Powrót Na Kontynent!-niespodzianka!

Marinss

Member
Dołączył
21.11.2005
Posty
33
Niewim czego mój kumple niechce się wypowiadac na tym foro miał z nim jakies złe przeżycie czy co niewnikam w to prosił mie o to żebym zamiescił jego opowiadanie. Jeżeli wie ktoś dlaczego się nie wypowiada niech mi prywatke napisze bo chcem to akurat wiedzieć.

Niespodzianka


Po wielkim zwycięstwie na w dworze Irdorat(czy jak tam) Bezimienny wraca statkiem z przyjaciółmi: Lee, Angarem, Laresem, Lesterem, Miltenem, Diego, Gornem, Vatrasem, Wilkiem i wieloma innym. Na statku panuje spokój wszyscy są weseli i zabawni. Tylko Bezimienny siedzi i myśli. Myśli o tym co powiedział mu Xardas. Nagle podchodzi do niego Gorn.
- Dlaczego jesteś smutny!? Nie powinieneś świętować swojego największego zwycięstwa?
- Niestety nie mogę. Mam przeczucie, że dzieje się coś złego na kontynencie i z Xardasem.
- Xardas ten nekromanta to stary dziwak nic mu nie jest, a o kontynent się nie martw jest on przecież broniony przez setki paladynów!

Nagle na statku pojawiło się siedmiu szamanów orków w tym sam Ur Shak wszyscy rzucili się do walki!

Ur Shak rzucił tajemnicze zaklęcie, które trafiło Bezimiennego i ogłuszyło go!
Po kilku minutach walka dobiegła końca. Wszyscy Szamani zgineli z wyjątkiem Ur Shaka, który w ostatnim momencie się przeteleportował.

- Powinniśmy go przenieś do kajuty nie uważacie?
- Lester ma racje trzeba go tam przenieś i sprawdzić co mu się stało.
- Miltenie czy wiesz co to było? Zapytał Gorn.
- Niestety nie! Pewno jakieś nowe zaklęcie orkowych szamanów.
- My tu sobie gadu gadu, a czas ucieka! Przenieśmy go w końcu do tej kajuty!!

Bezimienny obudził się po kilku godzinach i chciał się dowiedzieć co się stało.
- Trafiło Cię coś! Odpowiedział Milten.
- Co mnie trafiło?! Nic nie pamiętam!
- Nie umiemy tego wyjaśnić!
- Najgorsze jest to przyjaciele, że Ur Shak wdarł się do mojej głowy i rozmawiał ze mną telepatycznie.
- Co mówił? Zapytał oszołomiony Lee.
- Pytał się o xardasa, kontynent i magów wody.
- Odpowiedziałeś mu?! Wykrzykną Wilk.
- Nie! Nie mogłem przecież!
- Choćmy spać jest dawno po północy! Powiedział Lee.
-Zostawmy na warcie Wilka i Gorna! Dobranoc!
- Uważajcie w nocy mogą wrócić. Powiedział Vatras

Następnego ranka zobaczyli Khorinis i nie mogli uwierzyć co zastali! Khorinis było niemal cale spalone tylko górne miasto broniło się jeszcze.
- Czy to się dzieje naprawdę?! Zapytał Wilk.
- Tak! Rozgromić orki! Wykrzyczał rozwścieczony Gorn i skoczył do wody.
- Gorn zaczekaj. Krzyczeli przyjaciele!
- Nie możemy ich zaatakować! Zginiemy! Musimy się dostać do górnego miasta!
Przyjaciele nie wiedzieli jeszcze jakie przygody ich spotkają .

