiek, który przeleciał właśnie przez maskę pojazdu...
Tak właśnie teraz, dwa dni później, obraz był wciąż tak bardzo wyraźny. Zakrwawiony mężczyzna- jego ofiara. Jego ojciec. Teraz miał już na sumieniu obu rodziców. Przedwczoraj jego życie do reszty zatraciło swój sens, a jemu pozostał już tylko ten jeden krok. Ręka dawno już mu ścierpła z braku dopływu krwi. Uniósł strzykawkę przyłożył ją do opuchniętej już żyły. Zamknął oczy. Siedział tak z dobrą minutę. Nagle upuścił pełną strzykawkę na ziemię... Spojrzał na poobdzieraną ścianę i zapłakał.
 
Do góry Bottom