Niespodzianka rozdział 2



Wszyscy skoczyli do wody teraz zabarwionej ciemno czerwoną krwią. Płynęli tak w ciszy przez 5 minut. Przyjaciele (nasza kompania) wpłynęli do małej porośniętej trochę krzakami zatoczki na prawo od Khorinis. Wszyscy byli przemoczeni i nie mieli za dobrego humoru. Szybko ułożyli plan działania polegający na wdrapanie się na wysokie wzgórze porośnięte małą trawą i zielonkawymi porostami. Wdrapywanie się na wzgórze nie było najprzyjemniejsze, ale co było poradzić nie było innej drogi.
Wspinali się przez około 40 minut aż wreszcie wspięli się na szczyt, a to co ujrzeli przeraziło ich! Cała wyspa Khorinis była zalana barbarzyńskimi i plugawymi orkami.
Orkowie ścinali drzewa tak że zostało ich nie wiele wyglądało to podobnie jak Górnicza Dolina. Przyjaciele posmutnieli, a w oczach bezimiennego pojawiła się nie nawieść i zemsta! Wreszcie chwile ciszy przełamał Wilk.
- To nie wiarygodne z kąt tyle orków?!
- Cholera nigdy tylu nie widziałem! Odpowiedział stanowczo Gorn.
- Tak jak przypuszczałem orkowie gromadzili siły odkąd zdobyłem oko Innosa. Zburzyli barykadę i ruszyli. Odpowiedział Bezimienny.
- Ta wyspa jest już przegrana uratujmy resztki ludzi i wyruszajmy na kontynent! Powiedział ze spokojem Lee.
- Zgoda! wykrzyknęli!
- Dobra złazimy chłopaki górne miasto czeka. Powiedział Milten.
- Wreszcie kilka orków do zarżnięcia. Powiedział a potem przełknął ślinę Gorn.


Schodzenie było trochę przyjemniejsze niż wchodzenie, lecz tak samo uciążliwe. Gdy zeszli znaleźli się w ogrodzie obok ratusza. Tylko tu pozostała jeszcze tak bujna, piękna i mieniąca się roślinność. Paladynów broniących miasto pozostało nie wielu, a ich przywódcą był Lord Andre. Wszyscy pobiegli pomóc paladynom, a Bezimienny podszedł do Andre. Andre był zaniedbany, widać było po nim ślady walki, na włosach i już nie złocistej tylko popielatej zbroi można było zauważyć krew. Wyglądał nie za dobrze!
- Co się tu stało?
- Orkowie zaatakowali znikąd! Odpowiedział szorstkim głosem.
- Z morza i ze wszystkich stron na lądzie.
- Wiesz z kąt się wzięli? Gdzie Lord Hagen i Garontd.
- Zgineli! Mężnie stawiając opór.
- Orkowie rzucili barykadę i ruszyli na zamek w Górniczej Dolinie.
- Garond zginął gdy się wycofywał do nas doszedł tylko posłaniec Bilgot.
- Hagen zginął broniąc zamku.
- Nic nie mogliśmy zrobić!

Gdy to mówił prawie łzy mu pociekły. Bezimiennemu też było smutno w końcu byli to jedni z najlepszych wojowników.

- Kiedy przybył posłaniec było już za późno! Orkowie przycumowali 20 statkami! W tym połowa z nich była elit. Zabijali nas jeden po drugim. To była żeź!
- A co z Magami Ognia i najemnikami?
- Nie mam pojęcia!
- Cholera nie wysłałeś chociaż jednego zwiadowcy?
- Nie mogłem przecież tracić ludzi!
- Tak jasne.

W czasie rozmowy Gorn i Lee oceniali sytuację. Diego natomiast z Wilkiem poszli na małe rozpoznanie terenu(zwiad). Milten i Lester zaopiekowali się chorymi. Bezimienny usiadł na ławce i rozmyślał. Wiatr wiał dość silnie, a woda była wzburzona. Liście opadały. Jesień była blisko.


Kiedy wrócili wszyscy przyjaciele byli w komplecie zaczęli dyskutować.

- Magowie ognia zniszczyli most prowadzący do klasztoru, a najemnicy schronili się koło farmy Onara. Odpowiedzieli Diego i Wilk.
- Trzeba by kogoś posłać po magów i po najemników! Powiedział Bezimienny.
- Ja pójde po najemników. powiedział Lee
- A ja teleportuje się do klasztoru odparł Milten.
- Ja wyruszam po magów wody. Oznajmił Vatras.
- Będziemy czekać!


Czekali kilka dni wpierw przybył Milten z wygłodniałymi magami. Pewno żarcie w spiżarni im się skończyło. Potem wrócił Lee z najemnikami. Nie wyglądali dobrze szczególnie Bennet. Najpóźniej wrócił Vatras z magami, którzy oznajmili że orkowie nie odkryli jeszcze krainy. I że zamknęli portal. Pozostała jeszcze kwestia powrotu. Nie można było wrócić tą samom drogą z tak dużą liczbą ludzi.

- Wiem jak możemy wrócić na statek! Powiedział Lares.
- Jak? Zapytał z zaciekawieniem Milten.
- Przes kanały!
- zgoda włazimy do kanalizacji! Fuu!

Kiedy wypływali z kanałów zauważyli, że na pokładzie ich statku są jeszcze inne osoby. Szybko popłynęli się przekonać kto to. Jakież było ich zdziwienie jak zauważyli na statku piratów i Thorusa!

- Co wy tu robicie?
- Chcieliśmy zapytać was o to samo. Odpowiedział thorus.
- Gdzie jest kapitan piratów?
- Zabił się skoczył z góry oszalał.
- Możemy płynąć z wami.
- Jasne!
- Mamy jednak dla was propozycje.
- Jaką po tym co mówicie orkowie nie znaleźli doliny.
- Możemy tam założyć swój obóz.
- Co wy na to?
- Musimy przemyśleć.

I tak nasi bohaterowie przemyślają propozycje Thorusa. Co wybiorą?


Trudna decyzja i Dzika wyspa



Po naradzie nasi bohaterzy zdecydowali, że płyną na kontynent ostrzec króla. A Thorus i piraci niech przygotują obóz na ich przybycie. Po pożegnaniu wypłynęli. Jednak kiedy płyneli zobaczyli maleńką wysepkę a na niej orka, który wyglądał dziwacznie. Był ubrany w strój magnata i trzymał miecz, który był wykuty z czegoś czarnego. Wykuty chyba z czarnego metalu. Przyjaciele zaczęli się spierać czy płynąć dalej czy sprawdzić skąd na wyspie ork z takim dziwnym mieczem, ubrany w taki strój.

- Moim zdaniem powinniśmy to sprawdzić. Powiedział Lares.
- Zgadzam się z tym zawsze jakiś ork do zabicia. Wykrzyknął Gorn.
- Ja też jestem zdania takiego jak Lares i Gorn. Powiedział Milten.
- Dobrze. Jack kurs na wyspę. Powiedział Bezimienny.
- Mieliśmy ostrzec króla. Powiedział Andre.
- Nie martw się. Zdążymy. Powiedział Bezimienny.
- My pójdziemy na zwiad a wy zostaniecie na statku.
- Zgoda niech będzie. Powiedział od niechcenia Andre.


Płynęli kilka minut. Ale im się bliżej zbliżali tym bardziej było czuć nieprzyjemny zapach jakiejś topionej rzeczy. Gdy byli na brzegu dopiero teraz zobaczyli, że ten ork jest koloru szarego lub bardzo ciemnego. Ork wyją miecz i rzucił się na przyjaciół! Ci zrobili podobnie. Wydawało się, że ork nie ma szans. Jednak kiedy Gorn rąbną swym toporem, a ork sparował atak jego topór pęk! Później stało się to jeszcze z kilkoma mieczami kompani, a nawet z mieczem bezimiennego. Wreszcie ork padł od połączonego zaklęcia Vatrasa i Miltena.

- Z czego on miał oręż? Zapytał Gorn.
- Nie wiem! Powiedział Bezimienny.
- Dziwny bardzo. Wykuty z czegoś podobnego do magicznej rudy. Odparł Bennet.
- Niech go weźmie Lee bo nie ma 2 miecza. Powiedział Bezimienny.
- Patrzcie to pułkownik. Miał ten pierścień i mapę wyspy. Powiedział Lester.
- Pokaż! Zaznaczono na niej jakiś punkt. Powiedział Diego.
- Zbadajmy to! Szybko! Wyszeptał Lester, którego ciągle bolała głowa.



Tak więc nasi bohaterowie ruszyli w głąb wyspy, która była bardziej malownicza od Khorinis. Droga była okropna. Było duszno, trudno było się przedzierać przez dżungle, a na dodatek zaczął padać deszcz. Nagle trafili na mały obóz orków. Orków było z 10. Wy strugach deszczu wyglądało to jakby się kłócili! Ale o co?

- Dlaczego się kłócą?
- Nie wiem? Powiedział Diego
- Otoczmy ich i zaatakujmy. Szepnął Angar.
- Zgoda wszyscy na pozycje. Odparł Bezimienny.
- Atak!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Rozpoczęła się walka nasi przyjaciele uderzyli na kłócących się orków, którzy w pierwszym momencie nie wiedzieli o co chodzi! Lee rzucił się na orków jak opętany wykrzykując przy tym:
- Za moich kumpli z koloni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Za ich śmierć zapłaci każdy ork!!!!!!!!
Reszta przyjaciół walczyła jak zawsze! Gorn swym toporem uderzył orka tak mocno, że jago części głowy leżały teraz porzucane na kilka metrów. W strugach deszczu i w pocie czoła tną swym ostrzem bezimienny słuchając przy tym krzyków Lee. Bezimienny nigdy nie widział Lee w takim stanie! Lee był agresywny jak nigdy dotąd, a z oczu można było wyczytać złość, zemstę i agresje. Było to dziwne, a nawet bardzo dziwne.

- Pomocy! Wykrzyknął Milten.
Gdy do niego doskoczyło 2 orków. Milten robił uniki, ale oberwał orkowie już mieli go dobić gdy doskoczył do nich Angar i Wilk. Vatras walczył z 1 orkiem i nawet dobrze sobie radził. Lares i Lester pomagali Miltenowi. Gdy został 1 ork i wydawało się że potyczka zakończyła się wygraną z dżungli wyłoniło się 2 orków pułkowników!! Lee Bezimienny, Angar, Lares i Gorn rzucili się na nich, a Diego i Wilk szczelali z łuku.

- Cholera! Mają broń magiczną! Wykrzyknął Angar.
- Nie damy się jakimś 2 zawszonym orkom. Wypowiedział z dumą Gorn.

Nagle pierwszy i 2 ork zginęli. Jak to się stało. To Diego i Wilk zaszli ich od tyłu i powbijali im noże w plecy. Odpoczęli po walce i szli dalej w strugach deszczu i w pocie czoła. W końcu dotarli do punktu zaznaczonego na mapie. I ujrzeli orków wydobujących coś podobnego do magicznej rudy. Było to coś czarnego można powiedzieć czarna ruda.

- Atakujemy? Zapytał Lester.
- Nie! odpowiedział Bezimienny.
- Diego i Wilk idźcie po paladynów i najemników oraz magów! Powiedział Bezimienny.
- Dobrze przyprowadzimy ich tu.

Diego i Wilk ruszyli a reszta przyjaciół obserwowało orków.

Diego i Wilk doszli w końcu do statku gdzie czekał na nich Andre z Wyczerpanymi paladynami, niesfornymi najemnikami i głodnymi magami. Andre nie miał zadowolonej miny.

- Co się stało czego wróciliście? - zapytał Andre?
- Potrzebujemy pomocy! Znaleźliśmy kopalnie czarnej rudy. - Powiedział Diego.
- kopalnie! Czego? Nie słyszałem o czymś takim.

Diego i Wilk opowiedzieli wszystko Andre. Jak to natrafili na obóz orków, jak przedzierali się przez dżunglę itp. Wreszcie Diego wyjaśnił po co przybili.

- To co idziecie z nami.
- My najemnicy możemy iść!
- My też odpowiedzieli magowie. Tylko daj nam cos do jedzenia!!!!!!!!!!!
- Dobra my też idziemy. - odpowiedział Andre

Po 40 minutach byli już na miejscu.

- I jak? – Zapytał zmęczony już Diego.
- Orków jest około 30 nie licząc tych co są w kopalni. – Powiedział Lee.
- To nie tak dużo. – Powiedział Andre.
- Pamiętaj, że maja broń z czarnej rudy. - Odpowiedział Bezimienny
- Dobra okrążmy ich i zaatakujmy.

Po chwili wytchnienia i 3 głębokich oddechach.

- ATAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wszyscy rzucili się na orków. Bitwa rozpoczęła się z wielkim impetem.
Diego ciął swym mieczem, Bezimienny walczył z 2 elitarnymi wojownikami, Milten z Vatrasem i innymi magami rzucali zaklęcia, Gorn i Lee walczyli za 10. Paladyni oraz Lares, Angar i Wilk zajęli się pułkownikami.

- Miltenie, Diego pomóżcie!!- Wołał Bezimienny

Milten i Diego od razu przyszli mu z pomocą. Walka trwała jeszcze około 15 minut. Wszyscy byli nią wyczerpani, a szczególnie Angar, któremu pot z czoła ściekał.

- Żaden ork nie uciekł?- Zapytał Andre.
- Nie wszystkich wyrżnęliśmy. Odpowiedział z entuzjazmem Gorn.
- To dobrze Nie chcemy mieć nieprzyjemności. - Powiedział Andre.
- Moi zdaniem powinniśmy odpocząć. – Wtrącił się Lee.
- I zjeść.- Powiedział Pyrokar.
- Czy ty ciagle myślisz o żarciu? - Zapytał Bennet.
- Koniec dyskusji, musimy wypocząć. – Powiedział Bezimienny.

Tak więc po krótkim odpoczynku, zdrzemnięciu się i zjedzeniu czegoś wyruszyli dalej. Wpierw jednak zabezpieczyli miecze, topory orków i skrzynie czarnej rudy. W końcu weszli do kopalni. Było tam ciemno, duszno(parno), a naddatek śmierdziało.

- Co to za odór? – Zapytał Lares?
- Gnojówa orków wiesz. – Odpowiedział Wilk.
- Na serio?
- Nie!! Żartuje przecież. Powiedział roześmiany Wilk.

Lares w duchu także śmiał się ze swojej głupoty. Szli w głąb aż doszli do pieczary, w której były dziwne rysunki i kilku orków.

- wyciągnąć kusze. - Powiedział Andre.
- Ognia!!!!!!!

Po 2 seriach było po wszystkim. Kiedy weszli do pieczary zobaczyli pełno ornamentów. Wyglądało to podobnie do ornamentów z cmentarzyska orków. Uwagę przykuły także czarne kamienie wystawiające ze ścian. Była to chyba czarna ruda. Benet obejrzał je dokładnie i stwierdził, że można je przetopić tak jak magiczna rude tylko o wiele w wyższej temperaturze.

- Czy uważasz, że mógł byś połączyć magiczna rude z tą? - Zapytał Milten.
- myślę że nie sprawiło by mi to problemu. - Odpowiedział Bennet.
- rozumiem wasze zainteresowanie, ale im szybciej to zbadamy tym szybciej wyruszymy na kontynent. – Powiedział Andre.

Tak więc ruszyli dalej idąc coraz głębiej. Nagle zauważyli że 2 szamanów orków się kłóci. Wyglądało to tak jakby jedni orkowie byli za jednym szamanem drudzy za drugim. Wreszcie kłótnia doszła do tego stopnia, że zaczęła się walka.
- Atakujemy? - Zapytał Gorn.
- Nie czekamy aż się wytłuką. Odpowiedział Bezimienny.

Gdy został już jeden szaman przemówił do orków w swoim jezyku.

- Atakujemy? - Zapytał Andre.
- Atak!!!!!!!!!! – Wykrzyknął Bezimienny.

Zaczęła się walka!!

Wszyscy rzucili się na stado splugawionych orków!
Angar ciął mieczem ile wlezie! Nagle ściany kopalni zaczęły się ruszać! Trzęsienie ziemi czy co! Odparł!
-Musimy uciekać przeteleportuje nas na statek to była zasadzka! Wykrzyknął Saturas blady jak skała!
-Wszyscy do mnie zrobić krąg!
Nagle wszystko zaczęło wirować i kręcić się. Po kilku sekundach wszyscy byli już na statku.
-I co teraz? Powiedział Lares.
- Płyniemy na kontynent czy nie?!
- Podnieść żagle sterburta na prawo zmienić kierunek o 300! Krzyczał Bezimienny!
- Co ty robisz przecież to nie kierunek na kontynent! Odrzekł zbulwersowany Pyrokar.
-To jest kierunek na kontynent wiesz mi. Sam Inos mi to powiedział! W głębi duszy tylko tak myślał, ale tak naprawdę przypomniał sobie ten kurs z jakiejś książki, w której pisało jak najszybciej dostać się na Kontynent.
Płynęli całą noc i cały dzień bez większego skutku większość paladynów dostawała choroby lokomocyjnej i syfiła cały pokład!

Kontynent

W końcu ujrzeli go, ujrzeli kontynent i od razu jeszcze miasto nabrzeżne miasto! Nie wiedzieli czy to stolica ale podejrzewali że tak. Woda była koloru lazurowego, miast miało kilkadziesiąt wierz port był ogromny co jakiś czas było widać czarnoskórych cudzoziemców i grubo ubranych ludzi z gór!
- To stolica odrzekł Lord Andre. Kiedy to mówił miał dziwny wyraz twarzy.
-No to świetnie mówiłem wam że znam drogę! Powiedział bezimienny dumny ze swego poprowadzenia tej ekspedycji!
Stolica była piękna, ze statku nasi bohaterowie widzieli wywyższający się budynek na pewno była to rezydencja Robara.
-Kiedy przybijemy do brzegu my paladyni zejdziemy na ląd i zajmiemy się swoimi sprawami. Ja sam pójdę do króla i powiadomię go o waszym przybyciu! Odparł Andre.
- Słuchaj mam prośbę niemów że wróciłem wolałbym żeby Robar i jego urzędnicy nie dowiedzieli się o mnie! Zrobisz to dla mnie?! Zapytał Lee.
- Oczywiście!
- My też musimy iść i powiadomić że przyjechaliśmy. Odparł Pyrokar.
- My pójdziemy z wami Pyrokarze już za długo się kłóciliśmy! Zaproponował Saturas.
- Thorus zostań tutaj z piratami i popilnujcie staku zrozumiano! My tymczasem pójdziemy się rozejrzeć! Acha i jeszcze jedno (odwrócił się do lorda Andre i krzykną) powiedz królowi żeby przygotował wojsko i kraj na przybycie orków! Powiedział stanowczo Bezimienny.
- Przekaże mu to nie martw się! Do zobaczenia!
Nasi bohaterowie wyszli na ląd i udali się w głąb miasta. Spacerowali pięknie ozdobionymi uliczkami. Czasami zdarzyły się bardzo wąskie i ciemne ulice (na nie nasi herosi nie wchodzili) . Mijali dostojnych obywateli miasta nie było tu czegoś takiego ze byli i gorsi i słabsi obywatele w tym mieście mieszkała elita i cała śmietanka najbogatszych ludzi na kontynencie. Spacerowali tak jeszcze do zachodu słońca.
-I co teraz zrobimy musimy poszukać jakiejś karczmy żeby się przespać co!? Powiedział Diego.
-Masz racje ale czy nie lepiej wynająć dom?! Zapytał bezimienny
-Jeśli na to Cię stać? Powiedział Lares.
- Możemy zamieszkać w moim starym domu na obrzeżach miasta. Powiedział Lee.
-Świetnie tego nam było trzeba ty to masz głowę! Odparł Gorn.
I tak nasza kompania wyruszyła do domu Lee. Co dziw całe miasto było jeszcze zatłoczone!
Tutaj życie rozpoczyna się chyba po północy co? Powiedział Angar.
Nikt nie odpowiedział może nie usłyszeli pomyślał! Szli dalej omijając zatłoczone ulice. Droga do domu Lee była co tak powiem zaniedbana i nie podobna do tej co nasi bohaterowie szli na początku! Po około godzinie drogi doszli do domu był to średniej wielkości dom, widać było ze od lat nikt do niego nie zaglądał! Lee otworzył stare już zardzewiałe drzwi tak samo starym kluczem. Wszyscy weszli do środka
 
G

Gray_Fox

Guest
Niestety opowiadanie nie podobało mi się. Uważam że jest zbyt duża ilość dialogów, chyba są tylko dialogi. Fabuła taka sobie a o opisach nie wspomne. Na początku już odechciało mnie czytać :

QUOTE Po wielkim zwycięstwie na w dworze Irdorat(czy jak tam)

Tego "(czy jak tam)" wogóle nie powinno być. To już psuje początek bo jest to tak jakby "zbeszczeszczenie" pomysłu jak i początku. W mojej szkole pani od polaka odrazu postawiła by 1 za takie coś. Cóż jak chcesz pisać to pisz dobrze.

albo


QUOTE Powrót na kontynent!- Niespodzianka rozdział 2
Eh niechlujstwo straszne :|


QUOTE
I tak nasi bohaterowie przemyślają propozycje Thorusa. Co wybiorą?

LoL



Mark's jak zawsze - skala 15.

interpunkcja & ortografia - wiele razy kończyłeś zdanie wykrzyknikiem, lecz reszta jest wporządku. Błędów ortograficznych nie zauważyłem, w niektórych momentach powtórzenia i literówki. 3.5/5

pomysł & fabuła - znowu o Gothic'u. Pomsyl nie nowy, niczym rewelacyjny. 3.5/5

opisy & dodatki opowiadań - bardzo słabo. Z lenistwa użyłeś niechlujnych "czy jakoś tak" , rozdziały również przedstawione na odwal i byle jak. 2/5

Ogółem : 9/15 czyli Średnio
 

masta

Member
Dołączył
14.1.2005
Posty
313
Ej, nie za bardzo... strasznie jakieś takie niespodziewane. Nic nie wyjaśniasz. Skąd niby siedmiu szamanów pojawiło się na statku? Przecież to prawie tak idiotyczne, jakbyś siedział sobie przed kompem, odwracasz się i widzisz trolla, który bawi się twoim pluszakiem. Przy tym masa błędów ortograficznych. Ale przynajmnej długie, chociaż całą masę zajmują dialogi.

3/10
 
Do góry Bottom